Rozdział dwunasty

495 45 10
                                    

                                                                        Rozdział dwunasty

                                                                               THOREN

Dziewięć lat

Klęczę na siedzisku krzesła przy krawędzi stołu i ledwo panuję nad ogarniającym mnie podnieceniem. Wiem, że jeśli znów zacznę krzyczeć, to rodzice się zdenerwują, ale naprawdę już nie mogę wytrzymać! Ściskam dłoń w pięść, a następnie wsuwam ją do ust i gryzę knykcie. No dalej! Wbijam wzrok w porcelanową twarz Madison i wstrzymuję powietrze, gdy unosi swoją chudą rękę.

– Rzucaj! – Poganiam. – Przetrzymujesz kostkę!

– Bo nie chcę wjechać na twoje pole. – Odpowiada wskazując palcem na ocean spokojny. – Nie będę mieć tylu pieniędzy, żeby ci zapłacić.

– No ale musisz! Takie są reguły!

– Thoren – Mama łapie mnie za rękę. – Wiem, że bardzo lubisz Monopoly, ale to tylko gra, okej?

– Ale ona nie gra zgodnie z zasadami! To nie fair! Jak ja wjechałem na pole taty, to dałem mu prawie wszystko, a teraz taka durna Mads nie rzuci kostką, bo nie chce żebym był bogaty.

– I tak nie będziesz bogaty. – Dogryza Eliana siedząc na kolanach u taty, po drugiej stronie stołu. – Jak dostałeś od dziadka trochę kasy to od razu kupiłeś słodycze.

– A potem zrobiła ci się ogromna dziura w zębie i płakałeś! – Dorzuca rozzłoszczona Madison.

– No już dzieci. – Mama z uśmiechem przejmuje kostkę od mojej młodszej siostry i wykonuje za nią rzut. Wypada aż dziesięć oczek, więc różowy pionek omija mój ocean i zatrzymuje się dopiero na nieruchomości taty. Rany, ale ma szczęście! – Mads, kochanie, musisz dać tacie dwanaście dolarów.

– To są takie? – Madison pokazuje kilka zabawkowych banknotów.

– Jeszcze jeden. – Mruczę pod nosem. – Daj mu jeszcze jeden, bo inaczej pójdziesz do więzienia za...no – Urywam nie mogąc sobie przypomnieć słowa. – Za zabieranie nie swoich rzeczy – Dokańczam średnio zadowolony.

– Ale to są moje rzeczy. – Oburza się.

– Już nie.

– Mamo, Thor mówi, że moje pieniądze nie są moje!

Przewracam oczami lecz zaraz przywołuję się do porządku. Kiedyś babcia opowiadała o chłopcu, który oślepł przez wywracanie białek. Nie chcę czytać książek brajlem, więc mimo, że przewracanie weszło mi w krew, staram się nad tym panować.

– Chyba będziemy kończyć, co? – Tata zerka na zegarek, a potem na rozłożoną planszę. – W tę grę można grać nieskończenie wiele godzin, a przecież ktoś tutaj wstaje rano do szkoły, prawda?

Teraz jego szare oczy, łagodnie na mnie spoglądają.

Nie lubię chodzić do szkoły. To dla frajerów.

– A mógłbym zostać w domu? – Jęczę niemal składając dłonie jak do modlitwy.

– A kto napisze za ciebie test z francuskiego? – Mama pochyla się nade mną i mierzwi moje czarne, kręcone włosy. Nie lubię ich, bo koledzy w klasie uważają, że przed wyjściem z domu kręcę je na lokówce. A to nie jest prawda. Kręci je moja babcia, ale ja nigdy nie miałem tego sprzętu w rękach. Jest dla bab. I to na dodatek tych starych. Fuj!

– Oj, zaczyna mnie drapać w gardle. – Udaję kaszel licząc, że to małe kłamstewko zapewni mi dzień wolny. – Będę chory.

– Dobra, dosyć tych głupot. Thoren, pomóż mamie sprzątnąć ze stołu. – Tata ostrożnie stawia Elianę na podłodze, a potem wstaje z krzesła i cmoka Madison w czoło. Chce zrobić to samo mnie, ale w porę wykonuję unik.

– Ha! Widziałeś? Jestem szybki. – Szczerzę zęby. – Jestem niepokonany!

– Dobrze, mój niepokonany wojowniku. – Mama znów głaszcze mnie po głowie. – Podaj mi wszystkie pionki.

– Niech Mads sprząta, to zadanie dla dziewczyn. – Wystawiam język. – Ja muszę ratować świat! – Wspinam się na krzesło, wchodzę na stół, a następnie zeskakuje z niego na podłogę. – Użyję swoich supermocy i zamknę szkołę na zawsze!

– Sprzątają wszyscy. – Tata kładzie swoja dłoń na moim ramieniu. – Mężczyźni muszą pomagać swoim kobietom.

– Dlaczego? – Wzdycham.

– Bo jesteśmy od nich silniejsi.

– I lepsi? – Podchwytuję.

– Nie, mały. Nie jesteśmy lepsi. Jesteśmy tylko silniejsi.

– Tato? – Zerkam na niego z zachwytem. Imponuje mi. Jest wysoki, ma długie nogi i szerokie ramiona. Potrafi nawet jedną ręką otworzyć słoik z ogórkami. Gdy schyla się, by dorównać mi poziomem, czuję ogarniające mnie ciepło. Z tatą wszystko jest fajne. Nie bałem się, kiedy dentysta zaklejał mi pombą ząb, bo wiedziałem, że z nim nic mi nie grozi. Nie pozwoliłby mi cierpieć.

– Tak, synku?

– Czy kiedyś będę tak samo silny jak ty? – Pytam z nadzieją.

– Będziesz jeszcze silniejszy. – Zapewnia patrząc mi głęboko w oczy. – Nadejdzie dzień, w którym to ty zaczniesz nas chronić, Thor. 

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now