13.

285 13 0
                                    

To nie był dobry plan.

Następnego dnia drzwi jego pokoju po raz pierwszy od dawna były otwarte. Gdy wuj wrócił z pracy, Dudley szlajał się ze swoją ekipą po okolicy terroryzując wszystkie dzieciaki wokół, natomiast ciotka wychodziła do sąsiadki na podwieczorek. Wuj postanowił spędzić popołudnie przed telewizorem z butelką zimnego piwa w łapie. Chłopiec-Który-Przeżył uznał to za dobry znak, bo jak wuj miał gorsze dni to sięgał po mocniejsze trunki, niż zwykłe piwo, które dla jego wuja miało charakter bardziej „napoju orzeźwiającego". W takich sytuacjach Harry musiał być „pod ręką", by donosić wujowi trunków lub przekąsek, lecz miał się nie rzucać w oczy. Przypomniało mu się zasłyszane jakiś czas temu stwierdzenie, że „dobry domowy skrzat to taki, którego nie widać". „Zupełnie jak ja", westchnął smutno.

Chcąc udobruchać sobie wuja, przygotował dla niego koreczki i roladki na przekąskę. Podał wszystko elegancko na tacy. Gdy na stole w salonie położył tacę, wuj dziwnie na niego popatrzył, ale nic nie powiedział. Chwilę później zaczął tylko jeść. „Przynęta zarzucona", pomyślał, „Teraz tylko czekamy na połów". Gdy przygotowywał kolację usłyszał wołanie z salonu. Umył szybko ręce, wytarł i biorąc kolejną butelkę piwa przeszedł szybkim krokiem do największego pomieszczenia.

- Wuju, jeszcze piwa? – zaoferował, jednak jego pytanie zostało zignorowane.

- W co Ty pogrywasz, chłopcze? – wybełkotał będąc wyraźnie pod wpływem, jeśli wierzyć liczbie pustych butelek wokół, 8 piw.

- Nie rozumiem o co wujowi chodzi. – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

- Tak, jasne. – sarknął Dursley – A ja to Święty Mikołaj.

- Wuju, naprawdę. – grał dalej - Chciałem tylko przeprosić za moje zachowanie i ładnie się pożegnać. Bo wiesz, niedługo zaczyna się szkoła i... – i tu zawahał się szukając odpowiednich słów – ...i chciałbym poprosić wuja, by już jutro mnie wuj odwiózł do Londynu, potrzebuję kilku książek przed rozpoczęciem roku – widząc jak wuj robi się coraz bardziej czerwony szybko dodał – Nie potrzebuję pieniędzy! Szkoła zapewnia wsparcie dla... takich jak ja. – skłamał, dalej nie chciał by wujostwo wiedziało o jego małym majątku - Muszę tylko jutro się zgłosić w odpowiednie miejsce.

Wściekłość wuja sięgnęła zenitu. Czerwony jak burak na twarzy zaczął sapać niczym rozwścieczony rogogog podczas pierwszego zadania. Tyle, że wtedy miał różdżkę, mógł wezwać miotłę i w razie potrzeby dorośli czarodzieje by interweniowali. Tutaj nie miał żadnej ochrony. Nie miał nawet różdżki, którą jak miesiąc temu schował pod podłogą, tak do tej pory ani razu nie wyciągnął. Sytuacja zaczęła napawać go lękiem, więc powoli zaczął się wycofywać. To był błąd.

- JA CI DAM, MAŁY KRĘTACZU! NIGDZIE NIE JEDZIESZ, ZOSTAJESZ TUTAJ DZIWAKU! – wybuchł Dursley – ZARAZ WYPLEMIĘ Z CIEBIE RAZ NA ZAWSZE TE DZIWACTWA, JAK PO DOBROCI SIĘ NIE DAŁO!

I rzucił w siostrzeńca żony tacą z naczyniami po przekąskach. Harry chcąc osłonić twarz uniósł ręce i zamknął oczy. To był kolejny błąd, bo nie zauważył, jak jego wuj wziął zamach prawą ręką w której wciąż tkwiła butelka po piwie i uderzył go w głowę. Przed oczami Harry'ego pojawiły się mroczki, a sam upadł na podłogę pod wpływem oszołomienia. Nagle poczuł ciepło w okolicach serca, które zaczęło się rozrastać. Harry nie był w stanie tego dostrzec, ale jego wuj już tak, jak powietrze wokół zaczęło iskrzyć. Następnie wszystkie szklane i ceramiczne przedmioty zaczęły pękać, ramki ze zdjęciami Dursleyów na kominku, butelki szklane, puste i jedna pełna, wazony, a nawet ekran nowego telewizora (Dursleyowie kupili go dwa tygodnie temu za premię wuja). Trwało to ledwie niecałą sekundę, a gdy zaczęły pękać okna Dursley zerwał się i okładając kopniakami leżącego chłopaka zaczął krzyczeć:

- TY DZIWAKU, PRZESTAŃ NATYCHMIAST! – kopnięcie w żebra, Harry poczuł ostry ból, ciężko było mu oddychać – PRZESTAŃ MÓWIĘ! – kopnięcie w brzuch uspokoiło (lub raczej zdusiło) jego magię – ZABIJĘ CIĘ, SUKINSYNU! – kopnięcie w bok – TACY DZIWACY JAK TY NIE MAJĄ PRAWA ŻYĆ! – kopniecie w plecy – NIGDZIE SIĘ NIE WYBIERASZ! – kopniecie po ramionach, Harry poczuł jak pęka mu kość – ZOBACZYSZ, NIKT NIE ZAUWAŻY NAWET, ŻE CIEBIE TAM NIE MA! – kopniecie w twarz, chłopak poczuł jak usta zalewa mu krew – A TERAZ DO SIEBIE DO POKOJU, ODMIEŃCU! – szarpnięciem postawił Harry'ego na nogi i popchnął w kierunku schodów – NO JUŻ, DZIWAKU!

Małymi, chwiejnymi krokami na wpół przytomny szedł zgodnie z poleceniem. Na schodach jednak miał trudności, by po nich wejść. Miał problemy z oddychaniem, wszystko go bolało, a wizja była zamazana. Na trzecim stopniu poczuł pchnięcie na plecach. Widząc, jak niebezpiecznie szybko zbliża się do pocałowania obłożonych kafelkami schodów zamknął mocno oczy i... stracił przytomność.

***

- Ron, widziałeś gdzieś Harry'ego? – zapytała Hermiona.

Był 1 września, godz. 10.54 i potężny tłum na peronie 9¾, większy niż w poprzednich latach. Pociąg Hogwart Express zyskał dodatkowe wagony, w sumie było ich 9.

- Nie, nie widziałem go. – odpowiedział Ron – Pewnie jest już w pociągu, zaraz odjeżdżamy. Tu taki tłum, że i tak go nie znajdziemy.

- Racja – przyznała Hermiona – poszukamy go robiąc obchód, gdy ruszymy.

Ron i Hermiona zostali wybrani na nowych Prefektów Domu Godryka Gryffidora. Hermiona nie była zaskoczona, natomiast Ron (i jego rodzina) bardzo. Spodziewano się, że drugim prefektem będzie Harry. Rodzicom Rona szok szybko zastąpiła duma. Tradycją w domu Weasleyów było, że nowy Prefekt zasługuje na prezent na rozpoczęcie nowego roku. Ron liczył na nową miotłę, chciał spróbować w tegorocznym naborze do drużyny Quidditcha. Ze starą miotłą lub szkolną nie miałby szans. Jego prośby zostały wysłuchane i wczoraj Pani Weasley wróciła z Pokątnej z nową Zamiataczką. Bliźniacy próbowali nabijać się z brata, ale po tym, jak obudzili się z różowymi włosami odpuścili bratu, ciesząc się, że mają brata-Prefekta, który nie stracił na poczuciu humoru.

Obchód w pociągu zajął Ronowi i Hermionie dwie pierwsze godziny jazdy. Niestety, Harry'ego nie znaleźli. Zmartwieni dołączyli do przedziału, gdzie siedzieli Ginny, Neville i Luna.

- Znaleźliście go? – zapytał pyzaty chłopak.

- Niestety – westchnęła Hermiona ciężko siadając – Może ktoś go zabrał bezpośrednio do Hogwartu, dla bezpieczeństwa. Pamiętacie co się stało na początku wakacji.

Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Gdy ich przyjaciel otarł się o śmierć, wszystko się zmieniło. Nagle dawne problemy stały się mało istotne, wręcz dziecięce. Wiedzieli, że zbliża się wojna. Czuli to w kościach, a intuicja wciąż krzyczała by zachowali ostrożność. A może to wciąż echo wspomnienia profesora Moody'ego powtarzającego każdej leki po kilka razy: „Stała czujność!".

Gdy dojechali do zamku była piękna, ciepła noc. Pierwszoroczni przeszli z Hagridem do łodzi, gdy starsi uczniowie powozami dotarli do bram Hogwartu. Ich bagaże podręczne były skrupulatnie sprawdzane, a przed bramą była wielka skrzynia na skonfiskowane produkty, która stopniowo napełniała się. Wszyscy byli dokładnie sprawdzani, trzeba było zdjąć szaty do koszulki, podwinąć rękawy (choć nieliczni mieli na sobie takie koszule ze względu na pogodę) i nogawki spodni, wyciągnąć wszystko z kieszeni, okazać różdżkę i poddać się sprawdzeniu przez wykrywacz. Uczennice były sprawdzane na lewo od bramy przez Tonks, a Uczniowie na prawo przez Shacklebolta. Stojący między nimi profesor Flitwik odhaczał nazwiska na długiej, kilkudziesięciostronicowej liście. Nikt nigdy nie widział tak skrupulatnie przeprowadzanej kontroli, nawet przed Mistrzostwami Świata w Quidditchu.

Harry Potter - Na granicy | SeveritusKde žijí příběhy. Začni objevovat