2

148 23 1
                                    

Ha, no to łapcie kolejny.

Dobra, rozdziały będą w piątki o 20 i hmm... w poniedziałek albo we wtorek. tu się waham, żeby była jakaś taka różnica w miarę równa.

Także miłego wieczorku i weekendu! ♥


———


Minęło kilka dni. Pierścień nadal nie znalazł swojego prawowitego właściciela, a Louis zaczynał czuć się nieco jak złodziej, chociaż on go tylko znalazł a nie ukradł. I chociaż obawy były, bądź co bądź, bezpodstawne, to i tak się jakoś martwił. Jasne, mógł iść na policję i oddać im to, żeby mieć święty spokój ale... Ale im nie ufał. Obawiał się, że sami zagarną go dla siebie albo biżuteria zaginie dalej i już nigdy nie znajdzie się w rękach mężczyzny, do którego owa błyskotka należała. Nie zostawiał nawet tego w domu, tylko trzymał w torbie, licząc, że idąc tą samą drogą dwa razy dziennie, w końcu natrafi na tego samego mężczyznę.

Tak się jednak nie stało, a on po prostu tracił nadzieję. Bo dla wielu mógł być dziwny czy małomówny, ale naprawdę miał dobre serce. Nawet jeśli mógłby sam go sprzedać i mieć trochę funtów do zachomikowania na gorsze czasy, to nie potrafił pomyśleć o czymś takim. W końcu nie chciałby, aby ktoś sprzedał jego zgubę, więc postanowił zachować się tak samo. Oczywiście zgadywał, że pewnie w jego wypadku nie miałby tyle szczęścia i zguba nie trafiłaby w odpowiednie ręce, ale mógł wierzyć.

Poza tym jednak, dni wyglądały tak samo. Szare, monotonne, ale ostatecznie również spokojne i stabilne, co było pocieszające. Codziennie wstawał i wtedy wszystko zależało od zmiany, na jaką pracował. Raz musiał jeszcze iść do banku, czasami zatrzymywał się w sklepie. Ale nie działo się nic szalonego. Żadnych kolejnych stłuczek z innym pieszym, żadnych nowych pierścieni do oddania. Nic. Oczywiście wieczorami było zupełnie inaczej, kiedy Louis na nowo przenosił się do innego świata, gdzie śledził historie tak wielu różnych bohaterów, czasami ciekawsze, innym razem strasznie nudne.

I tak było tego dnia. Było rano, a księgarnia tętniła wszystkim tylko nie życiem. Nudą? Owszem. Kurzem? Zapewne, jeżeli dobrze się przyjrzeć w niektórych zakamarkach. Louis siedział jak zwykle w pracy, tym razem jednak porządkując książki na dziale popularnonaukowym. Nie był to jego ulubiony gatunek, a zmęczenie spowodowane kolejną zarwaną nocą sprawiło, że praca była dla niego jeszcze bardziej nudna i żmudna. Jednak prawdą było, że nadal wolał takie coś od stania przy kasie i uśmiechania się. Oczywiście czasami był do tego zmuszony, ale dawał sobie radę. Bo to nie tak, że bał się ludzi. Po prostu... Po prostu czasami było dla niego za dużo, a ludzie byli męczący. Szczególnie ci marudni i upierdliwi. Od czasu do czasu wymieniał kilka zdań z innymi pracownikami. Najczęściej chyba z Niallem, jednak nigdy nie znaleźli wspólnego języka na tyle, żeby choć spróbować spotkać się poza księgarnią. Najwyraźniej wspólne godziny spędzone w jednym miejscu skutecznie zniechęcały do zawierania głębszych znajomości. Wiedział jedynie, że ten miał dziewczynę, która czasami zjawiała się w księgarni.

— Hej, Louis, przypilnujesz wszystkiego dookoła na chwilę? Muszę do kibelka.

Tomlinson niemal podskoczył, kiedy usłyszał głos tuż za sobą. Odwrócił się i zobaczył Irlandczyka stojącego obok.

— Tak, jasne.

— A ty co, ciężka noc? Wyglądasz, jakbyś miał zasnąć na tej encyklopedii. Co, imprezka się udała?

Z grzeczności skinął głową, mając nadzieję, że ten nie zada więcej pytań i ruszył bliżej środka. Nawet jeśli w środku nie było żadnego klienta, a księgarnia była na tyle mała, że miał doskonały widok na wszystkie sekcje. Ale chciał pokazać, że był naprawdę zainteresowany swoją pracą, ponieważ ostatnim o czym marzył to zwolnienie. Lubił to miejsce, a jeszcze bardziej lubił książki oraz zniżki pracownicze, które pozwalały mu na złapanie różnych tytułów w okazyjnych cenach. Czasami wolał kupić sobie kilka nowych pozycji niż nowe ubranie, ale wszystko w granicach rozsądku.

Whispers of SolitudeOnde as histórias ganham vida. Descobre agora