Rozdział piętnasty

474 45 8
                                    

                                                                          Rozdział piętnasty

                                                                                  THOREN

Nie kładem jej na sofie, wybrałem swoje łóżko. Chciałem dać jej większy komfort niż zwykle. Sądziłem, że mi podziękuję, ale ponure spojrzenie było wszystkim co otrzymałem. Pozwoliłem jej założyć swoją koszulkę, a potem na materacu zwinęła się w kulkę i zaczęła płakać. Nakryłem ją kołdrą i usiadłem na krześle. Obserwowałem jak wypluwa z siebie płuca, jak bardzo walczy z okrutnością, którą wbito jej do głowy. Milczałem. Przypatrywałem się jej zaciśniętym dłoniom, dygoczącemu ciału i rozrzuconym włosom na białym prześcieradle, a ona z każdą minutą stawała się silniejsza. Gdy wybiła druga w nocy, już nie płakała. Usnęła spowita zmęczeniem. Pochylony opieram łokcie na kolanach i wsłuchuję się w jej oddechy. Czuję się podle. Omal nie pozwoliłem wspólnocie zabić kolejnej niewinnej osoby. Nie chciałem wierzyć staremu Ezekielowi, wydawało mi się, że próbuje wymusić nade mną jakąś władzę. Kurwa, gdybym pojechał wcześniej do Klondike, gdybym się tak nie upierał... może Lucille nie byłaby w tak złym stanie. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Kołdra owinęła ją szczelnie, a w pokoju jest o wiele stopni cieplej niż lubię. Łypię okiem w stronę szafki, jest tuż obok łóżka. Na blacie stoi kubek z herbatą, którą wcześniej dla niej przygotowałem. Nie wzięła choćby łyka. Spuszczam głowę i dłońmi masuję napięty kark, a potem kolejny raz unoszę oczy i przypatruję się dziewczynie.

Jej oddech przyspiesza.

Nogami skopuje kołdrę, w palcach ściska materiał prześcieradła. Z rozchylonych ust ulatują ciche jęki, a ona sama zaczyna się nerwowo obracać z boku na boku. Przyglądam się drobnym kropelkom potu, które pojawiły się na czole i ściągniętym brwiom. Wzdycham ociężale. Męczą ją koszmary, które nie ustąpią po podaniu mleka z miodem. Na tego typu rzeczy pomaga jedynie zapach świeżej krwi. Zdejmuję bluzę i przewieszam ją przez oparcie krzesła, a następnie kładę się obok na łóżku.

Materac lekko ugina się pod naszym ciężarem. Lucille znowu zmienia pozycję i teraz zmaga się ze złym snem mając twarz zwróconą w moją stronę. Jej ręka opada mi na brzuch, a palce mocno wbijają się w materiał mojej koszulki z krótkim rękawem. Pozwalam jej. Pozwalam jej na to, by go gniotła i rozciągała według swoich własnych potrzeb.

– Spokojnie, mała – Mój niski ton przecina ciszę. – Już wszystko jest w porządku.

Chwytam ją za przegub dłoni, a ona jakby wyczuwając dotyk roztwiera powieki i przypatruje mi się zamglonym, nieufnym spojrzeniem.

– Thoren – Mamrocze zaspanym głosem.

– Cśś. – Mój szept odbijają się od ścian.

– Boję się. – Odpowiada drżącym tonem.

– Czego? – Spoglądam w sufit, sprawiam wrażenie obojętnego, bo tylko w ten sposób Lucille nie poczuje się osaczona moją obecnością. Zastanawiam się czy źródłem jej lęku są szczury czy białe kitle.

– Ciemności. – Jej głos jest tak cichy, że ledwo udaje mi się zrozumieć, co mówi.

Boi się ciemności. Cóż, to coś zgoła innego niż szczury czy medyczne fartuchy. Wyciągam rękę w kierunku szafki i włączam lampkę nocną. Ciepłe, pomarańczowe światło rozlewa się po pokoju.

– Lepiej? – Upewniam się wracając do poprzedniej pozycji.

– Tak. – Zamyka oczy, ale usta nadal pozostają rozchylone. – Podawali mi coś przez co moje żyły płonęły – Ten pełen bólu szept wybrzmiewa w mojej głowie jak krzyk. Gniew pali mi trzewia i prawie daję się ponieść wkurwieniu.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now