Rozdział 11

17 1 0
                                    


- Dobrze spałaś? - zapytał Cris szeptem, kiedy w milczeniu jedliśmy śniadanie. O ile to, co przeżuwaliśmy można było tak nazwać. Suszone mięso z królika z poprzedniego dnia, resztki wyschniętego chleba i trochę świeżej wody z podziemnego źródełka.

Jak otworzyłam oczy tego ranka, ognisko wciąż się paliło, pozwalając mi zobaczyć siedzące przy nim postacie. Ale ciepło, które towarzyszyło mi całą noc, zniknęło. Obiecał, że zostanie ze mną do świtu, zatem musiało już być późno. Nie czułam jego obecności ani w pobliżu ani w swoim umyśle, więc musiał zostawić mnie jakiś czas temu.

- Cudownie - odparłam krótko. Pokiwał głową.

Nie odezwał się słowem odnośnie wczorajszej nocy, dlatego ja również nie zamierzałam tego wywlekać. Spojrzałam na Nicka, który zgarbiony kucał na obrzeżach paleniska. Chłopiec miał smutek wręcz wymalowany na twarzy. Cała ta wyprawa... co on tu w ogóle robił? Nie powinien doświadczać takich okropnych rzeczy. Nie powinien...

- Pięciu nie żyje - szepnął. Zapadła głucha cisza, przerywana tylko trzaskaniem ognia. Cris zacisnął pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie, po czym wziął wdech i bardzo powoli wypuścił powietrze nosem.

- Nie maż się. Wiedzieli, na co się piszą.

Chłopcu zadrgały wargi.

- Wybacz, zapomniałem, że dla ciebie śmierć nic nie znaczy - prychnął, podnosząc się. Shiro wstał i bezszelestnie podążył za nim. Rassler zaklął.

- Ruszamy, natychmiast - zarządził Cris. - Musimy ich złapać, zanim dopadnie ich coś innego.

Niemal odruchowo podniosłam się z miejsca, aby pójść za Crisem. Zgasiliśmy ognisko, więc znów nic nie widziałam. Nie miałam pojęcia, w którą stronę pobiegli chłopcy. Nie potrafiłam jednak wyrzucić z głowy słów Nicka, jakie zarzucił Crisenthowi. Gdyby zrobił to kto inny, z pewnością byłby już martwy, a jednak temu dzieciakowi uszło to na sucho. Pozwoliło mi to wysnuć dwa wnioski: pierwszy - Nick i Cris musieli znać się od dłuższego czasu, drugi - jedno z morderstw Czerwonego Rycerza widocznie zapadło chłopcu w pamięć.

Biegliśmy po omacku przez skalne korytarze, usiłując dogonić młodych zbiegów. Crisenth ciągnął mnie za rękę, w obawie, że mogłabym mu zniknąć z pola widzenia. Co chwilę potykałam się na nierównym podłożu, nie mając pojęcia jakim cudem pozostali cokolwiek widzą. Odbiliśmy w lewo, wchodząc na zwężoną ścieżkę.

- Schyl się! Sklepienie tutaj jest bardzo nisko - rzucił Cris, popędzając mnie. Jedną ręką trzymałam jego dłoń, drugą próbowałam wymacać ścianę otaczającego nas tunelu. Kolana zaczynały mnie już boleć od ciągłego biegu i niewygodnej pozycji, jednak nie odważyłam się nikomu tego powiedzieć. Skoro inni dawali radę, ja również musiałam sobie poradzić.

Nagle usłyszeliśmy krzyk Nicka.

- Biegnijcie, teraz! - rozkazał Cris. Echo ich kroków rozbrzmiało w wąskim korytarzu. Cały czas posuwając się do przodu, po chwili my również wyszliśmy do jakiegoś szerszego miejsca, gdzie mogłam się bezpiecznie wyprostować, nie ryzykując uderzenia się w głowę.

- Shiro! - Głos Nicka brzmiał już niemal płaczliwie. Mimo, że nic nie widziałam, dźwięki dobiegające z głębi jaskini dawały mi wystarczająco jasny obraz. Pazury drapiące w skałę, zawodzenie jaskiniowych bestii. W pewnym momencie Crisenth popchnął mnie, a ja upadłam na twarz. Jednak, gdy podniosłam wzrok, wiedziałam, czemu to zrobił.

Przed nami w bliskim polu widzenia było wyjście. Słabe wiązki światła oświetliły grotę, ukazując makabryczny obraz.

Shiro padł.

Królestwo SerinuWhere stories live. Discover now