Rozdział 20 - Ze szczęścia

13 2 0
                                    

Francis mnie ignorował. I to dosłownie, na każdym kroku. Gdy powiedziałam mu parokrotnie „cześć", on obojętnie przeszedł obok, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.

Jak do tej pory nasza relacja miała trzy etapy: nienawiść, przyjaźń i nie zwracanie na siebie uwagi. Od tego ostatniego już wolałam, gdy się nienawidziliśmy, bo przynajmniej ze sobą rozmawialiśmy.

To wszystko przez Taylor.

Chociaż częściowo ją rozumiałam. Starałam się postawić w jej sytuacji i na jej miejscu raczej nie zachowałabym się inaczej. W sumie to jak tak teraz o tym myślę, to pewnie chciałabym najpierw wyjaśnić zaistniałą sytuację. Nie wyciągałabym pochopnych wniosków, chociaż? Nikt tego nie wie.

Bynajmniej Chinka powinna pozwolić mi dojść do słowa.

Takie rozmyślania towarzyszyły mi przez cały okres świąteczny, który spędziłam razem z mamą. Przerwa od szkoły dobrze mi zrobiła. Przyjemnie było odpocząć od ciągłego stresu i nauki, a pogrążyć się w przygotowaniach do Bożego Narodzenia.

Czas to z reguły bardzo ciekawe zjawisko. Gdy przeżywamy coś smutnego, okropnego płynie wolniej niż kiedykolwiek, jednak gdy naprawdę spędzamy go miło, biegnie nieubłagalnie. Tak było też podczas tych krótkich dwóch tygodni.

Wszyscy szli na sylwestra na jakąś imprezę. Ja za to siedziałam sama w domu, bawiąc się z Nellie. Za to moja mama pracowała. Miała pracować całą noc, dzięki czemu podwyższą jej pensję.

Nie, żeby mnie na tą imprezę nie zaprosili. Owszem, wczoraj zachęcała mnie do tego Megan, ale ja po prostu nie mogłam. Miałam zbyt wielką traumę po tej ostatniej.

Poza tym, nie umiem się bawić. Tylko wszystko bym zepsuła, tak jak ostatnio.

Tak więc niemało się zdziwiłam, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Stał za nimi Colas.

Nie widziałam go od kilkunastu dni. Uświadomiłam sobie, że się za nim stęskniłam. Za tymi pięknymi dużymi oczami, za pełnymi ustami i ciemnymi włosami. Dzisiaj ubrał się w zwykły, szary dres. Nie zwróciłam jednak na niego uwagi, bo całą ją poświęciłam na dwie kule, którymi podpierał się chłopak.

- O Boże, Francis! – zawołałam i rzuciłam się mu na szyję, zapominając o tym, że przecież byłam na niego obrażona.

Nie mógł mnie objąć przez to, że ręce spoczywały na dwóch metalowych kijach u jego boków, ale wtulił swoją twarz w moje ramię.

- Ty... chodzisz – wyjąkałam z szalonym uśmiechem na twarzy.

- Tak, ja chodzę. Co prawda z małą pomocą, ale chodzę.

Słyszałam w jego głosie nutkę rozbawienia.

Odsunęłam się od niego dopiero wtedy, gdy zorientowałam się, co robię. Na moje policzki wpełzł rumeniec.

- Dlaczego płaczesz? – zapytał zaniepokojony.

- Ze szczęścia.

Postanowiliśmy uczcić to, że Francis robi postępy w chodzeniu. Dziwne trochę jest to, że przecież uczy się tego już drugi raz w życiu.

Rozłożyliśmy się na kanapie, a w telewizorze włączyliśmy Harry'ego Pottera. Do tego zrobiliśmy sobie popcorn, a cały pokój dla klimatu udekorowaliśmy lampkami.

- Dlaczego nie przyszedłeś na sylwestra do Taylor? Albo, nie wiem, do swoich rodziców? – zapytałam z ciekawości, gdy już włączałam drugą część filmu – Harry Potter i Komnata Tajemnic.

Widziałam, jak szatyn głośno przełknął ślinę na wzmiankę o swoich rodzicach.

- Bo... zerwałem z Taylor – przyznał. – A moi rodzice... No...

W blasku księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz