Rozdział 7

54 4 9
                                    

Nie mogłam być dłużej asystentką Wyane'a. Traktował mnie przedmiotowo, co wcale mi się nie podobało. Raz podrywał mnie na oczach swoich ochroniarzy, by chwilę później upokorzyć na oczach całego kampusu.

Miałam swoją godność, a marna pensja, której wciąż nie dostałam, nie była warta takiego wysiłku.

— Znalazłaś coś? — Melody przechyliła się przez moje ramię, patrząc w ekran laptopa.

— Jeszcze nie, ale pracuje nad tym.

Od samego rana zajęłam się szukaniem ogłoszeń o pracę. Wczoraj segregowałam dokumenty aż do późnych godzin nocnych. Wiedziałam, że jeśli opuszczę jego gabinet i nie wykonam swojej pracy, nie będę miała po co już tam wracać. Jego apartament opuściłam o trzeciej nad ranem, co mogło wzbudzać niepotrzebne plotki.

Nie minął nawet tydzień, a Wayne zdążył zajść mi za skórę. Marzyłam tylko o tym, aby uwolnić się od jego wpływu.

Tajemniczość, którą wokół siebie budował, nie mogła przynieść nic dobrego. Miał zbyt wiele sekretów, a ja nie potrzebowałam kolejnego dramatu rozgrywającego się w moim życiu.

Czy pracując dla włoskiej mafii mogłam pójść do więzienia? Wolałam nie przekonywać się o tym na własnej skórze.

— Dlaczego chcesz się zwolnić? Pierwsze dni zawsze są trudne. — Podeszła do wazonu, aby wymienić kwiaty. Miała prawdziwego bzika na punkcie bzu, więc co trzy dni wymieniała flakon świeżo zebraną wiązanką.

Moje współlokatorki myślały, że poddawałam się już na starcie, bo nie przywykłam do pracy, ale to nie była prawda. Cholernie zależało mi na pieniądzach, ale były pewne granice, których nikt nie powinien przekraczać.

A zwłaszcza mój szef.

— Mój pracodawca to straszny seksita — wyznałam, skrolując stronę internetową z ogłoszeniami pracy dla osób bez doświadczenia. Każda oferta wydawała mi się beznadziejna. Miała mnóstwo wymagań w zamian za najniższą płacę.

Nos Melody zatrzymał się gałązką pastelowego bzu.

— Zrobił ci coś?

— Nie, ale wciąż rzuca dziecinnymi uwagami.

Zaczęła obrywać zwiędłe liście.

— Lio... — zaczęła niepewnie, wyrzucając do kosza nieświeże kawałki. — Widziałam dziś na uczelni profesora Jacobsa.

Moje plecy naprężyły się, wbijając w oparcie niewygodnego krzesła.

Zgodnie z rozkazem Kate niewiele rozmawiałyśmy o profesorze. Był to temat zakazany w ścianach naszego akademickiego pokoju, a mnie taki układ odpowiadał. Wolałabym zapomnieć o rozgrywających się tutaj wydarzeniach i uznać je za zły sen, który nigdy się nie wydarzył.

Ale ciekawość Melody wzięła nad nią górę. Nie mogłam w nieskończoność chować głowy w piasek i musiałam zmierzyć się z prawdą, lecz wolałam odwlekać to w czasie. Najlepiej wtedy, gdy skończę studia i wyniosę się z akademika.

— Ma się całkiem nieźle, prawda? — Zacisnęłam palce na komputerowej myszce.

Melody przystanęła nad biurkiem. Jej włosy połaskotały mnie po plecach.

— To, co się stało nie jest normalne, Lio. Powinnyśmy zawiadomić władze i powiedzieć im o tym, co zaszło.

Gwałtownie odwróciłam się od komputera.

— W żadnym wypadku! Mam im powiedzieć, że wsadziłyśmy go w walizkę i wrzuciły do lodowatej wody, gdy wciąż jeszcze żył? Przymkną nas za to.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Where stories live. Discover now