Rozdział 13

257 6 0
                                    


-Macie ją znaleźć choćbyście musieli wywrócić każde miejsce do góry nogami! Chuj mnie obchodzi że nie potraficie! – krzyk przepełniał opustoszone korytarze i pomieszczenia, a garstka ludzi trzęsąc się ze strachu potakiwała tylko głowami – Namierzcie jej telefon, macie czas do jutra inaczej wypierdolę was wszystkich na zbity pysk!

Trzask tłuczonego szkła był idealną odpowiedzią na pytanie, jak bardzo zirytowany był. Uciekła bez słowa mimo że stał tam i bronił jej przed tym pieprzonym Felipe i jego obrzydliwymi łapami. Pisał, dzwonił i nic. Głucha cisza, zero odpowiedzi, zero jakiegokolwiek znaku czy wszystko w porządku. Uciekła, a on z godziny na godzinę coraz bardziej się zamartwiał i to uczucie doprowadzało go do szału. Jeszcze nigdy nie był tak bezradny, potrafił poradzić sobie z każdym złym człowiekiem a jedna mała kobieta była nie do opanowania. Co się z nim działo?

Zirytowany do granic możliwości trzasnął drzwiami, kierując się prosto ku schodom prowadzącym na dolne piętro, do piwnicy.

Musiał się wyżyć.

W pomieszczeniu panował półmrok, a jedyny oświetlony punkt był dzięki zwisającej z sufitu jarzeniówce. Szybkim ruchem przysunął składane krzesło pod jedną ze znajdujących się tam celi.

Chrząknął głośno, uderzając pięścią w kraty. Sygnet który znajdował się na palcu zabrzęczał głośno.

-Znasz ją jak nikt inny, gdzie chodzi jak jej źle?

-Wielki Serrano zgubił swoją nową zabawkę? – charczenie wybrzmiało z ciemności doprowadzając bruneta do jeszcze większego zdenerwowania – Skąd mam wiedzieć? W dupie miałem czy było jej źle czy nie. Teraz to twój problem.

-Zapierdolę cię i tak i tak, lepiej ze mną współpracuj śmieciu – krzyknął, ponownie uderzając w kraty – Pamiętaj że w każdej chwili mogę otworzyć te drzwi i cię stamtąd wywlec!

-Skończ grozić i lepiej idź znajdź swoją zgubę, bo znając ją może już być w zupełnie innym miejscu daleko od ciebie.

Śmiech który rozchodził się po ścianach był nie do wytrzymania i Serrano wiedział, że jego cierpliwość się kończy. Próbował po dobroci, ale najwidoczniej nie ma takiej opcji. Z ogromną siłą szarpnął zamkiem prawie wyrywając drzwi z zawiasów.

Dawał mu szansę ale ten idiota podjął złą decyzję.

Nie wkurwia się Mateo Serrano.

Siła, z jaką rzucił ciało pokiereszowanego mężczyzny dodawała mu pewności siebie. To on miał władzę nad tym miastem, nad ludźmi i nad całym syfem który się wylewał. Żaden gnój nie będzie go wyśmiewał.

-Mam cię dosyć, przygłupie. Uprzykrzałeś życie Dianie przez tyle lat, znęcałeś się nad nią więc teraz czas, aby tobie ktoś zrobił krzywdę. Zalegasz mi tu bezsensownie, czas się ciebie pozbyć. – uśmiech wpełzł na jego usta, widząc błysk przerażenia w oczach przeciwnika. Nie pamiętał kiedy był tak bardzo zdenerwowany jak w tym momencie. Nikt nie miał prawa ranić jego kobiety a ten śmieć robił to od bardzo dawna. Pierwotnie, mieli go tylko nastraszyć i wypuścić ale sprawy się skomplikowały. Domenique drwił z nich i prowokował, sprawdzając jaką mają wytrzymałość. Nie mógł sobie na to pozwolić. Znajdzie ją z jego pomocą lub bez, to tylko kwestia czasu.

Obyś była bezpieczna

Nie czekając dłużej przycisnął ciało drugiego mężczyzny do ściany, zaciskając przy tym dłonie na jego posiniaczonej szyi.

-Co, zabijesz mnie? A co powiesz Dianie? Chcesz żeby widziała w tobie takiego samego potwora jak we mnie? – charknął, spluwając śliną wymieszaną z krwią. Serrano drgnął, mocniej zaciskając ręce.

Ta Jedna Łza | ZAKOŃCZONE | W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz