Rozdział 2

380 26 9
                                    

Rozdział 2

Violet

Pozostała reszta tygodnia mijała mi nawet znośnie. Humor tylko zepsuło mi milion zadań domowych, których pewnie i tak nie odrobię. W piątkowy wieczór wyszłam z przyjaciółmi i Riley na miasto. Udało nam się wkręcić do klubu na fałszywy dowód Marcusa. Potańczyliśmy, wypiliśmy kilka drinków i wzięłyśmy udział w karaoke. Oczywiście prędzej czy później ktoś musiał się zorientować, że jesteśmy nieletni. Gdy ochroniarz zaczął na nas krzyczeć, rzuciliśmy się w pogoń do wyjścia.

- Nie ma go już? - wysapał Marcus.

- Nie - zawołała Jazzy, oglądając się za nas. Również się upewniłam.

Po bodyguardzie nie było ani śladu. Zwolniliśmy. Usiłując złapać oddech, udaliśmy się powolnie do pobliskiego parku. Tam spędziliśmy dobre kilka godzin, śmiejąc się i obgadując wydarzenia ostatniego tygodnia, aż około drugiej w nocy zrobiło się zimno i udaliśmy się do domów.

Tradycyjnie czekała na mnie mama, pochłonięta oglądaniem dennego serialu telewizyjnego. Czułam, że bił od niej stres związany z nadchodzącym dniem. Zrobiła ogromną listę zakupów, posprzątała cały dom na błysk, zmieniła firanki, dekoracje, a nawet pokusiła się o małe przemeblowanie w salonie.

W sobotę obudziłam się około pierwszej w południe. Nie dało się dłużej spać, słysząc dobijające się z parteru, hałasy. Zeszłam rozespana na dół. Mama biegała od jadalni do kuchni i z powrotem. Wszędzie walały się kartony, które jak się okazało były opakowaniami po nowych kompletach zastaw i sztućców. Gdy myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, moim oczom ukazało się pięć książek kucharskich, laptop na blacie kuchennym z otwartymi stronami kulinarnymi, mnóstwo zakupów spożywczych i jeszcze więcej naczyń walających się wszędzie.

- Chyba sobie żartujesz - wydusiłam. - Będą cztery osoby, nie czterdzieści!

- Mam pomysł na drugie drugie danie i cztery przystawki na gorąco... - Kobieta kompletnie straciła głowę.

- Drugie dru... co!? Drugie danie jest jedno, mamo! Jedno! Pierwsze też; to zazwyczaj zupa. Prócz tego daj na deser jakieś ciastka i wystarczy!

- Będzie zupa na pierwsze, potem dwa kolejne gorące dania. Mam jeszcze pięć sałatek do zrobienia. Trzy rodzaje ciasta do upieczenia. Ze cztery przekąski by się przydały... Ooo no i ta cholerna przystawka! - opowiadała, mieszając w minimum ośmiu różnych garnkach na raz.

- Mamo... boję się zapytać, ale... wszystko okej? - Spojrzałam na nią przejęta.

- Nie! - zawyła zrozpaczona. - Będą lada chwila, a ja w proszku! - panikowała.

- Ehh, oni będą o szóstej, tak? To za pięć godzin - mruknęłam.

- Nie wyrobię się - zaszlochała.

- Pomogę ci - powiedziałam kompletnie poważnie. Nigdy nie widziałam, by ta kobieta była w takim stanie.

- Naprawdę? - Wytrzeszczyła oczy.

- Tak...

- Świetnie! Dam ci warzywa na sałatkę to pokroisz. Potem przygotujesz mi ciasto na spód do szarlotki i potem sprzątniesz te wszystkie kartony, które... - I tak włączył jej się słowotok. Starałam się zrozumieć jak najwięcej. Coraz bardziej żałowałam zadeklarowania pomocy.

Jakąś godzinę przed pojawieniem się gości, cały dom lśnił. Na stole zaczęły już pojawiać się pierwsze talerze z gotowym jedzeniem. Część rzeczy chłodziła się w lodówce, a część grzała na kuchence. Mama była jednocześnie trochę spokojniejsza, widząc tyle gotowych potraw, a jednocześnie coraz bardziej spanikowana, ponieważ lada moment mogli się zjawić. Kiedy jej załamanie nerwowe sięgnęło najwyższego stopnia, nieoczekiwanie zadzwonił mój telefon. Pozwoliłam sobie pójść po niego i sprawdzić, co się stało.

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Where stories live. Discover now