Rozdział czwarty

730 57 25
                                    

* Uwaga, w tekście występuje przemoc seksualna. Jeśli masz słabe nerwy, proszę, nie czytaj. *


                                                           Rozdział czwarty

                                                                    LUCILLE

Nie mogę dobudzić matki. Próbuję już od dwóch godzin, a jedyne co udało mi się do tej pory od niej uzyskać, to niewyraźne pomruki. Niepokój wzrasta, kiedy widzę cienką stróżkę śliny spływającą z lewego kącika jej ust. Ma dziwnie charczący oddech, jakby nie mogła złapać tchu. Kolejny raz unoszę ciężkie jak ołów ramiona i potrząsam jej barkiem w nadziei, że wreszcie otworzy oczy.

– Co? – Wydusza schrypniętym głosem, tylko trochę podnosząc powieki. Szorstki ton sprawia, że moje ciało pokrywa się gęsią skórką. Marszczę brwi, nie podoba mi się to zachowanie. Nie zasłużyłam na taką oschłość. Zresztą nigdy wcześniej jej nie było. Kolejny raz przypominam sobie o tabletkach od Tony'ego i niewiele myśląc odsuwam się od łóżka. W pokoju mamy panuje porządek. A przynajmniej takie można odnieść wrażenie, gdy po raz pierwszy wchodzi się do pomieszczenia. Wzdycham cicho. Ze mną to nie przejdzie. Jestem zbyt świadoma chaosu, którego upchnęła na półki. Otwieram jedną z szuflad komody i ostrożnie przeglądam zawartość. Nie muszę robić tego długo, bo już po chwili zauważam znajomą buteleczkę nieporadnie owiniętą przetartymi skarpetami. Jeszcze wczoraj była pełna, a teraz z łatwością mogę oszacować, że została połowa. Skręca mnie żołądek na samą myśl, że matka zażyła aż tyle tych wstrętnych piguł. Na co one w ogóle są? Tony zapraszał mnie na spotkania wspólnoty ale zawsze odmawiałam. Może to był błąd? Może powinnam się zgodzić i przekonać się na czym to wszystko polega? Odkręcam nakrętkę i zdejmuję wieczko. Okrągłe tabletki z symbolem nieskończoności wyglądają niewinnie. Mają piękny lawendowy odcień i przypominają mi pudrowane cukierki, które zjadłam będąc dzieckiem. Czy coś tak ładnego może być złe? Chwytam w place jedną tabletkę. Obracam ją w kierunku wątłych promieni słońca wpadających przez brudną szybę okna. Wysuwam język i czubkiem dotykam wierzchnią warstwę. Jest chropowata i...słodka. Kusi by wziąć więcej i rozgryźć. Chcę zachować przytomność umysłu, więc wymykam się z tabletkami do drugiego pokoju. Siadam na swoim łóżku, otwieram stary zeszyt na ostatniej stronie i decyduję się na zażycie tego tajemniczego specyfiku. Nie wiem czy postępuję dobrze. W moich myślach nie ma głosu taty, który mógłby mnie ostrzec przed ewentualnym głupstwem. Samotność zamyka mnie w swoim kokonie, wymazuje wspomnienia i zostawia z ropiejącymi ranami w sercu. Biorę głęboki wdech, a następnie przegryzam pigułkę. Słodycz, którą wcześniej czułam przemienia się w drażniącą gorycz, ale nie mogę otworzyć ust, by wypluć tabletkę. Są jak zasznurowane. Nerwy szarpią moim żołądkiem, wzbierają się mdłości. Szybko łapię za długopis, by spisać nieprzyjemne doznania lecz ku mojemu przerażeniu zamiast liter na kartce pojawiają się nieczytelne zawijasy. Ciemnieje mi w oczach, a gorąc obezwładnia moje ciało. Słaba. Jestem tak słaba, że kładę się na materacu. Świat wiruje, przybiera dziwne formy. Szafa, która stoi w rogu wydłuża się i nagle zmienia kolor. To przerażające. Odwracam wzrok i nagle dostrzegam postać opartą o ścianę. Wysoki mężczyzna w eleganckiej koszuli uśmiecha się z rezerwą.

– Jesteśmy tutaj dla twojego dobra. – Mówi wykonując krok w przód.

– Nie! – Krzyczę zaniepokojona jego nagłą obecnością. – Nie ruszaj się!

– Boisz się?

– Nie wiem kim jesteś.

– Ależ wiesz. – Znów się zbliża. – Lucy, to ja.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now