Rozdział 27

38 3 17
                                    

Pov: Megan

-Gdy się obudziłam pierwsze co zobaczyłam to oczy Neteyama które były we mnie wpatrzone.-

-Dzień doberek Net.- wstałam do siadu.-Nie wstajesz?

-Nie chce mi się...

-A twoi rodzice nie będą źli że cię jescze nie ma?

-O kurwa!- natychmiast się podniósł i ruszył w kierunku wyjścia.- To ja lecę pa!- powiedział o wyszedł.

-Teraz nie wiedziałam co mam zbytnio robić. Gdy się na chwilę położyłam znów niemiłosiernie zaczęła mnie boleć głowa i znów błyskało mi przed oczami.-

_______________________________________

-Łączyłaś się z drzewem Dusz

-No to pamiętam ale co dalej

-Jak ja się odłączyłem zobaczyłem jak się trzęsiesz, podbiegłem do ciebie odłączyłem twoje tsaheylu i wziąłem cię na ikrana i przylecieliśmy tutaj.

-Czyli można powiedzieć że nie uratowałeś co nie?

-No tak jakby-

-Dziękuję...

-Nie ma za c- nie dokończyłem bo dziewczyna się do mnie przytuliła.Nagle poczułem ciepło jej ciała, było takie, jakie przyjemne, no ale ktoś musiał nam oczywiście przerwać a był to nikt inny jak nasz kochany Lo'ak.

-Megan jak się czu- chyba wam przeszkadzam gołabeczki

-Co? Jakie gołabeczki?

-Dobra nie ważne, Megan chodź ze mną, Neteyam ty też możesz

_______________________________________

-Czy ja i Neteyam kiedyś? Nie. A może? Nie na pewno nie.- powiedziałam sama do siebie.

-Ale ja coś do niego czuje... Tylko on do mnie na pewno nie.-

-Moje myślenie przerwał wchodzący do namiotu Lo'ak.-

-Cześć Megan.

-Hej. Po co przyszłes?

-W dwóch sprawach.

-No dawaj.

-Neteyam dostał ochszan że nie wrócił na noc i teraz przez miesiąc nie może wychodząc z domu na noc.- Lo'ak zaczął się śmiać.- Mogę usiąść?- zapytał i spojrzał na łóżko.-

-Tak jasne.

-No no to powracając, Neteyam kazał ci przekazać że masz być w porze kolacji przy wylotówce.

-Ymm a w jakiej sprawie?

-Nie chciał mi powiedzieć więc pewnie coś ważnego.

-Okej. A ta druga sprawa?

-A no tak. Chcesz polatać?

-Nie mam ikrana Lo'ak.

-A no fakt, hmmm no to możemy polecieć żebyś oswoiła nowego. Co ty na to?

-A ja na to jak na lato. Z chęcią. Idziemy? Teraz?

-Możemy teraz, możemy później.

-Teraz

-No dobra to chodź.

- Poleciałam z Lo'akiem aby oswoić ikrana, szło mi nieudolnie ale się udało. Po tym jescze z godzinę polatalismy bez żadnego celu. I Lo'ak musiał wracać na porę obiadową.-

-To pa.

-Papa.- odpowiedziałam i poszłam do swojego namiotu.

-Tak mnie wykończyło to oswajanie ikrana że bym normalnie za raz padła, tak mnie wszystko bolało.-

_______________________________________

Hejka witam w 27 rozdziale.
Miłego dnia/nocy❤️❤️

Słowa 398

Serca płonąOnde histórias criam vida. Descubra agora