4. Kamizelka ratunkowa

69 7 0
                                    

Na dół prowadziły cztery stopnie. Schodząc po nich uważałam, by nie przywalić głową w drewnianą część czegoś, co chyba służyło do zasuwania wejścia od góry i chowało się w dachu żaglówki. Było wyjątkowo stromo i gdybym musiała poradzić sobie z bagażem sama, najpewniej zrzuciłabym go po prostu na dół, a potem podążyła za nim. Tylko że wtedy poobijałbym piękną drewnianą, chyba dębową podłogę, która była jednym z niewielu elementów, po którym mogłabym ocenić jacht jako luksusowy.

Zupełnie nie znałam się nie jednostkach pływających, ale cała reszta wnętrza wydawała mi się raczej... zwyczajna. Za to dosyć przestronna w porównaniu z tym, co sobie wyobrażałam patrząc z zewnątrz. Po lewej było coś na kształt miniaturowej wnęki kuchennej w kształcie litery „L", po prawej malutki stolik wraz z miejscem do siedzenia, a na ściance przy nim całe mnóstwo elektroniki. Dalej stał stół z opuszczonymi blatami po bokach i ciemnozielone (mogłam się założyć, że to nie standardowy kolor wyposażenia) kanapy po obydwu jego stronach. Nie takie jak w domowym salonie, tylko stworzone z dwóch długich poduch położonych na drewnianym podeście jako siedzisko i oparcie, niemniej wyglądające na całkiem wygodne. Ściany też były wyłożone drewnem albo czymś drewnopodobnym o ciepłym odcieniu. Wszędzie dookoła, znajdowały się naścienne szafki z tego samego materiału, całkiem ładnie wtapiające się w tło i przez to optycznie powiększające przestrzeń.

Sufit był blisko nade mną, ale bez przesady. Nie jestem niska, a mimo to mogłam się swobodnie wyprostować. Josh miał trochę gorzej. Stał w wąskim korytarzyku pomiędzy stołem a kanapą z lekko pochyloną głową i wyglądało na to, że właśnie w tej pozycji zawsze tutaj funkcjonuje. Ale nie sprawiał wrażenia, jakby mu to szczególnie przeszkadzało. Pewnie człowiek jego rozmiarów był przyzwyczajony do tego, że mało gdzie się mieści.

– Możesz dzisiaj spać tam. – Wskazał kciukiem na podwójne drzwi za swoimi plecami. Widać było za nimi umieszczony na kolejnym drewnianym podeście materac dokładnie w kształcie dziobu łódki: szeroki od wejścia i zwężający się ku tylnej ściance. Nad nim było podłużne lustro, a wyżej dwa okienka, w tym jedno sufitowe. – Normalnie ta dziobowa koja jest moja, ale...

– Dziobowa co? – przerwałam mu.

Westchnął ze zniecierpliwieniem.

– Łóżko. Niech będzie, że łóżko.

– Ach. – Pokiwałam głową. – Mógłbyś mówić po ludzku – mruknęłam pod nosem.

– Co takiego?

– Nic, nic, kontynuuj.

– Eee, no więc Peg wyprosiła moją kajutę dla siebie i Auriego na ten rejs. Gdyby nie to, że jest moją siostrą i strasznie mnie o to męczyła, nie zgodziłbym się na oddanie jej kapitańskiej koi, ale co mi tam. Wolę spać przez dwa tygodnie gdzie indziej niż słuchać jej marudzenia. W każdym razie, dopóki ich nie ma, możesz się tutaj ulokować, to najwygodniejsza kajuta. Ja przeniosłem się do tej rufowej – urwał, widząc moje zdziwienie i przewrócił oczami. – Do tej z tyłu, po twojej lewej – wyjaśnił.

– O, okej. – Spojrzałam przez ramię na mniejsze drzwi wychodzące prosto do kuchni, przez które widać było pościelony materac. Ten też był idealnie dopasowany do nietypowego kształtu niewielkiego pomieszczenia.

Zanotowałam sobie, że sypialnie są zdecydowanie niższe niż salon z kuchnią i gwałtowne siadanie na łóżku grozi nabiciem sobie guza. Ale ta dziobowa wyglądała na wygodniejszą i jaśniejszą. Nie dziwiłam się, że Peggy ją sobie upodobała.

– A tam będę spać później? – zgadłam, zerkając na zamknięte wąskie drzwi po drugiej stronie schodów.

Joshua zacisnął wargi w powstrzymywanym śmiechu.

Gorszy niż sztormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz