Rozdział 3

325 25 5
                                    

Rozdział 3

Violet

- Jak ona kurwa wygląda?! – parsknęłam śmiechem. – A pamiętasz, jak wygląda Wednesday Addams z serialu Netflixa? – Marcus skinął glową. – No, to teraz sobie wyobraź; te same eleganckie, długie suknie z kołnierzykami, podkolanóweczki, balerinki, długie, ciemne włoski, spięte w warkoczyki, ale zamiast tej fajnej, zblazowanej mimiki, masz głupkowaty, cukierkowy wytrzeszcz Enid! – opisywałam.

- Cholera, brzmi, jak dobre połączenie – cmoknęła ironicznie Jazzy.

- No, ale dosłownie! Elegancka, w chuj długa, za kolana, kiecka. Ciemna, choć dam se rękę uciąć, że na co dzień chodzi, jakby jednorożec puścił pawia, do tego podkolanówki, balerinki takie najtandetniejsze. Włosy, ciemno brązowe, spięte w dwa warkoczyki, tyle, że bez grzywki, ale na twarzy taki chamski, cukierkowy uśmiech. I ten jej piskliwy głosik; Oczywiście Proszę Pani, Dziękuje Pani Bardzo... skupiam się na fizyce, a w wolnych chwilach śpiewam w scholii – parodiowałam. – No, ja pierdolę! – Wyrzuciłam ręce przed siebie.

- Zajebistą masz kandydatkę na siostrę! – Marcus otarł łzy śmiechu.

- Nawet mnie nie denerwuj! A ten jej ojciec?! Z kijem w dupie. Dziękuję ci Jennifer... szkoła muzyczna? Oh, nie, my szukamy czegoś ambitniejszego! – naśladowałam mosiężny głos faceta.

- Weź mi to nagraj następnym razem! – zawył ze śmiechu.

- A weź! – zdenerwowałam się. – Powtórka z rozrywki już dzisiaj. Idziemy na jakiś mecz... rugby? – zastanawiałam się.

- Oh, to ten nudziarski sport, co nikt nie wie, na czym polega? – zainteresowała się Jazzy.

- Taa, już bym wolała luksusowego mini golfa na prywatnym korcie, czy gdzie to tam się gra – mówiłam. – Ale gdybyście widzieli ich miny! Jezu! – przypominałam sobie, wypalając szluga.

- Może dzisiaj będzie lepiej. Zamiast opowiadania o scholii i Imperialu, pokażą ci zdjęcia z wyjazdu charytatywnego, gdzie karmili zagrożone gatunki lam – zażartował szatyn. Uśmiechnęłam się.

- O Boże. Muszę coś wymyślić – stwierdziłam poważnie.

- To znaczy? – Spojrzała na mnie Jazmyn.

- No muszę wymyślić, jak się ich pozbyć zanim zostaną moją rodziną! – warknęłam, bawiąc się niedopałkiem

- Może nie będzie aż tak źle. Gadałaś z mamą? – pytała.

- Tak. Ona go lubi, więc ja też muszę – narzekałam.

- Słabo – podsumowała.

- Nie kumam! Mama zawsze była taka... - Gestykulowałam. – No, zabawna, żywa, beztroska, pieprznięta, ale pozytywnie... po co jej taki buc? No po co?! Na razie ta relacja jest jeszcze rozwojowa, ale jak się gość za bardzo poczuje, to zacznie się też w moje życie mieszać. Będę mieć przesrane, jak Clarice. Może będzie kazał mi chodzić do fancy szkoły z mundurkami. Grać na skrzypcach, pisać wiersze i znaleźć se męża – wyliczałam.

- O właśnie! – podłapał przyjaciel. – Wiedzą o Riley?

- Powiedzmy. – Skrzywiłam się. Posłali mi pytające spojrzenia. – Powiedziałam, że nie chcę iść na ten głupi mecz, bo mam inne plany. Chciałam wyjść z Ray, a on mówi, że mogę zaprosić koleżankę. A ja takie... - Zrobiłam głupią minę, by im to przybliżyć - ... dziewczynę, nie koleżankę. A oni wtedy takie miny – opisywałam zawzięcie. – Myślałam, że on tam zawału dostanie. Mama aż pobladła, a ta mała kujonka tylko się gapiła w stół. Cyrk na kółkach!

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz