Rozdział pierwszy

1.5K 71 17
                                    

                                                 „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą."

                                                                                                     – Św. Augustyn


Lucille


Cisza. Otacza mnie błoga cisza, która zabiera ze sobą mój wcześniejszy krzyk. Ciało unosi się swobodnie, a płuca kurczą pod wpływem braku powietrza. Uspakajam dudniące w piersi serce. Z tyłu oczu widzę nikłe przebłyski światła. Nie chcę tam wracać. Staram się jak najdłużej wytrzymać pod wodą, ale jestem zbyt słaba. Mój organizm nie jest przyzwyczajony do długich minut bezdechu. Ogarnia mnie przerażenie, kiedy pojawia się widzenie tunelowe. Zaczynam gwałtownie machać rękoma rozpryskując wodę ze starej wanny po mikroskopijnej łazience. Unoszę tułów, ból szarpie moją klatką piersiową przypominając mi o napełnieniu płuc tlenem. Każdy oddech jest powolny, trudny i niezwykle męczący. Wychylam się przez krawędź wanny. Mokre, jasnobrązowe włosy opadają mi na połowę twarzy. To nie pierwszy raz, gdy balansuje na granicy utraty przytomności. Robię to od tygodni, bo tylko w ten sposób umiem panować nad nerwami. Bycie pod powierzchnią daje mi spokój. Napięte mięśnie drżą, gdy resztkami siły wydostaję się z wanny. Sięgam po ręcznik i szczelnie owijam nim rozdygotane ciało. Podchodzę do umywalki, w odbiciu lustra przyglądam się swoim ciemnofioletowym sińcom pod oczami. Efekt bezsennych nocy.

– Długo jeszcze? – Zniecierpliwiony głos matki przedziera się przez drzwi. Zaciskam zęby z żalem, że się przebudziła. Nie chcę się z nią widzieć, nie po tym jak kolejny raz mnie rozczarowała.

– Już wychodzę. – Odpowiadam ignorując znajome pieczenie pod powiekami.

– To dobrze. Słuchaj... – Urywa, bierze wdech i kontynuuje. – Trzeba będzie zrobić zakupy. Nie ma chleba.

Trochę się rozpromieniam. Słowa matki dają mi nadzieję, że wreszcie odzyskała pożyczone pieniądze z renty po tacie i będę mogła kupić jedzenie.

– Wszystko oddali? – Upewniam się

– Kto?

– No, te półgłówki.

– Nie nazywaj ich tak.

Uśmiecham się ironicznie do siebie. Matka zawsze broniła tych ludzi. Szczerze mówiąc, nawet do końca nie wiem, kim oni są. Każą nazywać się wspólnotą i dzielić wszystkim co uznają za wartościowe. W ten sposób pozbyliśmy się z domu telewizora oraz oszczędności. Obiecali nam zrekompensować straty lecz od kilku długich dni temat pozostaje zamknięty. Mama złości się ilekroć krytykuję wspólnotę, uważa, że tylko oni są w stanie nam pomóc. Że jako jedyni rozumieją naszą sytuację. Być może to prawda, ale dlaczego pozbawiają nas pieniędzy? Na to pytanie nie była w stanie odpowiedzieć.

– Oddali czy nie? – Dopytuję marszcząc gniewnie brwi.

– Nie.

Wbijam paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni.

– To jak mam zapłacić za chleb?

– Zrób to co zwykle.

To co zwykle oznaczało kradzież. Tak, kradnę żywność ze sklepu, by móc przeżyć. Odkąd mama zaczęła regularnie uczęszczać na spotkania wspólnoty, nasza lodówka zieje koszmarną pustką. Próbowałam zaciskać pasa i jeść po dwa posiłki dziennie lecz to nie wystarczało. Musiałam zacząć kraść. Za każdym razem, gdy idę do sklepu obiecuję sobie, że to się więcej nie powtórzy. Cóż, jestem mistrzem w zagłuszaniu własnego sumienia. Wycieram się do sucha i zakładam bluzę z polarem. To moje najcieplejsze ubranie, które mimo kilku przetarć wciąż rewelacyjnie daje sobie radę z chłodem. Odwlekam moment, w którym otworzę drzwi i stanę z nią oko w oko. Zmieniła się tak bardzo jak tylko może zmienić się kobieta po śmierci męża. Pierwsze tygodnie były udręką, ale to miesiące wypełnione smrodem alkoholu dały nam najbardziej w kość. Gdy żył tata, nie pijała zbyt często. Prawie w ogóle. Z kolei teraz traktuje piwo jak wodę. Depresja. Wiem, że matka w nią wpadła. Potrzebuje mojej pomocy lecz brakuje mi sił na mierzenie się z tą podłą rzeczywistością. Czuję się jak pionek podczas gry w chińczyka. Jestem nieustannie gdzieś przestawiana. Nie jest łatwo nadążyć za humorami matki. Ta ciągła niewiadoma stała się jeszcze bardziej podchwytliwa, gdy zaczęła spotykać się ze wspólnotą. Mówiła, że dzięki nim przestała egzystować i znów w pełni cieszy się życiem, co jest tłustą hipokryzją. Jak można się cieszyć z życia, kiedy jest się zmuszanym do kradzieży? Och, zaraz. To nie ona to robi. Być może dzięki temu widzi to inaczej. Lepiej.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz