5. Uśmiech ukojenia.

140 8 0
                                    

Siedzę przy biurku, ucząc się. Nienawidzę historii. Gdybym mogła, chciałabym móc przestać się jej uczyć, ale to odbiłoby się na moich ocenach.

Odsuwam krzesło na kółkach i wstaję. Rozciągam się, bo w pozycji siedzącej byłam chyba przez trzy godziny.

Schodzę na dół po coś do jedzenia, gdy moim oczom ukazuje się moja matka.

- Cześć Noelia - mówi, nie odrywając wzroku od jedzenia.

- Hej - uśmiecham się. Mam nadzieję, że nie widać, że ten uśmiech jest tylko wyćwiczony do perfekcyjnego i natychmiastowego zakładania na moją twarz. Tak często i odruchowo go robię, że to mógłby być już odruch nabyty.

- Na patelni masz warzywa. Wystarczy, że sobie odgrzejesz. - odstawia pustą miskę do zlewu, po czym znika na górze.

- Dziękuję - mówię i zabieram się za podgrzanie kolacji.

Niespodziewanie moim oczom ukazuje się mój ojciec. Wchodzi i stawia jakaś reklamówkę na ziemi.

- Cześć tato - mówię i podbiegam do niego, by wziąć reklamówkę. To normalne. Chciałam mu tylko pomóc z zakupami, które - jak się domyślam - miał w tej siatce.

Dlatego niezmiernie dziwię się, gdy ojciec odpycha mnie i przechodzi do salonu. Nagle sobie uświadamiam.

Nie. Nie! Proszę, nie!

Ojciec rozpakowuje piwa na stolik przy kanapie i chowa coś pod kurtkę.

Małe deja vu.

- Tato, co ty robisz? - ze stresu moje ręce zaczęły trząść się bardziej niż zwykle.

Nie odpowiada jednak na moje pytanie. Idzie do łazienki i zamyka się w niej.

- Ja pierdole kurwa - myślę zmęczonym głosem.

Idę na górę.

Nie. Nie idę.

Ja biegnę. Lecę. Pędzę.

Aż w końcu przewracam się na schodach. Gdyby na dole nie czekał pijany ojciec, pewnie zaczęłabym się śmiać z samej siebie. Ale on tam jest. Czeka na powód do picia.

Wszystko mnie boli. Jestem tak cholernie zmęczona całym tym gównem, które nazywa się moim życiem, że dopuszczam do siebie myśli, których niepowinnam. Myśli, o których nikt nie wie, że rozważam. Myśli, co byłoby lepsze.

Do rzeczywistości przywraca mnie jednak zapach wanilii na mojej szarej koszulce.

- Jeszcze przyjdzie czas na moje prawdziwe szczęście - myślę.

Dobra. Muszę wstać. Muszę wstać. Wstaję. No już. Szybko. Noelia, nie możesz się poddać!

W końcu się podnoszę. Przeskakuję jeszcze kilka schodków i biegnę do pralni, gdzie widzę moją matkę rozwieszającą moją ulubioną koszulkę.

- Mamo - zaczynam - Tata przyniósł piwa.

Matka patrzy na mnie ze zdziwieniem. No tak, przecież on codziennie przynosi piwa. Codzień pije po dwa czy trzy. Ale dziś przyniósł sześć.

- I ukrył coś pod kurtką. Mamo, to na pewno coś mocnego. - mówię szeptem.

Teraz patrzy na mnie nie z tym zdziwieniem mówiącym "ale to normalne, że Patrick pije", a z szokiem pomieszanym z przerażeniem. Szybko jednak ukrywa wszystko pod maską obojętności.

- Pewnie zrobił zakupy też na jutro - rzuca sucho i wymija mnie.

Moja matka zawsze miała na sobie jebane różowe okulary. Nigdy nie widziała, że jest źle. Albo nie chciała widzieć.

Between Us [18+]Where stories live. Discover now