R. XIII. Korepetytor.

3.7K 127 154
                                    

Gabriel's P.O.V.'s

Poprawiłam torbę na ramieniu, bo cholernie mi ciążyła. Wyglądałam jak okropna idiotka. Nie pomalowałam się, bo po szkole idę od razu na trening dla tego też mam torbę treningową na ramieniu i plecak. Miałam też dresy, czarny golf i włosy związane w kucyk. Nie miałam dziś dosłownie na nic czasu. Szkoła, balet, znajomi, korepetycje, prace domowe, nauka i około dwie godziny snu.

Przez ten jeden dzień zauważyłam, że weszłam na wojenną ścieżkę z Porterem. Traktowaliśmy się jak powietrze. Jakby nic nigdy nie zaszło. Było to cholernie dziwę i nie swoje. Tak szczerze mówiąc myślałam, że po naszych kilku schadzkach i kręceniu ze sobą coś z tego wyjdzie. Może nawet na to liczyłam. Najwyraźniej się przeliczyłam, bo Porter okazała się dupkiem jak zapewne każdy chłopak na tej planecie.

Dobra przynajmniej większość.

Z tego co opowiadała mi Evy o tym chłopaku z wymiany, wydawał się naprawdę okej. Raz go widziałam i był naprawdę godnym jej zawodnikiem. Wyglądał jak każdy typowy chłopak, tylko miał zielone włosy i miał kolczyka w nosie. Zawsze uśmiechnięty i chętny do żartów. Zastanawiałam się co kryje się za tą maską. Oczywiście mógł być po prostu dziecinnym nastolatkiem - ale jednak mój wewnętrzny radar podpowiadał mi, że to coś bądź ktoś pokazał mu by chować wszystko za żarcikami i wesołą miną. Evy jest na mnie zła, bo śmieje się, że są jak Wanda i Cosmo z wróżkom chrzestnych - tyle że oboje z charakteru przypominają tego drugiego. Chłopak jest podobny z zachowania co dziewczyna. Bardzo energiczny z tego co zdążyłam zauważyć. I dziecinny. Jeździł po korytarzu na desce jakbyśmy byli co najmniej w podstawówce. Jedyne czym się różni od czerwonowłosej to poziomem agresji. On po prostu ma na wszystko wyjebane, odpyskuje albo się śmieje a Evy od razu bije ludzi.

Nadszedł czas na koniec lekcji. Byłam zła, bo przyszedł najgorszy moment. Mianowicie marnowanie mojego czasu. Przełam do sali, w której miałam do odsiedzenia dwie następne godziny. Gdy tylko przekroczyłam próg zrobiło mi się słabo, gdy Porter wbił we mnie wzrok.

Ta, cholera zapomniałam, że on też zostaje po lekcjach.

‐ Panna Anderson - westchnął Pan Forbs. - Dawno cię tu nie było - parsknął rozsiadając się na fotelu.

- Mi też się to nie podoba. - westchnęłam pod nosem i usiadłam jak najdalej od Hamiltona.

Starałam się nie patrzeć w jego stronę, jednak czułam jego palące spojrzenie na sobie. Wyjęłam z plecaka książkę od chemii i nawet nie skupiłam się na tym co było napisane na kartkach. Patrzyłam się z nadzieją, że związki karbonylowe same wejdą mi do głowy. Nic z tego nie rozumiałam, tak naprawdę nawet nie starałam się tego zrozumieć. Po co mi to było potrzebne. Ivan obiecał mi dziś korki, ale nawet nie wiem o której. Miałam skrytą nadzieję, że wywiąże się nimi z obiecanej imprezy. Tupałam nerwową nogą, a gdy na chwile podniosłam wzrok dostrzegłam, że on nadal się we mnie wpatruje. Szybko odwróciłam spojrzenie. Skwasiłam twarz, gdy zrozumiałam jakie to było żenujące. Po prostu tam, nie patrz.

Drzwi od sali ponownie się otworzyły, ale nie chciało mi się nawet podnosić głowy. Bałam się, że znów przypadkiem nawiążę kontakt wzrokowy z Porterem; a tego drugi raz bym nie przeżyła.

‐ Kto pana tu wpuścił? - spytał nerwowo nauczyciel.

‐ Przyszedłem tu na korepetycje.

Niemal, że nie spadłam z krzesła, gdy do moich uszu wpadł ten harmonijny jak i głęboki głos. Uchyliłam usta i podniosłam wzrok a w moją stronę szedł już Silver. W czarnych, dopasowanych spodniach i w tym samym kolorze bluzie. Oddech mi przyspieszył a wzrokiem na chwilę uciekłam na Portera, który patrzył na całą tą sytuację z takim samym zdziwieniem jak ja. Silver złapał za krzesło przed moją ławką, przysunął je bliżej mnie i przełożył nogę opierając się przedramionami o oparcie. Siedział na przeciwko mnie, dzielila nas tylko ławka i nie wiem czy nie było to za mało. Zrobiło mi się cholernie sucho w ustach. Teraz potrzebowałam prawdziwej pomocy.

SinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz