Rozdział siedemnasty

524 38 10
                                    

                                             Rozdział siedemnasty

                                                    THOREN

                                                   Dziewięć lat

– Powiedziałeś komuś? – Pytanie wuja Edgara rozprasza nocną ciszę. Jest już bardzo późno, a ja stoję przy ścianie w piżamie i próbuję poskładać wszystkie rozsypane części w jedną spójną całość. Wuj musiał przyjechać niedawno, bo wciąż ma na sobie czarny płaszcz, a pod podeszwami butów tworzy się błotnista kałuża. To nie fair, mama zawsze nam powtarza, że trzeba zdejmować buty i szanować czyjąś pracę. Zagryzam wargę, kiedy słyszę głos taty. Odpowiada, że nikt nie wie o ich tajemnicy, ale wynikły pewne komplikacje. Nie rozumiem tego, co ma na myśli. Jaka tajemnica? Jakie komplikacje?

– Jeżeli to wypali... – Wuj w przypływie ekscytacji urywa zdanie. – Bracie, jeżeli to wypali, to będziemy panami tego zasranego świata.

– To są poważne zmiany.

– Wspaniale!

– Nie, Edgar, możemy zrobić naprawdę ogromne zamieszanie.

– Tego chcieliśmy, prawda? Mieliśmy dość tej niewdzięcznej harówki. Teraz wszystko się zmieni, to nas będą błagać na kolanach. Zdobędziemy władzę.

– Oprócz władzy niezbędna jest odpowiedzialność. Pomyślałeś co się stanie, jeśli lek wpadnie w niepowołane ręce? Edgar, to są cholerne manipulacje. Możemy namówić człowieka do zrobienia różnych rzeczy. Potrafisz sobie wyobrazić co będzie, gdy ktoś to wykorzysta do przestępstw?

Ściągam brwi w jedną kreskę. Nadal posiadam zbyt mało informacji, żeby zrozumieć tok tej przedziwnej rozmowy jednak pojedyncze słowa, które udaje mi się wyłapać sprawiają, że dreszcze przebiegają wzdłuż kręgosłupa. Unoszę dłoń i wsuwam ją do ust, by nie wydać z siebie żadnego, choćby najmniejszego dźwięku. Serce wali mi w piersi jak oszalałe lecz przecież nie ma powodu do niepokoju. Wszystko jest w porządku, prawda?

– Nie interesuje się tym co robi klient po godzinach – Wuj łapie tatę za ramię. – Chodźmy poznać wynik eksperymentu.

– Nie zakończył się dobrze. – Tata strzepuje jego dłoń, a potem obaj ruszają w stronę pralni. Strach jeży mi włosy na karku lecz z całych sił go poskramiam i idę za nimi. Wmawiam sobie, że to wszystko jest całkiem normalne, że żaden z dorosłych nie wplątał się w coś nielegalnego. Rozpaczliwie chcę wierzyć, że to nic takiego ale z każdym krokiem narasta we mnie niepokój. Wewnętrzny głos każe zawrócić i uciekać do pokoju podczas gdy ta mniej rozsądna część pragnie dowiedzieć się dlaczego wuj Edgar przyjechał w środku nocy. Przyczajony czekam aż znikną za drzwiami, a potem powoli wślizguję się do środka. W piwnicy panuje półmrok, a do moich nozdrzy dolatuje mocny zapach jakichś substancji odkażających. Chowam się pod metalowym blatem i prawie krzyczę ze strachu widząc obok siebie klatki z obrzydliwie spuchniętymi szczurami. Zwierzęta przypominają balony, ślepia wypadają z oczodołów. Ich ciała pokryte są ropiejącymi ranami, a z pysków toczy się różowa piana. W panice przygryzam sobie język i zaciskając dłonie w pięści przypatruję się swoim bosym stopom.

– Po tygodniu od otrzymania krytycznej dawki, samica zaczęła wykazywać skłonności do wzmożonej agresji, a przy tym namawiała pozostałe do podjęcia podobnych działań.

Mrugam zdumiony. To głos taty, ale o czym on, u licha, mówi?

– I co to znaczy? – Wuj Edgar najwidoczniej też miał pustkę w głowie.

– Że są podatne na manipulacje. Szczury, które zażyły więcej leku niemal od razu zaczęły atakować, z kolei te, które przyjęły mniej dawek sprawiały wrażenie otępionych. Tabletki są władzą, dlatego uważam, że nie powinniśmy już przeprowadzać badań. To nic nie zmieni, musimy się jakoś z tego wymiksować.

– Nie pękaj, bracie! Zaczniemy rozmowy z pentagonem. Zobaczysz, że wyjdzie nam na dobre!

Rozmowa z pentagonem? Szybko przypominam sobie, że tak nazywa się siedziba obronna naszego kraju. W moim umyśle panuje zamęt, zbyt wiele części zupełnie do siebie nie pasuje, aż nagle w pewnej chwili moje spojrzenie kolejny raz odnajduje klatkę. Całe moje ciało drży ze strachu, kiedy widzę jak szczury zaczynają wzajemną walkę. Jeden z nich topi pożółkłe, długie zęby w napompowanym karku swojego pobratymca, zaś drugi odgryza pokaleczony ogon, temu, który jako pierwszy opada z sił. Te wrzaski i piski są nie do wytrzymania. Zakrywam uszy dłońmi, kulę się w sobie i wówczas wuj Edgar postanawia się pochylić. Mamrocząc coś o lekach wsuwa głowę pod spód blatu.

– Thoren! – Wykrzykuje zdumiony. – Dzieciaku, co ty tutaj robisz?!

– A ty? – Odpowiadam drżącym głosem. – Co ty tutaj robisz, wujku? 

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz