Rozdział 20

65 10 8
                                    

W poniedziałek rano w pracy czeka już na nas sporo nowych wieści. Po czułym przywitaniu namiętnym pocałunkiem w zaciszu naszego gabinetu, udajemy się do pokoju Wiolki, żeby przekazała nam, co do tej pory udało się już ustalić.

- Cześć. – Wita się z nami koleżanka. – Widzę, że jesteście w dobrych humorach. Chyba mieliście udany weekend.

- My? – Mieszam się przez chwilę na te słowa.

- Spokojnie, nie mówię, że razem. – Uśmiecha się do nas. – Zresztą nieważne. Zaraz będziecie musieli wrócić do naszej zaharowanej rzeczywistości. Musiałam sporo nadgodzin zrobić w weekend, żeby najpierw odzyskać dane z telefonu, a później je jeszcze odszyfrować.

- Ale udało ci się? Masz coś, prawda? – Dopytuje Zubert.

- Jasne, że mam. Na darmo bym was tu nie ściągała.

- Więc? Nie trzymaj nas dłużej w niepewności. – Proszę koleżankę.

- Wszystko wskazuje na to, że chłopak rozprowadzał dopalacze i narkotyki. Udało mi się dotrzeć do pewnych korespondencji w zaszyfrowanym czacie. Były tam miejsca spotkań na przekazanie towaru, na które namiary od kogoś otrzymywał. Za każdym razem dragi odbierał z innego punktu.

- Zabezpieczali się, żeby nie wiedział, gdzie jest magazyn – stwierdzam.

- Pewnie tak. Ustaliłam też, że rozprowadzał ten syf głównie na uczelni i w dyskotekach.

- Ale nie znaleźliśmy nic w domu jego rodziców.

- Może trzymał go zupełnie gdzie indziej? – Zastanawia się mój partner.

- Możliwe – potakuję. – Czy ta opuszczona fabryka, to również miejsce przekazania kolejnej partii tego świństwa?

- Właśnie nie. – Wiolka się krzywi. – Musicie sami ustalić, co tam robił, ale trochę wam pomogę.

- Co jeszcze odkryłaś? – Pytam.

- Raport techników, po analizie opon, wskazał na samochód typu suv. Przejrzałam jeszcze raz monitoring z okolic miejsca zbrodni i wysypiska śmieci, a także z trasy pomiędzy tymi punktami. Mam jedno dopasowanie. Co prawda kamera w okolicy wysypiska nie pozwala na weryfikację numerów rejestracyjnych, ale jestem pewna, że to dokładnie ten sam samochód, który namierzyłam w okolicy opuszczonej fabryki i w dwóch miejscach na trasie. Czas przejazdu też mógłby się zgadzać.

- Do kogo należy to auto? – Adrian zadaje pytanie.

- Do niejakiego Kornela Zawadzkiego, mężczyzna lat czterdzieści dziewięć, niekarany, nie ma nawet punków karnych, jest czysty. Mieszka wraz z żoną na Gaju. To dobrze sytuowana rodzina. Facet jest dyrektorem w dużym banku.

- Nie bardzo pasuje do naszej sprawy, ale oczywiście to sprawdzimy. A ma dzieci? – Dopytuję.

- Tak, syna w wieku dwudziestu dwóch lat.

- I to może być nasze trafienie! – Cieszę się. – A skoro już czytałaś raport techników, do którego nie zdążyliśmy jeszcze zajrzeć, to jest tam jeszcze coś ciekawego? Udało im się znaleźć dopasowanie po odcisku palca?

- Nie, ta osoba na pewno nie jest notowana w naszej bazie. Innych istotnych rzeczy nie zauważyłam, ale przeczytajcie sobie sami. – Puszcza do nas oko.

- Dobra, na pewno to zrobimy, a póki co wyślij nam proszę namiary na tego Kornela Zawadzkiego. Pewnie jest teraz w pracy, więc złożymy mu za chwilę niezapowiedzianą wizytę.

- Tak, pojedziemy tam od razu. – Potwierdza Adrian.

- Jasne. Już wysyłam.

- Dzięki. Cześć. – Żegnamy się i udajemy do naszego gabinetu po rzeczy, a następnie prosto do samochodu służbowego.

Nie ufaj mu!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz