~28~ Maska

169 8 11
                                    

Uwaga! Na górze spojler!

Pov. LN (łał tego jeszcze nie grali)

Spojrzałem w sufit. Białe światła raziły mnie w oczy. Idź ze mną nie został. Wszyscy poszli na międzystronnicową wojnę. Nagle usłyszałem huk. Wielka fala uderzeniowa rozbiła okna drobne kawałeczki wpuszczając do środka sali tym i ogień. Musiała wybuchnąć bomba. Wypchnęło mnie razem z krzesłem na którym siedziałem pod ścianę. Łóżka lekko już zrzucone uszkodziły ścianę. Wszystko w środku się zapaliło. Nie miałem ani chwili do zareagowania. Działo się to za szybko i byłem w czystym szoku. Dymu było coraz więcej.

Ja zasłaniając przedramieniem buzię pobiegłem za drzwi. Korytarz był tak samo rozwalony co sala. Zbiegłem szybko omijając spalone krzesła i przedmioty po schodach. Były tam wybite okna. Uświadomiłem sobie że to od strony ulicy. Pobiegłem na tyły było tam nienaruszone okno zacząłem się rozglądać za czymś ostrym. Nic nie ma kropka w końcu nie mając wyboru chwyciłem za skopcone krzesło i ustaliłem się na bezpieczną odległość. Rzuciłem mocno krzesłem. Na szczęście wybiło się za pierwszym razem. Za mną ognia było coraz więcej. Wyskoczyłem przez wybitą szybę raniąc sobie ramię.

Przede mną były dalsze mniejsze uliczki. Nie miałem czasu na pójście chodnikiem było minąć przylegające do siebie domy. Polecieć też nie mogę z wiadomego powodu. Nagle zauważyłem z tyłu przerwy między budynkiem szpitala i małym domkiem. Była dość spora bym mógł przez nią przejść. Trudno. Muszę wyjść na ulicę.

Dobra. Teraz albo nigdy. Przebiegłem przez szparę o mało co nie podpalając sobie bluzki. Spojrzałem w górę bo zauważeniu wielkiego cienia pośród płomieni. Mimo że padało ogień nie gasł. Nie... To nie może być...

Na górze leciał wielki czarny smolisty ptak. Niczym widmo sunął przez niebo. Na nim stała wysoka postać. Wielkie czarne skrzydła lśniły w świetle ognia. W czarnej łapie z pazurami trzymała dynamit. Ten mundur z złotymi barkami i opaskę poznam wszędzie. Prusy...

Śmiał się wniebogłosy i pokazywał przy tym ostre zęby. Jego oczy świeciły szkarłatem. Wziął zapałkę i otarł ją o swoje zęby przez co się zapaliła (tak się da). Podpali dynamit który trzymał i rzucił go razem z zapałką w stronę następnego budynku.

Nie mogę pozwolić by dalej tak działał. Pobiegłem w stronę lasu. Bardzo dobrze go znałem. Wiele lat tam chodziłem. Tam też był mój stary zniszczony i zburzony prawie dom. W końcu tam doszedłem. Wyważyłem spróchniałe drzwi. Wszystko tam było nadgryzione zębem czasu. Rozwalone lustro w przedpokoju było tak zakurzone że aż szare. Pytanie czy wejdę na schody. Schody okazały się trochę skrzypieć i jak każda rzecz w domu zakurzone. Ostrożnie wszedłem na drugie piętro.

Chciałem od razu pobiec do mojego pokoju ale coś mnie zatrzymało. Pokój mojego syna. Popatrzyłem na niedokładnie pomalowane na zielono drzwi. Pamiętam jak mały ONZ namalował je gdy wróciłem z pracy. Wtedy taki jest uroczy. Przymknąłem powieki i oparłem się czołem spróchniały i zielone wyblakłe drewno. Na wspomnienie o nim poleciały mi łzy z oczu. Starałem się uspokoić przez wiele minut. Odwróciłem się plecami do drzwi i usiadłem powoli na brudnej podłodze nadal z moich policzków wskazywały łzy.

~Wspomnienia

Liga wracał do domu na skraju lasu. Przed przez białe drzwi i położył małą podręczną walizkę na pobliskiej szafeczce. Odłożył płaszcz na wieszak i zawołał:
LN: ONZ! Tata wrócił!

Jego syn jednak nie przybiegł. Jego ojciec zaczął się niepokoić. Wszedł na górę i ujrzał tam synka który cały ubrudzony farbą malował zielony już drzwi.

ONZ: to dla ciebie tatusiu! Żebyś zawsze pamiętał gdzie jestem!

LN najpierw był zły ale prędko zrozumiał że to jeszcze dziecko i na widok słodkich oczek jego synka wybuchnął śmiechem.

LN: dobrze mój malarzu! Tylko teraz chodź się umyć bo wyglądasz jak krzaczek. - ONZ również słodko się zaśmiał. białoskóry pogłaskał jego synka po główce.

~Koniec wspomnień

Zaszlochałem w ramię. Nogi przyciągnąłem do klatki piersiowej. Gdy w końcu zdążyłem się uspokoić na drżących nogach wstałem i otworzyłem drzwi.

Wszystko było w jak najlepszym porządku. Czułem się jak znowu się rozpłaczę. Te rysunki na ścianach i łóżko. Zamknąłem drzwi. Nie wytrzymam. Zmierzyłem stronę mojego pokoju. W końcu dotarłem do czarnych drzwi.

Westchnąłem.

Nacisnąłem srebrną klamkę. Mój stary pokój. Dawno tu nie byłem. Tu jest coś co mi potrzebne do walki a także znalezienia mojego kryształu.

Łóżko z białą pościelą teraz bardziej przypominało szarą. Szafa z brązowego drewna nadal nienaruszona. Tak jakby zatrzymał się czas. Poszukamy w szafce nocnej klucza do szafy. Nadal tam był. Otworzyłem skrzypiącą cicho szafę za pomocą złotego klucza.

Mój dawny płaszcz. Krótki z kapturem. Moje dwie szable. Srebrne odbijały się w mroku. I ta maska. Nałożymy ubrudzony kurzem srebrny płaszcz i lekko go strzepałem. Związałem brązowy pas i włożyłem do niego dwie szable. Wreszcie maska. Włożyłam ową rzecz na twarz i zamrugałem. Nie wiedziałem że kiedykolwiek ją założę.. Drugi raz.

Podszedłem pod lustro. Wielkie białe zepsute skrzydła wyglądały okropnie. Pora zdobyć to co mi zabrane. Wracamy do czasów kiedy byłem płatnym zabójcą.

§_-*~"•^•"~*-_§

Trochę krótszy rozdział (bo nad Ukrainą muszę popracować) ale za to pewnie ogarnięcie co tu się odjebało zajmie wam parę dni.

~Gaydodo

≤ |~• Błękitne Pióra •~| ≥(Polska x ONZ) - Countryhumans Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz