23. Manifestacja zwierzęcych instynktów

80 10 14
                                    

Po kilku minutach w końcu pozbierałam myśli, ale jeszcze chwilę posiedziałam na zewnątrz. Żaglówka była obrócona tak, że miałam widok na inny fragment lądu niż przed chwilą i przyglądałam mu się intensywnie, próbując rozpoznać różne kształty oraz kolory. Później przeniosłam wzrok na ciemne morze i spienione fale, które obserwowałam równie uważnie. Kiedy uświadomiłam sobie, iż robię to dlatego, że mam nadzieję dostrzec fokę, zaśmiałam się pod nosem. Wyglądało na to, że nerwy już całkiem odpuściły i zamiast martwić się o życie czy przeszłość, mój umysł postanowił skupić się na tu i teraz.

Może wypatrywanie fok było moją formą medytacji?

Ciekawe, ile ich tutaj było i gdzie dokładnie mieszkały. Bardzo chciałam zobaczyć chociaż jedną, lecz zaczęło mi się robić zimno, a moje skarpetki były już całkiem mokre, więc uznałam, że rozsądniej będzie, jeśli na chwilę wrócę pod pokład. Najpierw jednak zerknęłam na lewą burtę, by upewnić się, że nie ma tam niczego, co powinnam po sobie posprzątać. Na szczęście Josh miał rację – deszcz wymył wszystko do czysta. Przynajmniej tyle dobrego z tej beznadziejnej pogody.

– Nie ma żadnych fok – zaraportowałam, schodząc po schodach.

– Ach tak? – odparł ze śmiechem Joshua, spoglądając na mnie przez ramię i zamykając klapę lodówki, do której coś przed momentem włożył. – No cóż, nie sądzę, żeby były bardzo ufne wobec jachtów i ludzi, ale może kiedyś podpłyną bliżej – stwierdził. – Jak już przyzwyczają się do naszej obecności tutaj.

– Mówisz tak, bo myślisz, że dzięki temu będę z podekscytowaniem wyczekiwać długiego postoju, zamiast marudzić, jeśli nie będziemy mogli wypłynąć jutro?

– A zadziałało? – zainteresował się.

– Trochę – przyznałam i uśmiechnęłam się kącikiem ust.

– W takim razie dokładnie dlatego to powiedziałem. – Sięgnął do zlewu po umyte już naczynie żaroodporne, które zaczął wycierać.

– Ej no... – Ściągnęłam marudnie brwi. – Ja to miałam zrobić.

– Wiem. Ale długo cię nie było, a nie lubię mieć bałaganu.

Westchnęłam ciężko.

– Jesteś niemożliwy – burknęłam, a gdy spojrzał na mnie pytająco, wyjaśniłam: – Chciałam zrobić coś pożytecznego, co jest w zakresie moich kompetencji, a teraz... znowu czuję się bezużyteczna.

– Przeze mnie czujesz się bezużyteczna? – zmartwił się i odłożył na blat suche naczynie, po czym wyjął ze zlewu kolejne i podał mi je razem ze ścierką. – Proszę, możesz się tym zająć.

– Dzięki. – Przejęłam od niego wszystko i bez miauknięcia dokończyłam to, co zaczął, chociaż bardzo chciałam móc już zdjąć z siebie mokre buty.

– Gdzie to schować? – spytałam.

– Szafka pod piekarnikiem. – Przekazał mi drugie naczynie i obydwa odłożyłam w odpowiednie miejsce. – Jeśli chcesz pomóc z czymś jeszcze, możesz zetrzeć podłogę – zaproponował.

– Tak jest, panie kapitanie! – Zasalutowałam. – Tylko...

– Tylko najpierw zdejmij buty i wystaw je do wyschnięcia na zewnątrz, pod bimini.

– Tak jest, panie kapitanie – powtórzyłam z uśmiechem.

– Ścierka do podłogi jest pod umywalką w łazience.

Skinęłam głową i spełniłam polecenie, po czym pozbyłam się jeszcze skarpetek i na bosaka podreptałam do toalety, z której przy okazji postanowiłam skorzystać. Potem w końcu zajęłam się zleconym mi zadaniem. Zdecydowanie było ono w zakresie moich kompetencji. Co prawda nigdy wcześniej nie wycierałam tak niestabilnego podłoża, ale z zadowoleniem doszłam do wniosku, że kołysanie jachtu już prawie w ogóle mi nie przeszkadza – a w każdym razie nie wywołuje mdłości. Przy niespodziewanych mocniejszych bujnięciach jeszcze zdarzało mi się uderzać o różne elementy wyposażenia jachtu ramieniem czy nogą. Albo głową.

Gorszy niż sztormWhere stories live. Discover now