Rozdział 2 - "Perfekcyjny"

17 1 1
                                    

   Pozwalał by woda powoli spływa z niego, by zmęczone mięśnie mogły wreszcie odpocząć pod ciepłym strumieniem. Trening był przyjemnie męczący, dzięki niemu mógł rozładować nagromadzone emocje i choć na chwilę oczyścić swoją głowę od zbędnych myśli. Uważał dzisiejszy dzień za całkiem udany. Perfekcyjnie zdane egzaminy, dostanie miana kapitana drużyny i satysfakcjonujący trening.
   Na dłoń wziął trzy pompki szamponu i włożył swoje długie palce między pasma swoich włosów masując głowę przyjemnymi kolistymi ruchami. Wiedział jednak, że cisza pod prysznicami w szatni była wywołana tylko dlatego, że tu był. Pamięta jeszcze poprzedni rok gdzie nikt nie zwracał na niego uwagi i śmiali się do siebie, rozmawiając o treningach czy meczach, czasem o sprawach prywatnych, albo szkole. A on zawsze sam w rogu, nie żeby aktualnie się to zmieniło. Wciąż zajmuje ostatni prysznic w rogu, ale po odejściu klasy w której był Kita i Aran, drużyna o dziwo przycichła, a potęgował to fakt że Atsumu został wybrany kapitanem, nie mając żadnego dobrego kontaktu z drużyną, ale co dziwić się nauczycielom, oni nie są od zajmowania się problemami uczniów więc powinno być jasnym, że to Atsumu zostanie wybrany nie tylko dlatego że ma talent czy geniusz, ale także świetne oceny. Atsumu mimo wszystko zawsze był nastawiony na zdobywanie wszystkiego co było i czasem było ciężko dostępne w jego zasięgu, ale urodził się mając odpowiednie predyspozycje do tego. Czasem chłopak myśli, że Bóg byłby niesprawiedliwy gdyby jednak posiadał wszytko, więc musiał dać mu tą samotność by najwyraźniej wyrównać szanse. Ale jeżeli mógłby się zamienić to pewnie by to zrobił, mimo że już teraz na wszystko ciężko pracuje to myśli że mógłby wtedy starać się jeszcze bardziej, bo był sobą czyli po prostu był uparty.
   Kończył spłukiwanie włosów gdy usłyszał odgłosy bosych, mokrych stóp na płytkach. Wyraźnie słyszał, że odgłos zbliża się w jego stronę więc powoli przesunął w stronę tej osoby swoje spojrzenie.

- Jak ty to zrobiłeś? - zapytał Ginjima suchym tonem.

- Jak zrobiłem co? - dopytuje Atsumu, odpowiadając cicho przy okazji marszcząc brwi.

- Ty już dobrze wiesz co. Egzaminy, nie jest możliwym byś zdał je z takim wynikiem prawda Miya? - powiedział drwiąco.

- Czy ty próbujesz osądzić mnie o oszustwo? - wyłączył wodę i odwraca głowę w jego stronę, ale po presją całej grupy nie jest wstanie odwrócić się całkowicie w stronę oskarżającego.

- Tak. Może nie jesteś taki głupi i potrafisz domyślić się takich rzeczy. Tak samo jak dawanie komuś dupy hmm? - zaśmiał się pod nosem.

   Atsumu zatrzasnął głową całkowicie zdenerwowany, ale nie wyraził żadnych emocji. Nie mógł pozwolić by z jego chłodnej postawy wylały się jakieś emocje. Ta właśnie postawa pozwala mu budować wokół siebie mur by bronić się właśnie przed takimi atakami, ale jednocześnie odcinając się od innych ludzi.

- Ginjima - odpowiedział chłodno i spokojnie - masz do mnie jakiś problem nagle po tym jak wcale się do siebie nie odzywamy? Słuchaj, bo czegoś nie rozumiem, jeżeli jesteś zazdrosny wystarczy że to powiesz, ale to nie tak że będę mógł czy nawet bym chciał coś z tym zrobić. Łaskawie proszę zostawić moją osobę w spokoju i się odgwizdać ode mnie, bo nie mamy nic sobie do powiedzenia. Ponadto nie muszę ci się z niczego tłumaczyć, a ty nie możesz oczekiwać ode mnie nic więcej niż tego, że będę prowadził drużynę do zwycięstwa jako kapitan.

- Jesteś dupkiem wiesz? - niższy wycedził przez zaciśnięte zęby i po chwili dodał pełnym jadu głosem - nie zasługujesz na miano kapitana.

   Szarnowłosy szybko odszedł w stronę swojego prysznica, zrzucając po drodze pełne nienawiści spojrzenie na Atsumu. I wtedy już wiedział, że jego dzień nie może być do końca tak dobry jakby chciał. Mimo wszystko słowa Ginjimy trochę go zabolały. Wiedział że nie zasługiwał, absolutnie to nie on powinien dowodzić, ale taka rola mu przypadła i zawsze chciał być kapitanem, uważał że to idealna propozycja dla rozgrywającego. Jednak wiedział, że osoby z drużyny go nie zamierzają zaakceptować. Był wyrzutkiem, nie był chciany i to jest jego piekło.
   Wszystkie oczy patrzyły prosto na niego, a on stał sam w rogu, nagi i nie mający odwagi spojrzeć na nich wszystkich. Szybko by nie przyciągać swoją osobą dalszej uwagi, wyszedł wcześniej zakładając ręcznik wokół bioder. Jedynie pozostawił po sobie mokre ślady stóp, a gdy miał przechodzić przez drzwi rzucił wzrokiem za siebie gdy usłyszał kroki. Zauważył że jeden z pierwszorocznych przejechał swoją nagą stopą po mokrym śladzie pozostawionym przez Atsumu. Po czym rzucił mu szyderczy uśmiech, wyrażający jedynie pogardę. Choć nie miał powodu by dawać ją Atsumu, ale wiedział że wszyscy to pieprzeni konformiści więc jeszcze szybciej opuścił prysznice. Zdecydowanie postanowił, że już nigdy nie wejdzie do tego pomieszczenia. Woli wracać już spocony i brudny. Szybko wytarł swoje ciało i w niecałe trzy minuty był prawie gotowy do wyjścia z szatni, gdy nagle usłyszał śmieszy dobiegające spod pryszniców.
   Czuł jak jego serce nieprzyjemnie zaciska się na te dźwięki, mózg był zgubiony między tym czy oni dobrze się bawili czy może z niego szydzili i to było dla nich zabawne. Ból psychiczny sprawiał, że żadne złamanie nie wywołałby by u niego takiego cierpienia jakiego doświadczał teraz.
   Gdy wyszedł z szatni miał wrażenie, że cała jego skóra nieprzyjemnie go szczypie. Jego oddech był nierówny, a w oczach kręciło się mnóstwo łez, które groziły wypłynięciem w każdej sekundzie. Nie chciał teraz nikogo spotykać, chciał się zamknąć szczelnie w swojej bańce, ale nie miał żadnej bańki bezpieczeństwa. Nie udawał już nikogo, ale wciąż udawał przed samym sobą, że go nic nie rusza, choć mówił sobie od rana, że nie będzie rozplątywał spraw, których nie jest wstanie wytłumaczyć, nie będzie się przejmował skoro ludzie nie chcą z nim normalnie rozmawiać, że jest...samowystarczalny. Kłamstwa ślizgały się w najlepsze przez jego myśli, myślał że potrafi oszukać sam siebie skoro jest taki mądry. Przez chwilę chciał zostać doceniony za to kim jest i to co osiąga - to prawda nauczyciele doceniali go, ale był po prostu uczniem, nie był dla nich nikim bliskim i nigdy nie będzie. Po co mu uznanie osób, z którymi nie jest blisko. To było teraz dla niego jasne, że jedyne czego potrzebuje to bliskości drugiej osoby, która przytuli go, powie że go kocha, pozbiera jego serce w całość. Ale...czy istniała osoba, która potrafiłaby się nim zająć.
   Nawet nie zauważył kiedy zaczął zbliżać się do domu. Nogi niosły go insyktownie, ścieżką która została wyryta doskonale w jego pamięci, ale potrzebował chwili dla siebie, gdzieś gdzie będzie poza oceniającym wzrokiem innych osób. Skręcił w boczną ścieżkę i zaraz znalazł się w lesie, gdzie panowała absolutna cisza. Patrzył w górę i widział jak słońce wisi nisko nad horyzontem, a ostatnie promienie dzisiejszego dnia oświetlały jego twarz. Podczas spaceru zastanawiał się nad tym jak może przestać się oszukiwać, czy jest wstanie coś zrobić z aktualnym stanem rzeczy. Jednak mimo swojego geniuszu, nie był wstanie czytać myśli ani intencji innych osób, choć zawsze wydawało mu się że potrafi rozumieć i rozpoznawać emocje, ale może co innego jest je odczytać, a co innego coś na zaradzić.

- Nie dam się już skrzywdzić - wypowiedział te słowa w pustą przestrzeń lasu.

   Kolejne kłamstwo - nie dam się skrzywdzić, jakby to leżało to w jego intencji i jakby mógł spełnić to smutne życzenie. Nie był pieprzonym Bogiem, ani wróżką. Zdając sobie sprawę z tego jak znów próbuje się okłamać upadł na kolana i głośno zaszlochał. Nie miał już siły, był rozbity wśród swoich emocji, zmęczony, bardzo zmęczony. Gdy zdaje sobie sprawę jak jego ciemność jest głęboka, nie widzi dna, codziennie składa sobie obietnice polegające na kłamstwie niczym romantyczny pocałunek, osłabia się, bo gdy już obelgi, pogarda i odrzucenie go dosięgną to pęka jak porcelana rzucona z wysokości.
   Słońce dawno zdążyło zajść, a on płakał sam w lesie, gdzie ciemność otaczała go zewsząd. Jego ręce bezradnie błąkały się po jego zapłakanej twarzy, próbując zebrać siebie w całość. Znów powoli zacząć, budować mur wokół siebie.
   Gdy uspokoił się na tyle by przestać płakać, a raczej jego oczy zaprzeczyły oddawania więcej łez, wstał i powoli zaczął wracać do domu. Oczy szczypały go, były czerwone i poduchnięte. Z plecaka wyjął butelkę wody i resztką wody opłukał sobie twarz. Chłód zaczął przenikać całe jego ciało więc nie marnując więcej czasu wrócił do domu. Na wejściu zauważył że jego rodzice i brat są w kuchni i śmieją się wesoło. Słyszał jak ze sobą radośnie rozmawiają, a przy tym czuł się poza tym, jakby nie mógł do tego szczęścia należeć.
   Zdjął buty i przekroczył próg kuchni, a mama powitała go skinieniem głowy, tak samo jak ojciec. Jednak zauważył, że usta Osamu na chwilę się wykrzywiły w niesmaku na widok Atsumu. Poczuł że zdecydowanie nie może należeć do tego szczęścia.

- Jak wyniki z egzaminów? - pierwsza zapytała mama.

- Yhym, dobrze...

- Osamu dostanie się napewno na twój wymarzony kierunek, a ty co byś chciał robić Atsumu? - tym razem głos zabrał ojciec bliźniaków.

- Jeszcze nie wiem...

- Musisz teraz myśleć poważnie, wiemy że nie jesteś tak dobry jak swój brat, ale i dla ciebie napewno gdzieś znajdzie się miejsce - dokończył.

- Przebierz się i zejdź na kolację, niestety trochę się spóźniłeś - mama zaczęła mu nakładać na talerz.

- Zaraz będę...- wypowiedział cicho i zaczął iść do góry.

   Nie miał złych rodziców, ale jednak faworyzacja była jasno określona. Nie mógł być taki jak Osamu, dzielili tylko razem swoją twarz. Mógł powiedzieć rodzicom o swoich wynikach, jednak gdy chciał to zrobić coś go powstrzymywało. Martwił się że mu nie uwierzą, że go wyśmieją jak inne osoby. Jednak tym co go zabolało jeszcze bardziej to wiedza o tym jak wyglądał, jak rozbitek, jego twarz była blada i oczy czerwone od płaczu. Wystarczy jedno spojrzenie w lustro by to dostrzec, jednak zepsuty był, jednak rodzice nie zadali mu ani jego pytania. Czuł że patrzyli na niego, ale widząc go zupełnie inaczej.
   Jego rodzice nie byli źli, byli ignorantami, a to uderzało w Atsumu jeszcze bardziej. Uderzył lekko pięścią w lustro przed sobą i odwrócił wzrok. Nie mógł patrzeć, bo brzydził się samym sobą. Choć mógł sobie ciągle powtarzać, że jest dobry, jest dobry...jest przecież dobry.
   Dwadzieścia minut zajęło mu ogarnięcie się i zejście znów na dół. Widział rodziców z Osamu, którzy oglądali w salonie telewizję i co chwila jedno z nich komentowało co działo w programie, który oglądali. Natomiast na Atsumu czekała jedynie zimna kolacja przy pustym stole.

Happy New Year // sakuatsuWhere stories live. Discover now