6. Hunde und Seile

76 15 44
                                    

Okazało się, że słońce już zachodziło, a śniegu napadało nieco więcej niż zapamiętał. Poniekąd dobrze, to zawsze jakaś opcja do napicia się czegoś przy pracach na dworze, ale z drugiej strony ludzie pewnie łatwiej będą łapać odmrożenia i tym podobne, szczególnie jak szwabi będą się zwyczajowo upierać na swoje dziwne apele i żałować na koce dla swojej już i tak taniej siły roboczej.

Zygmunt był prawie pewien, że gdyby ludziom zapewniono tutaj trochę lepsze warunki, to na pewno te wszystkie baraki stawałyby szybciej i w sprawniejszym stanie technicznym. Tania propaganda z tym obozem pracy, to właściwie ukazywało, że Niemcy nie wiedzą nawet, jak wygląda praca i co powinno się zapewnić pracownikom. No, chyba że pracownicy to podludzie, może wtedy ich wszelkie prawa robią się mocno nieistotne.

Frau Geiser chyba wciąż ani myślała puścić materiału jego koszuli, bo uparcie go prowadziła, dodatkowo ściągając jego głowę nieco niżej, niż normalnie by ją trzymał. SS–mann zapewne zgiąłby go takim manewrem wpół, ale licha siła doktor Geiser najwyraźniej jej na to nie pozwalała.

Pozdrowiła gestem jakiegoś innego szwaba; ten, stojący przy ogrodzeniu z owczarkiem niemieckim na smyczy, zasalutował w odpowiedzi i otworzył im bramę, najwyraźniej będącą jedynym przejściem na teren budowy nowych baraków. Przy drugim płocie stojącym im na drodze, inny SS–mann zrobił to samo z tamtejszą bramą, a wielce zadowolona z siebie kobieta przeprowadziła mężczyznę przez pas ziemi, zwalniając nieco przed bezpośrednim wejściem na opustoszałą budowę.

Prawdopodobnie dała swojemu pobratyńcowi niewerbalny sygnał na ściągnięcie smyczy jego kundla, który najwyraźniej miał w genach zakodowane rzucanie się z zębami na obozowe pasiaki. Szwab zrobił to, nie zważając na wściekłe ujadanie zwierzaka, a Zygmunt, jeżeli planował jakieś oddalenie się od Frau Geiser, musiał najwyraźniej porzucić ten zamysł.

Te kundle były paskudne, jeden kiedyś prawie go ugryzł, a już na pewno wywoływały u niego pewien stres samą swoją obecnością. Zupełnie inny sort, niż śliczne, złote retrievery, które chciał hodować, zanim zaczął się ten cały obozowy burdel.

Spiął się cały i powłóczył nogami, licząc szczerze na to, że jego towarzyszka faktycznie planuje pozostawić go w stanie nienaruszonym.

— Was, Frau Geiser, ist das nicht ein Snack für meinem Hund? — zapytał strażnik z drwiną w głosie. — Schade, er hat Hunger. Immer weniger Juden versuchen im Winter zu fliehen.

— Meiner ist besser erzogen, er bleibt zumindest ruhig, wenn ich das sage. — Skinęła głową w stronę Żyda. — Tu mir einen Gefallen und lauf nicht hier im Zentrum herum, na klar? Ich muss meine Beobachtungen machen und dafür brauche ich Stille. Ich habe meine Waffe für jeden Fall bereit.

— Wie Sie wünschen, Frau Geiser. Sollen wir als Dankeschön zusammen zu Abend essen? Ich versichere Ihnen, dass Sie von mir nicht enttäuscht sein werden.

— Halt die Klappe, Schmitt, und du gehst besser zu deinen Pflichten zurück, es sei denn, du willst erschossen werden — ucięła stanowczo, przyspieszając tempa tak bardzo, że gdyby Żyd wciąż miał na sobie te liche chodaki, niechybnie już leżałby ze złamanym nosem w najbliższej stercie śniegu.

Szczekanie oddaliło się od nich jak niepyszne i dopiero wtedy nieco zwolnili, przechodząc we właściwy spacerom rytm. Budowa była spora, jak nic mogli tu pochodzić dobrą godzinę bez przesadnej liczby zrobionych okrążeń.

Pewne oświetlenie zapewniały nieliczne lampy i księżyc oraz, jak zorientował się Zygmunt, kiedy w końcu kobieta puściła jego koszulę, latarka wyciągnięta z kieszeni płaszcza Frau Geiser. Wyjęła też notes, normalnie zatknięty za jej pasek i zapisała w nim coś, przytrzymując latarkę między obojczykiem a szczęką.

FAHRRADSATTEL [PL] | enemies to loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz