18. Dlaczego?

34 5 3
                                    

  Siedziałyśmy tak bezsensownie i wydzwaniałyśmy do obu. Ja dzwoniłam cały czas do Pabla a Martina raz do jednego raz do drugiego. Reszta dziewczyn się już poddała. Ja jednak nie dopuszczałam do siebie myśli, że nam nie odpowiedzą. Wpatrywałam się w tekst na ekranie. Brat (36). Tak zadzwoniłam do niego 36 razy.

  Lucy wpatrywała się we mnie kiedy znów kliknęłam w jego numer żeby zadzwonić. Zabrała mi telefon. 

 - Xandra przestań. To nic nie da. Jeśli mają się odezwać to i tak to zrobią - powiedziała to takim tonem jakby się w ogóle nie przejmowała. Zdenerwowało mnie to. 

 - Oddawaj! Jak ty w ogóle możesz tak mówić! A jeśli zadzwonię ten 37 raz i akurat odbierze?- głos mi się załamał. Wyrwałam jej telefon z ręki. Zadzwoniłam kolejny raz. 

 - Znów ta głupia poczta! - krzyknęłam rzucając telefonem. - Idę tam. Sama lub z wami ale idę.

 - Idę z tobą - powiedziała moja przyjaciółka oczywistym tonem.

  Wyszło na to, że idziemy wszyscy razem. Minęłyśmy skrzyżowanie i poszłyśmy w kierunku, który wcześniej ustaliliśmy, że przeszukują oni. Szłyśmy tak szybko, że nawet nie wiem kiedy znalazłyśmy się w miejscu, które miało być ich celem szukania. Wcześniej rozmawialiśmy dokąd najdalej mogliśmy zajść. Z górki to było jakieś pół kilometra ale kręte drogi sprawiały, że wydawało się jakbyśmy szły co najmniej kilometr. 

  Zobaczyłyśmy... Tą postać? Tym razem nie uciekałam. Nie mogłam. To było jedyne co mogłyśmy zrobić żeby ich znaleźć. On coś robił a niedaleko stali Pablo i Jasper. Udało się! Na reszcie są z nami! Choćby co się nie działo byli z nami. Brat też musiał zauważyć naszą obecność. Spojrzał oczami, które mówiły: DZIĘKUJĘ! Tak bardzo wam dziękuję. Czy się wydawało czy jego oczy... Wyglądał jakby zaraz miał się popłakać ze szczęścia. Kiwnął porozumiewawczo do przyjaciela, który po chwili też spojrzał na nas. W jego oczach było widać błaganie o pomoc. 

  Pablo nie patrząc na nic rzucił się do ucieczki do nas. Chyba chciał tak samo jak my żebyśmy byli wszyscy razem. Jasper chciał go zatrzymać wskazując na postać, która tak jak przypuszczałam była facetem. Jednak nawet jego zatrzymanie nic nie dało. Bieg co sił w nogach w naszą stronę. Byliśmy od nich około dwadzieścia metrów kiedy tajemniczy facet się odwrócił. Trzymał coś w ręce. Nie zdążyłam nic zrobić kiedy... kiedy usłyszałam huk. 

  On go postrzelił. Nie wiem czy nas widział. Nie myślałam wtedy o niczym. Bez zastanowienia rzuciłam się do brata. 

 - Pablo nie!!! - krzyczałam wiedząc, że dłużej nie wytrzymam udawania tego, że nas tam nie ma. Widziałam, że on żył. Musiałam mu pomóc. Kiedy biegłam tak szybko usłyszałam krzyki za mną. Każda z dziewczyn coś krzyczała. Zobaczyłam jak Lucy biegnie za mną. 

 - Lucy idź stąd! - ledwo wykrzyczałam. 

 - Nie ruszę się dopóki nie wrócisz do reszty - wciąż się nie poddawała.

 - Nie pozwolę ci na to... - powiedziała cicho ale jednak to usłyszałam. On znowu wycelował. Tym razem chyba we mnie. Moja przyjaciółka też to zobaczyła i mnie wyprzedziła. Kolejny huk. 

  Po moim policzku zaczął spływać strumień łez. Dlaczego on mi to robił. 

 - DLACZEGO NAM TO ROBISZ! CO TAKIEGO CI ZROBILIŚMY?! - mówiłam łkając. Wszyscy coś krzyczeli ale już nic więcej nie słyszałam bo chyba zemdlałam.

Tajemniczy lasWhere stories live. Discover now