Prolog

31 9 5
                                    

Craeli'ah, 37r. p.a

Księżyc był już w zenicie, kiedy Adiris stwierdziła, że nadszedł czas. Odbijane przez niego światło wpadało do kamiennego pomieszczenia przez okrągły otwór w suficie i rozjaśniało jego środek, podest na którym stała władczyni i wyrzeźbiony w stożkowaty kształt, głaz.

Adiris jeszcze raz zerknęła na jasny księżyc w pełni, nim rozejrzała się po zebranych. Było ich może pięćdziesiąt. Stali w trzech rzędach, trzymając w dłoniach kielichy wypełnione po połowę winem. Na ich twarzach nie było żadnych emocji takich jak strach, radość czy złość – tylko obojętność, która pozostawiała Adiris w przekonaniu, że koniec końców wybrała odpowiednich ludzi.

- Spośród wszystkich rekrutów których przeszkoliłam, zostaliście wy – zaczęła Adiris – Najsilniejsza grupa. To was czeka to wielkie zadanie – zeszła z podwyższenia i przeszła się przed pierwszym rzędem zebranych – Będziecie tworzyć pierwszy oddział elitarnej organizacji. Waszym celem jest ochrona krainy. To wasz priorytet za który oddacie wszystko, choćby własne życie.

- Tak jest! – odezwali się wszyscy. Adiris się uśmiechnęła.

- Choć wiem, że wszyscy jesteście gotowi, daję wam ostatnią szansę – spojrzała w dół – Wasza droga nie będzie łatwa. Dla krainy zrobicie wszystko co konieczne, nawet jeżeli będziecie zmuszeni do odebrania czyjegoś życia. Dlatego daję wam ostatnią chwilę na wycofanie się, bez konsekwencji.

Oczywiście, to było kłamstwo i Adiris dobrze o tym wiedziała. Tym rekrutom powiedziała więcej, niż musiała. Wiedzieli o rzeczach, o których nie powinni wiedzieć zwykli mieszkańcy jej krainy. Puszczając choćby jednego z nich, Adiris nie miałaby pewności, czy te wszystkie cenne informacje by nie wypłynęły dalej. Nie miałaby kontroli nad tym, kto wiedział i jak wykorzysta te informacje.

Nikt nie wycofał się do drzwi. Nikt nie opuścił szeregu. Adiris odetchnęła. Nie musiała się szykować na ponowne czyszczenie ostrza.

Pozwoliła jeszcze na kilka sekund ciszy, zanim uniosła swój kielich i powiedziała:

- Za Akademię.

- Za Akademię! – odpowiedział jej chór rekrutów, po czym wszyscy wypili z pucharów łyk wina.

Dopiero kiedy Adiris odłożyła kielich na bok, pozwoliła sobie na chwilę rozluźnienia – wszystko poszło po jej myśli. Organizacja została utworzona, Craeli'ah miało więc swoich obrońców jak i dobrą następczynię. Amara na naradach zawsze wykazywała się cechami przywódczymi i starała się wskazywać odpowiednie rozwiązania, dlatego rody magów nie powinny mieć kłopotu z zaakceptowaniem jej na tronie i wsparcia jej. Adiris nie musiała się już o nic martwić.

Biorąc kolejny łyk, Adiris pomyślała, jak jej życie przykro wygląda – nie zaznała choćby dekady pokoju. Za dziecka cierpiała z powodu klęski żywiołowej która dotknęła całą krainę. Potem uciekała przed demonicznymi istotami, które zniszczyły jej dom. Kiedy trafiła do Craeli'ah, myślała, że nareszcie zazna szczęścia. Jej pokój trwał osiem lat. Wtedy okazało się, że jedna z istot która brała udział w zagładzie jej domu podążyła za Adiris do nowo utworzonej krainy i ukryła się w jednym z lasów, zbierając siły na rozpoczęcie nowej wojny. Adiris nie miała wyboru – musiała z nim walczyć.

Makht – słowo które z języka mieszkańców oznaczało „koszmar" – tak demona nazwali mieszkańcy Craeli'ah, a Adiris kompletnie się z nimi zgadzała. Każda walka z nim, każde starcie, przynosiło ogromne straty dla obu stron. Jedyna różnica polegała na tym, że Adiris miała ograniczoną ilość wojsk, a Makht mógł po prostu opętać jakiekolwiek napotkane istoty i używając swoich mocy manipulacji, nasłać je na jej wojska.

Cykl PrzeklętychOnde histórias criam vida. Descubra agora