Na początku początku i początku końca

60 8 165
                                    

Anioł Bramy wschodniej ukrył się pod skrzydłami przed pierwszym w historii deszczem. Patrzył w dal na oddalających się Adama i Ewę. Chmury zebrały na niebie po raz pierwszy.

— Chujowo to wyszło — odparł do niego wąż.

— Słucham?

— Mówię, że słabo. Klops, klapa, generalnie chuj z tym wszystkim.

— No... tak — zgodził się Anioł.

— Jak dla mnie przesadziliście. Mogliście posadzić to drzewo gdziekolwiek. Nie wiem... gdzieś w Bieszczadach na przykład? Już nawet księżyc byłby lepszy. To nawet nie tak, że potrzebuje słońca prawda?

— Nie raczej nie — zgodził się Anioł.

— Nie widzę też, by było coś złego w znaniu różnicy pomiędzy dobrem, a złem — wąż przybrał ludzką postać przystojnego rudego mężczyzny. Jego oczy pozostały jednak nadal takie same.

— Jesteś Diabłem. Musi być w tym coś złego — powiedział Anioł, ale nie był pewien swoich słów.

— To nie tak, że konkretnie kazali mi to zrobić. Powiedzieli zrób bałagan na dole, ale to wydawało się łatwe. Wiesz drzewo z napisem "Nie dotykać" to pokusa idealna — spojrzał na Anioła jakby czegoś szukał — Nie miałeś może płonącego miecza? Jasne, że miałeś. Już go zgubiłeś?

Anioł przełknął ślinę.

— Ja... Oddałem — Przyznał się skruszony, ale zaraz zaczął się tłumaczyć — Wiesz na zewnątrz są dzikie zwierzęta. Niedźwiedzie! Wilki! Nie mogłem ich tak po prostu wyrzucić zwłaszcza, że ona jest już przy nadziei i po prostu powiedziałem "macie płonący miecz, nie dziękujcie, to się nie wydarzyło". Myślisz, że zrobiłem coś złego?

— Nie — odparł Demon — ale w istocie zabawnie by było, gdybyś ty zrobił coś złego — znowu się uśmiechnął, a Anioł tępo oddał uśmiech zanim do niego dotarło.

— Nie to wcale nie byłoby takie zabawne!

— Pełzak — Przedstawił się Demon życzliwie.

— Azirafał — odpowiedział Anioł i okrył nowo poznanego skrzydłem, a potem długo patrzyli wspólnie w deszcz.

Taki właśnie był początek, ale teraz przeniesiemy się o około sześć tysięcy lat do przodu, gdy ten sam Demon z Edenu jedzie swoją czarną Wołgą model GAZ 21. Nie wygląda jak demon, chociaż ubrany jest na czarno w garnitur od Giacomo Conti i nosi ciemne okulary, bez potrzeby, gdyż nie ma słońca. Słucha w istocie Lady Punk i ludzie wychowali za komuny mogli go z tego powodu wziąć za byłego więźnia lub chuligana. W rzeczywistości Antoni J. Pełzacz, bo tak teraz kazał na siebie mówić nie miał problemów z prawem, a nawet jeśli takie się pojawiały kilka demonicznych cudów mogły je załatwić w mgnieniu oka.

Jego samochodowe radio, które nie raz miało być skradzione przez okolicznego Sebixa (nie udawało się to nikomu, gdyż samochód sam w sobie był demoniczny i przeganiał każdego śmiałka) zdusiło "mniej niż zero" w refrenie i połączyło się z siłami ciemności. Pełzaczowi nie podobało się to udogodnienie wprowadzone przez piekło. Teraz mogli się z nim skontaktować właściwie cały czas, a on bardzo szanował prywatność. Z pewnych powodów, które na pewno poznacie w tej książce.

— Pełzaczu, musisz przyjechać na cmentarz. Tam spotkasz Pośpieszka i Likiera — już chciał pytać jaki cmentarz, gdyż w samej warszawie było ich z czterdzieści, lecz ciemny dym wyłonił się z radia i już wiedział wszystko. Znowu leciało "mniej niż zero".

Wcisnął gaz, chociaż już jechał powyżej dozwolonej prędkości i udał się w tylko diabeł wie jakim kierunku. 

W tym samym czasie we wsi, której nazwa nic ci nie powie przed katedrą rzymskokatolicką na małym uczęszczanym tylko przez moherowe babcie cmentarzu, gdyż młodsze pokolenia wolały być chowane w Warszawie dwoje demonów robiło to w czym byli najlepsi. Skradali się w cieniu. Mieli ze sobą dość niecodzienny ekwipunek jak na wysłanników szatana — kosz Mojżesza.

Dobre Znaki | good omens in polish wayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz