27. Obietnice o trzeciej nad ranem

80 4 0
                                    

Liliana Pov:

Powoli weszłam do sali w której panował mrok. Słońce już dawno zaszło, a w pomieszczeniu było słychać tylko dźwięk wydawany przez maszyny do których Drew był podłączony. Zamknęłam za sobą drzwi i powoli usiadłam na krześle przy łóżku. Chłopak obudził się już jakiś czas temu ale lekarze nie pozwolili nam wejść do środka, ponieważ brunet dostał sile leki po których zrobił sobie drzemkę. Reszta siedzi pod salą a tak w zasadzie śpi, bo jest już prawie trzecia w nocy. Ja nie byłam w stanie zasnąć. Nie, gdy z nim nie porozmawiałam.

Na początku baliśmy się że ma nawrót choroby. Jednak lekarze wykluczyli tą możliwość już na samym starcie, przez co odetchnęliśmy z ulgą. Ale to i tak nie zmieniało faktu że martwiliśmy się o niego cholernie mocno.

-Dlaczego nie wróciłaś do domu? Za niedługo będzie trzecia. Powinnaś teraz spać u siebie w pokoju, a nie tutaj siedzieć-usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos który przeciął cisze

-Nie mogłam cię zostawić-odparłam równie cicho co on, nie patrząc na niego

-Powinnaś być na mnie zła, miałem tyle okazji a mimo to nie powiedziałem ci. Chodź powinienem zrobić to już dawno-powoli odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie zbolałym i smutnym wzrokiem a moje serce pękało na ten widok

-Nie jestem na ciebie zła-odpowiedziałam z bladym uśmiechem

-Jesteś na to wszystko za dobra-wyszeptał patrząc na mnie a w moich oczach pojawiły się łzy mimo że starałam się je odgonić-Chodź tu-chłopak przesunął się robiąc mi miejsce na łóżku a ja położyłam się obok, uważając na kroplówki do których był podłączony. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej a chłopak objął mnie ramionami kojąco gładząc moje plecy i szepcząc do ucha ciche przeprosiny.

-Pamiętasz dzień gdy się poznaliśmy?-zapytałam cicho wsłuchując się w jego równy oddech i bicie serca

-Tak-zaśmiał się cicho-Dziewczyna z niezbyt mądrymi pomysłami i zapędami samobójczymi-uderzyłam go lekko w ramię za to stwierdzenie ale mimo to na moich ustach błąkał się uśmiech

-Mówiliście wtedy o szefie i towarze. O jaki towar chodziło?-dokończyłam moją wcześniejszą wypowiedź

-O bron z transakcji Londyn-Edynburg. Victor kazał nam go sprawdzić ale wtedy natknęliśmy się na ciebie-wyjaśnił a ja pokiwałam głową-Opowiesz mi coś o rodzicach?-zapytał niemal niesłyszalnie

-Co chciałbyś wiedzieć?-wtuliłam się w materiał jego bluzy jeszcze bardziej jakby, to miało sprawić że nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej które pojawiło się po jego pytaniu zniknie.

-Jacy byli, jak wglądali-odszepnął bawiąc się moimi włosami

-Matka, miała niebieskie oczy i ciemne włosy. Prawie nigdy nie miała dla mnie czasu. Często wyjeżdżała i interesowała się tylko moimi ocenami. Mówiła że potężni ludzie nie okazują uczuć a za słabość karała. Ale gdy miałam dziesięć lat...tak po prostu zniknęła. Nikt nie wie co się z nią stało-powiedziałam wypranym z emocji głosem, nie czując nic. Chodź nie wiem kiedy stała mi się tak obojętna. Tak bardzo obojętna jak ja i Drew byliśmy jej i ojcu.

-A ojciec?-zapytał nieustannie patrząc mi w oczy, które w ciemności były słabo widoczne

-Czarne włosy, zielone oczy i trochę posiwiała broda. Wiecznie pijany, czasami nie było go nawet kilka dni. A po zniknięciu matki, modliłam się żeby nie wracał przez następny tydzień. On...momentami był nawet gorszy od niej-opowiedziałam a chłopak nic nie odpowiedział. Leżeliśmy w ciszy, przerywanej przez maszynę do której podłączony był Drew. Wdychałam jego kojący zapach a on powoli gładził moje plecy-Opowiedz mi coś-poprosiłam po chwili

-Co takiego?-zapytał cicho

-Nie wiem, co tylko chcesz-odparłam przymykając oczy

-Wiesz...-zaczął cicho-Gdy byliśmy młodsi, ja i Devon chodziliśmy do Fox Primary School. Chodziły tam głownie dzieciaki od ośmiu do jedenastu lat. To prywatna szkoła i jedna z lepszych w Londynie, dlatego chodziły tam dzieci bogatych ludzi. Głównie elita i cała ta śmietanka Londynu-zaśmiał się sucho na to stwierdzenie-Nienawidziłem tego. Tam twoją wartość wyznaczało to ile twoi rodzice zarabiają, nie to jaki jesteś-wyjaśnił cicho

-Wiesz, my poniekąd też należymy do tej ,,śmietanki"-stwierdziłam zerkając na niego. Chłopak powoli zasypiał.

-Poniekąd tak, ale nie jesteśmy tacy jak oni. I to nas wyróżnia-wyszeptał

-Obiecaj mi coś-zaczęłam cicho

-Co tylko zechcesz-przytulił mnie mocnej

-Nigdy mnie nie zostawiaj-wyszeptałam przymykając powieki

-Obiecuje-odparł szeptem a ja lekko się uśmiechnęłam po czym oboje zasnęliśmy wtuleni w siebie nawzajem na niewygodnym szpitalnym łóżku.

***

Hejkaa,

Dzisiejszy rozdział jest dosyć krótki ale w poniedziałek będzie jeden z moich ulubionych, a jeśli ktoś jest ciekawy o czym będzie to na mojego tik toka _books.by.karolina._ dodałam dosyć duży spojler tego rozdziału.

Widzimy się w poniedziałek

Welcome to HellWhere stories live. Discover now