Rozdział 49

219 30 7
                                    

Rozdział 49

Clarice

Siedzenie tuż przy ojcu na tego typu bankietach jest uwłaczające. Każdy czegoś chce, czegoś oczekuje. Trzeba się uśmiechać cały czas i grać aniołka. To było trudne już w normalnych okolicznościach, a teraz po całej aferze koncertowej było to niewykonalne. Każdy patrzył z pogardą i odrazą. Nikt nie był już sztucznie miły. Teraz każdy miał grymas na twarzy oraz lodowaty ton. Niektórzy byli na tyle odważni, by pytać wprost o tę wpadkę. Nie dało się jej zatuszować. Każdy ją widział. I każdy wiedział, że byłam z nikim innym, jak Violet. A przecież Violet jest córką pani Wood, a ona ma poślubić mojego ojca. Matko, jakie to zagmatwane i straszne!

Mnie jednak od kompletnego zwariowania ratowała jedna, mała myśl z tyłu głowy. Myśl o tym, co wymyśliła mama Val, lecz do realizacji jej pomysłu trzeba było jeszcze trochę poczekać. To musiał być odpowiedni moment.

- Nie sądziłam nigdy, że pana córka może okazać się... kimś takim. – Patrzyła na mnie zdegustowana starsza kobieta.

- Panno Jones, to była jedna wielka i przykra pomyłka. Cała ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, jednak nie pozwolę, by jeden błąd skreślał moją córkę. Kiedy popełniać błędy, jeśli nie za młodu, czyż nie? – śmiał się nerwowo. Szkoda, że dla mnie nie był taki miły.

- Ach, tak. – Zmrużyła z niesmakiem oczy. – Pan się lepiej pilnuje, panie Johnson. Niektórzy stale patrzą nam na ręce – rzuciła tajemniczo, po czym się oddaliła.

Przez całą imprezę czułam na sobie surowy wzrok ojca. Musiał się każdemu przeze mnie tłumaczyć. Czułam też inne pary oczu na sobie. One nie były takie złe. O wiele gorsze były szepty za moimi plecami. Niektóre były bardziej powściągliwe. Inne bezpośrednie i niesmaczne. To wszystko kotłowało mi się w głowie do takiego stopnia, że byłam już bliska płaczu, wybuchu histerii, ale i wybuchu agresji. Rzadko miewałam takie uczucie w sobie. Zazwyczaj kryłam głęboko w sercu żal i panikę. Jednak raz na jakiś czas dochodziło do czegoś takiego, jakby... jakbym doszła do końca swoich możliwości. Każdy człowiek ma jakąś wytrzymałość na różne doświadczenia. Moja się skończyła. Miałam ochotę drzeć się, wyć, rzucać wszystkim dookoła, a nawet i kogoś uderzyć. Najlepiej... ojca. Bo to on był powodem wszystkich moich frustracji.

Wzięłam jednak głęboki wdech. Powstrzymałam łzy napływające do oczu i zacisnęłam pięści z nerwów. Odeszłam od stolika, przepraszając rozmówców i tłumacząc się opiekunowi z potrzeby wyjścia do łazienki. Oddaliłam się od nich. Przemierzając salę, zaczęłam dostrzegać poruszenie w gościach. Rozejrzałam się dookoła. Uwaga ludzi skupiona była na stoliku przeznaczonym dla dzieciaków. Och, no tak. Violet i jej paczka w zestawieniu z Amandą i jej grupką.

Westchnęłam ciężko i przyspieszyłam krok. Bałam się o co poszło tym razem. O coś na pewno. Im bliżej stołu, tym głośniej. Ktoś się chichrał, ktoś klaskał, ktoś przeklinał, ktoś czymś rzucił na oślep. Co tam się dzieje?!

Mijając gości, słyszałam komentarze o tym, że to był zły pomysł, by usadzać ze sobą tak skrajnych z charakteru dzieciaków. Było dużo złych słów o Val. Jak zawsze. I masa dobrych o Amandusi. Jak zawsze. Powstrzymałam chęć wywrócenia oczami, gdy słyszałam setny, nieprzychylny komentarz o blondynce, jej matce, przyjaciołach i nawet o mnie samej.

Wyminęłam entą osobę i ujrzałam zaaferowany stolik. Chłopcy się chichrali, jak nienormalni. Dziewczyny szczerzyły wyjątkowo złośliwie. Coś co mnie zaintrygowało to fakt, że zdecydowana większość miała w rękach telefony z włączonym aparatem.

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz