20. Druga strona medalu

49 5 6
                                    

♪Conan Gray – Memories♪

— Nosz ja...

W ostatniej chwili gryzę się w język, gdy klucze upadają mi na podłogę z hukiem, który jest wręcz ogłuszający w porównaniu z panującym w domu spokojem. Nie przerabiam tego pierwszy raz, a i tak zawsze, kiedy potrzebuję być ciszej niż mysz pod miotłą, dzieją się takie rzeczy.

Jak tak dalej pójdzie, to nabiorę takiego doświadczenia w byciu niezdarnym ninją, że ktoś sam z siebie wyśle mi list o przyjęciu mnie do jakiejś tajnej organizacji.

Wzdycham cicho, gdy schylam się po klucze, a potem dociskam subtelnie dłońmi drzwi do ramy tak, aby zamek wskoczył, co także tworzy niewielki hałas. Odkąd tylko pamiętam, to wejście ciągle skrzypi, utrudniając mi moje nocne powroty, dlatego dla własnego spokoju ducha zamykam je na klucz z tempem kreskówkowego, postarzałego żółwia.

Naprawdę wolałabym nie zbudzać rodziców. Jest po pierwszej, więc w stu procentach już głęboko śpią, nieświadomi tego, że ja w tym czasie spacerowałam przez pół miasta, nie trzymając się wyłącznie głównych ulic, ale wędrując też trochę po zakrętach, aby końcowo wylądować u Stelli i się u niej zasiedzieć.

Najchętniej zwiedzałabym Gold Coast całą noc, gdybym tylko mogła. Pomimo tego, że znam je praktycznie na wylot, zawsze znajdzie się taki moment lub miejsce, które wygląda magicznie i daje taki posmak nostalgii, w której lubię zatrzymywać się chwilę dłużej, aby dobrze ją zapamiętać i zachować jako jedne z wyraźniejszych wspomnień. Poza tym ciągnie mnie do szlajania się po nieznanych mi osiedlach i adorowania nowych widoków albo skręcenia w mało uczęszczaną uliczkę, która może mi zapewnić choć mały dreszczyk emocji.

Tylko że dosyć pilnie potrzebowałam się wygadać. Chodzenie bez celu jest równoznaczne z tym, że nachodzą mnie upierdliwe wątpliwości oraz irracjonalne rozważania. Jednym z nich było właśnie wcześniejsze spotkanie u Noxa. Dobrze przeczuwałam, że nie wytrzymałabym z tym do dzisiejszego popołudnia, gdyż na pewno bym nie zasnęła. To znaczy... Nie mówię, że moja głowa jest już wolna i czysta, bo nadal mam w niej mętlik, ale wierzę, że teraz będzie mi łatwiej go uporządkować.

Siadam na podłodze jak małe dziecko, by wygodniej uporać się z rozsznurowaniem trampek, a potem biorę torebkę i na palcach wchodzę na górę. Wzrokiem skanuję drogę przed sobą i pomagam sobie światłem wpadającym przez okna, aby się nie wywrócić czy czasem na coś nie nadepnąć.

Każdy krok jest mozolny, by uniknąć kolejnych ekscesów, ale myślami jestem już w swoim pokoju. Powoli zaczynam odczuwać zmęczenie, głównie w ciele, dlatego pierwsze, co robię, to zmywam makijaż, a potem przebieram się w piżamę i zatapiam w milionach poduszek na łóżku.

Sięgam jeszcze tylko po słuchawki i włączam na telefonie playlistę z muzyką, która prędzej uśpi mnie swoją melodią, niż poprawi humor. Od razu też podgłaśniam ją na tyle, aby odizolować się od dźwięków otoczenia i zniknąć w swoim własnym świecie.

Teraz pozostaje mi jeden wybór. Iść spać czy załatwić to już w tej minucie?

Zaciskam usta, opatulając się mocniej jednym z koców. Nie jestem wyczerpana na tyle, aby zasnąć, więc mogłabym mieć choć tę kwestię z głowy. Zwłaszcza że łagodne nuty piosenki Lany Del Rey powoli mnie rozluźniają, a nerwy puszczają.

W dalszym ciągu jednak coś mnie blokuje i nie pozwala unieść choćby palca. Przymykam na chwilę oczy, a potem spoglądam w okno. Delikatnie kołyszące się gałęzie zajmują mnie swoim widokiem na tak długo, aż nie przestaję odczuwać na sobie presji.

— Teraz albo nigdy — stwierdzam szeptem.

Chcąc zacząć od nowa, muszę się liczyć z tym, że najpierw należy zakończyć stare tematy, które aktualnie stanowią wyłącznie przeszkodę i zabierają miejsce na potencjalne szczęście.

HYPOCRITEWhere stories live. Discover now