Rozdział 4

440 24 25
                                    

Powoli zacząłem spowrotem się przyzwyczajać i odstresowywać. Niemcy, zresztą tak jak szef mnie przerażają. Nie lubię jak ktoś ma nade mną władze i robi co chce. Ale czego się spodziewałem wysyłając CV to takiego miejsca. Szczerze? Myślałem że mnie nie przyjmą.
Przysunąłem się spowrotem bliżej biurka i wyciągnąłem ponownie telefon z pod monitora, żeby napisać Czechą co właśnie się stało.

Do Czechy=)
Właśnie znowu mnie odwiedził German gadał coś o pomieszanych papierach. Sprawdź swoje.

Nie musiałem czekać długo na odpowiedź.

Od Czechy=)
Co jest u mnie nikt nie był i wszysko się zgadza tak jak na rozpisce.

Do Czechy=)
A no spoko, czyli to tylko Niemcy jest taki ułomny i u mnie coś pomieszał. Jak mi przyniesie więcej papierów niż mam teraz to naprawdę wyskoczę przez to okno za mną.

Niestety nie dostałem już więcej wiadomości, nawet jagbym dostał, nie miał bym jak na nie odpisać bo do mojego biura spowrotem wszedł Niemcy.

- Entschuldigung Polen, okazało się że dostałeś dokumenty innego pracownika - powiedział i oparł się rękami o stół centralnie na przeciwko mnie - zaraz ci je przyniosę.

Czułem jak się na mnie patrzy, znowu się zesrałem bo ten typo jets straszny. Ale udawałem że tego nie widzę i robię bardzo, bardzo ważną rzecz na komputerze.

To nie tak że go nawet nie włączyłem.

- Zaraz wrócę. - Powiedział ekstremalnie stanowczo, że aż na niego spojrzałem czy wszystko dobrze.

Po tym jak wyszedł położyłem się na fotelu i podłożyłem ręce pod głowę. Nie mam zamiaru robić czyjś dokumentów tylko po to żeby mieć więcej pracy, bo i tak będę musiał robić swoje. Popatrzyłem się na stos papierków przede mną, nie był jakiś rekordowo duży, myślę że gdybym go miał, wyrobił bym się do 17:00. Lepsze to niż to co wczoraj.

Z nudów zacząłem nucić piosenkę, której nie znam oprócz kilku słów "Don't worry, be happy. Don't worry be happy now' i powtarzałem je w kółko gwiżdżąc i machając nogą.

Znowu ktoś zapukał do drzwi. Ale zanim zdążyłem powiedzieć moje "proszę" drzwi się otwarły, znowu na oścież.

- Mam twoje dokumenty - Niemcy położył mi na biurku większy stos nędznych papierzysk niż miałem - te należą do.. Włoch.

Zachował się dziwnie, już zapomniał czyje to były dokumenty i musiał pomyśleć. Gdybym ja miał taką pamięć nie było by mnie tu, co dopiero tam na ich piętrze.

- Dziękuję - wysapałem, bo wcale nie dziękuję. Mógł by nie wchodzić i chociaż raz miał bym lekki piątek.

Niemcy stał nad papierami opierając się o nie, przez co nie mogłem ich zabrać. W dodatku gapił się na mnie szczerząc te swoje ostre białe zęby. Spojrzałem się w jego oczy wyczekująco, z wyrazem twarzy "co ty jeszcze chcesz" ale ten chyba tego nie zrozumiał.

Niski poziom inteligencji? Zauważyłem.

Pochyliłem głowę, tak żeby patrzeć się na niego z pod brwi, może to go trochę przerazi? Nie przepadam za jego towarzystwem, tym bardziej jak przeszkadza mi w pracy. Już nie wytrzymałem.

- Przepraszam Niemcy, mógłbyś się troszkę odsunąć? - przerzuciłem oczy na papiery. W tym momencie chciałem ich bardziej niż kiedykolwiek.

- In Ordnung Entschuldigung - wymamrotał coś tam w swoim języku i odsunął się posuwając mi kupę dokumentów, na której się chwilę temu opierał.

Miałem ochotę wyprosić go z biura bo nie zacznę pracować jak ten się na mnie patrzył, jagbym co najmniej nie był ubrany. Ale powstrzymałem swoje słowa "wypierdalaj z mojego biura" bo nie mam ochoty siedzieć u Unii i mu się tłumaczyć.

- Dzięki, Dowidzenia Niemcy.

Powiedziałem i wyciągnąłem pierwszy papier ze stosu, i udawałem że go rozwiązuje żeby na Boga się ode mnie odczepił. Już dał mi dużą kupę dokumentów na weekend, niech już odpuści. Sukcesywnie chwycił za klamkę drzwi i za nie wyszedł, powoli je zamykając.

- Auf Wiedersehen Polen - usłyszałem tylko jak drzwi się zamknęły.

No i dobrze że go nie ma, w końcu będę mógł się męczyć w spokoju. Do tego też potrzeba skupienia, a jedzący cię wzrokiem German napewno temu nie sprzyja.

***

Była już 10:30, czyli czas pierwszej przerwy. Miałem w zamiarze udać się do Czecha albo może Włoch jak zdążę.

Wesoło opuściłem mój gabinet zamykając drzwi, wyprostowałem plecy które mnie cholernie bolą od tego całego grabienia się i czytania małych literek w umowach.

Czech ma gabinet nieco dalej, po lewej, powinien być u siebie chyba że do kogoś poszedł, albo do toalety. Zapukałem do niego melodią z Mario, żeby wiedział że to ja. Tylko ja robię takie rzeczy.

Usłyszałem tylko roześmiane "Prosze".

- Hejka Czechy - puściłem mu oczko.

- Ahoj - powiedział tylko podnosząc głowę znad papierów.

Stanąłem w wejściu, opierając się o ramę drzwi krzyżując ręce na piersi.

- Znowu masz fajne papiery? - spojrzałem na jego nie wielki plik skończonych już dokumentów.

- Bez szału, mam ich trochę więcej niż zawsze - spojrzał się na mnie, odrazu mina mu zrzedła.

- Coś się stało? - powiedziałem, wstając prosto.

Patrzyłem się na niego i próbowałem wyczytać  co chciał powiedzieć, włosy mam nie ułożone? Krawat wisi krzywo? Nagle poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu. Aż podskoczyłem.

Spojrzałem czyja to ręka, ale tylko gdy zobaczyłem symboliczne trzy kolory na palcach, dosłownie mnie wmurowało w podłogę.

- Polen - odezwał się ktoś wyższy odemnie za mną.

- Tak Niemcy? - niepewnie powiedziałem. Nie chciałem żeby było słychać że się zesrałem.

- Unia Europejska chciał by z tobą pomówić - powiedział, i mocniej ścisnął moje ramię.

Bolało w cholere.

- Okej, zaraz do niego przyjdę.

Odpowiedziałem mu, patrząc błagalnie na Czechy. Na szczęście po chwili Niemcy puścił moje ramię, i odszedł. Czułem jeszcze jak jego zimna ręka muska mi plecy, aż się wygiąłem.

Dla bezpieczeństwa, żeby nas nie usłyszał zamknąłem drzwi.

- Stary, no to powodzenia - powiedział się śmiejący Czech.

Mi do śmiechu nie było.

- Fajnie - chwyciłem twarz w ręce - czego on może chcieć? Trzymałem język za zębami.

- Dobra leć tam, wpadnij jeszcze - Czechy znowu się roześmiał a ja tylko posłałem mu oczko i wyszedłem z biura zamykając drzwi.

Nie Wierzę W Miłość [GerPol] PORZUCONEWhere stories live. Discover now