zwei

38 7 20
                                    

Podparłam głowę na dłoni, pusto patrząc w wyświetlaną prezentację. Już od trzech lat zastanawiam się, czy problem leży we mnie, czy w wykładowcy, ale za nic nie jestem w stanie się skupić na tym, co mówi. Rozejrzałam się po auli, licząc, że razem ze mną jest tu zaledwie pięć osób. Nie dziwię się, gdybym mogła, to też bym omijała wykład z literatury, ale prowadzący obiecał podwyższenie oceny za obecność, a mi się to bardzo przyda. Ziewnęłam i spojrzałam na godzinę; umarłam w środku, kiedy dotarło do mnie, że minęło dopiero dwadzieścia minut.

Wykładowca nagle zamilkł (co było dźwiękiem przyjemniejszym niż jakakolwiek piosenka) i spojrzał w swój telefon. Widziałam konsternację na twarzy reszty studentów, a zwłaszcza Matildy, która siedziała pięć rzędów przede mną. Nie, że nie chciała być obok mnie, ale spóźniła się na wykład, i profesor Edmund uznał, że w ten sposób ją ukarze... Sadzając ją w pierwszym rzędzie... Jakbyśmy były w podstawówce.

Westchnął głośno, przykładając dłoń do ust, na co zmarszczyłam brwi, przygotowując się na informację typu "Kochani, muszę odwołać dzisiejsze zajęcia, zmarł ktoś z rodziny", ale nie. Świat mnie nienawidzi, bo to, co potem przeczytał z tej swojej Motoroli, było gorsze.

— Andreas wygrał konkurs w Pucharze Kontynentalnym! — wrzasnął, podnosząc ręce do góry. Przewróciłam oczami, wracając do ekranu laptopa, widząc, że na czacie grupowym wszyscy piszą Wellingerowi gratulacje. Pojawił się też czat od Matildy, która napisała mi tylko krótkie "wbk king" i chyba to jest moment, kiedy muszę opowiedzieć wam o ich małym romansie.

Romansie, który jakimś dziwnym trafem odgrywa się tylko w głowie mojej przyjaciółki, ale nie mam serca powiedzieć jej, że z mojej perspektywy, to on nie za bardzo wie, że ona istnieje.

Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że on ją ignoruje, kiedy się z nim wita albo nie odpisuje na wiadomości, po prostu moim zdaniem, nic nie wskazuje na to, że traktuje ją jako potencjalną kandydatkę do stworzenia relacji romantycznej. Matilda często wpada do mojego mieszkania, akurat w godzinach, kiedy pajac wraca z treningów i nie pytajcie mnie, skąd wie, o której to będzie. Ona po prostu wie. Pisze mu życzenia na każdą okazję, on tylko zostawia jej serduszko pod wiadomością i nie jestem w stanie jej wytłumaczyć, że to jest domyślna reakcja, która jest na Messengerze, a nie wyznanie miłości. Daje mu swoje notatki, nawet jeśli nie prosił i broń Boże nie mówcie jej, że nie szanuje swojej pracy i czasu i nie pomaga mu tym, że wszystko podaje mu na tacy. Nie powiem, że nie, jest to dosyć irytujące, ale także w swój pokręcony sposób urocze. Czy przeszło mi przez myśl, że przyjaźni się ze mną tylko dlatego, że mieszkam z nim przez ścianę? Tak. Czy jakoś bardzo mi to przeszkadza? Nie, bo przynajmniej mam z kim wyjść na kawę.

— Drodzy Państwo, mam propozycję. Ja wyślę Państwu prezentację na maila i rozejdziemy się wcześniej dzisiaj, coś mi wypadło... A wy możecie przywitać kolegę i pogratulować mu ode mnie, w porządku? — jak można się domyślić, nikt nie protestował, ja też nie miałam problemu z tym, żeby opuścić wcześniej to więzienie. Spakowałam laptopa, mentalnie przygotowując się na paplaninę Matildową i zeszłam na dół, żegnając się z prowadzącym.

— Przepraszam, pani Romo! Czy mogę zająć chwilkę? — nie, pomyślałam i sztucznie się uśmiechnęłam. Ja wiem i wy wiecie, co zaraz się tu wydarzy. — Czy mógłbym mieć taką małą prośbę do Pani... Wiem, że mieszkacie Państwo obok siebie, kiedyś coś mi się obiło o uszy. Zastanawiałem się, czy byłaby szansa, że przekazałaby pani moje serdeczne gratulacje panu Wellingerowi wraz z wiadomością, że nie musi pisać końcowego egzaminu? — zmroziło mnie na tyle, że moje nogi okazały się niezdolne do ruszenia się. Mrugnęłam parę razy, próbując wymyślić jakąś odpowiedź, ale irytacja i frustracja kompletnie mnie zamgliły. Kiwnęłam tylko głową i odkręciłam się na pięcie, ignorując Matildę, która zaczęła mi coś piszczeć nad głową. Powiedzieć, że jestem wkurzona, to nie powiedzieć nic.

•••

Wróciłam do mieszkania około szesnastej, zapominając, że miałam iść na zakupy spożywcze. Padłam na sofę, zmęczona psychicznie i fizycznie; nawet medytacja mi nie pomoże. Wiecie, czemu potrzebuję tych obecności? Bo ten wykładowca udupia wszystkich, którzy mu danego dnia nie podpasują. Bo robi egzaminy tak trudne, że ponad połowa grupy nie zdaje. Okazuje się, że wystarczy wygrać jakiś głupi konkurs, żeby nagle okazać się wirtuozem literatury i nie pisać końcowego egzaminu. Już nie chodzi o samego Andreasa, tylko o to, że mogę się starać Bóg wie ile, a i tak koniec końców jakiś mężczyzna dostanie więcej.

Westchnęłam głośno i wstałam, przeciągając się mocno. Świadomość, że jak wróci, to pewnie rozkręci jakąś niesamowicie głośną imprezę, sprawiała, że nie miałam ochoty nic nie robić, tylko najlepiej rozpuścić się w atmosferze. Rozebrałam się powoli, czułam zmęczenie w każdym mięśniu mojego ciała; wskoczyłam do jeszcze suchej wanny, bo oczywiście zapomniałam odkręcić wodę.

— Dobra, Roma — powiedziałam do siebie. — Nie ma sensu, nie ma sensu tak się zachowywać.

Poczekałam chwilę i położyłam się w wodzie, mocząc włosy i zatykając nos. A jakbym tak już została? Bez obowiązków, pracy bez efektów, wykładowców faworyzujących jakichś pajaców, Matildy... Czynsz. Otworzyłam szeroko oczy, zapominając, że jestem pod wodą i aż się zakrztusiłam. Zapomniałam, że miałam na to tydzień, a według kalendarza w telefonie zostały mi trzy dni. Domyłam się już w mniej odprężonym stanie i opatuliłam się szlafrokiem, próbując się nie rozpłakać. Za dużo tych emocji dzisiaj, a przecież jeszcze musiałam zapisać się na następny casting i spodziewać się odrzucenia.

Usiadłam na kanapie, trzęsąc się z zimna i stresu; okropny był ten dzień. Otworzyłam kalendarz i notes z wydatkami, obliczając koszty tego, w czym zalegam i ile potrzebuję na przeżycie. Nie powiem, nie polepszyło to mojego stanu psychicznego. Czasami się zastanawiam, jak to jest urodzić się w dzianej rodzinie; takiej, która zapewni ci mieszkanie, dołoży się do rachunków lub zakupów. Moja taka nie jest i nie będzie; mają teraz inne rodziny, które bardziej ich interesują od momentu, kiedy skończyłam osiemnaście lat. Nie winię ich za to, że się rozwiedli, tak właściwie, to mnie to cieszy. Bywa tak, że czasami poszczególne osoby są lepszymi jednostkami, niż parą i tak było w przypadku moich rodziców. Jednak muszę przyznać, że z tej całej tragedii wyszło coś dobrego - moja relacja z Adelą, moją dwa lata starszą siostrą.

— Cześć, Roma... — westchnęła, odbierając telefon. — Ile potrzebujesz?

— Pięćset dwadzieścia siedem euro — powiedziałam szybko, a Adela nawet nie odpowiedziała. Słyszałam tylko, jak stuka w telefon, a potem przychodzi mi powiadomienie z banku. — Kocham cię, pamiętaj.

— Pamiętam, Roma... Ale ty też pamiętaj, że nie jestem studnią bez dna. Martwię się o ciebie, to już kolejny miesiąc, kiedy to tak wygląda — zagryzłam policzek od środka, wbijając wzrok w podłogę. — Gdybyś znalazła współlokatorkę albo nie wiem, jakiegoś chłopa, z którym mogłabyś dzielić ten czynsz...

— Pa, Adela — rzuciłam i się rozłączyłam, bo wiedziałam, do czego to zmierza. Znam ją zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć, co chciała insynuować. Zrobiłam przelew na konto Ebby, czując ulgę, że już nie będzie mi siedzieć na głowie i już z lżejszym ciałem, poszłam się ubrać w dres. Wróciłam na sofę, włączając Love Island, bo nie oszukujmy się, nie ma nic lepszego niż Love Island i taki był plan na spędzenie dzisiejszego wieczoru.

Okazało się, że to niesamowicie dobry program do spania, bo gdy otworzyłam oczy, było już po dwudziestej pierwszej. Ziewnęłam głośno i powoli podeszłam do okna z motywacją, żeby trochę tu przewietrzyć. Tego dnia w końcu nie padało, co sprawiło, że się do siebie uśmiechnęłam. Nienawidzę deszczu, obłoconych butów, mokrych włosów i zapachu mokrego psa pani Dern, który roznosi się na klatce.

Już miałam odejść od parapetu, kiedy pod kamienicę podjechał czarny wan. Andreas wygramolił się z samochodu, w ręku trzymając ogromną torbę i na ramieniu niosąc narty. Te obrzydliwe żółte narty, które blokują drzwi od mojego mieszkania, bo z jakiegoś nieznanego mi powodu, nie może znaleźć na nie miejsca w swojej jaskini. Przez chwilę czułam się w jak w dokumencie National Geographic, obserwując wyewoluowaną małpę, szukającą kluczy w kieszeni i wszystko byłoby spoko, gdy nie podniósł głowy i nie spojrzał prosto w moje okno na trzecim piętrze.

— Tęskniłaś, Roma? — krzyknął, a ja szybko odbiegłam od okna. Debil.

dalliance; a.wellingerWhere stories live. Discover now