Rozdział 6

151 11 0
                                    

– Ava! Złaź natychmiast na dół! Spóźnisz się, a przez ciebie spóźnią się twoi bracia!

Głos matki brzmiał niczym ryk wściekłego zwierzęcia, a nie jak pobudka troskliwej osoby. Ava nie byłaby jednak sobą gdyby od razu wstała. Jednym okiem, które zdołała z trudem otworzyć, spojrzała na czerwone cyfry elektrycznego budzika. Miała jeszcze dwadzieścia minut do wyjścia, więc nie widziała potrzeby by się spieszyć. Niestety przynajmniej jedna osoba w domu nie podzielała jej spokoju, dlatego zaledwie po kilku sekundach usłyszała walenie do drzwi, które poprzedziły kroki tytana na schodach.

Margareth poruszała się czasem z cichością słonia. Szczególnie gdy była wściekła.

– Już, już – mruknęła dziewczyna, powoli zwlekając się z łóżka. – Oszczędź drzwi – dodała znacznie głośniej.

Niechętnie przekręciła klucz w zamku, gotowa na poranne zmagania. Fakt, iż się zamykała, dodatkowo irytował matkę, ale to nie jej wina, że Noah nieustannie wchodził bez pukania do jej pokoju. Wprawdzie ostatnim razem gdy to zrobił i pocałunkiem w policzek usiłował ją obudzić wraz ze słowami „wstawaj, księżniczko", instynktownie pozbyła się natręta celnym ciosem z pięści, jednak chłopaka nie powstrzymało to na długo. Z jego powodu była narażona na narzekania matki.

Kobieta wparowała do jej pokoju, zanim Ava zdążyła nacisnąć klamkę.

– Pospiesz się. Masz dwadzieścia minut – powiedziała, wyciągając ubrania córki z szafy. Po jej interwencji, Ava opuszczała pokój, przez który przeszło tornado. Pomoc matki miała także inne „plusy" w postaci mokrych włosów, głodu z powodu opuszczenia śniadania i lekkiej zadyszki – matka przegoniła ją po schodach. Wprawdzie dzięki temu była na dole punktualnie, ale zła, zmęczona i przede wszystkim głodna.

Kilka minut temu usłyszała warkot motoru Remy'ego, pod domem jednak ciągle stała czwórka braci. Noah zaoferował się odwieźć ich do szkół i zapewne tylko z tego powodu pozostali jeszcze nie wyruszyli w drogę. Bez zawstydzenia, dziewczyna uświadomiła sobie, że ma wiele wspólnego z opóźnieniem.

– No idź już – powiedziała niecierpliwie matka, wypychając córkę z domu. Okazała się nieczuła na donośne burczenie w brzuchu dziewczyny. – Zjesz po powrocie. To nie powinno długo potrwać – wyjaśniła krótko, głosem nieznoszącym słowa sprzeciwu.

Powłócząc nogami, Ava poszła w stronę samochodu, witana radosnymi twarzami swoich braci. Zupełnie jak gdyby cieszyli się, że jadą do szkoły. Niezależnie od swoich chęci, nie potrafiła podzielać tej radości. Ze skwaszoną miną zajęła miejsce z tyłu, ku niezadowoleniu Noah. Przynajmniej, na szczęście dla wszystkich, chłopcy powstrzymali się od komentarzy na temat jej fryzury, niewielkiego spóźnienia czy też cierpiętniczego wyrazu twarzy.

– Gdybyś nie zamykała drzwi pozwoliła się budzić – zaczął Noah. Spojrzenia pozostałych przebiegały od niego do dziewczyny i z powrotem. W oczach czaiła się fascynacja, jak tym razem potoczy się cokolwiek burzliwa znajomość rozmawiających. Zapewne skończyłoby się ciekawie, gdyby nie nagłe burczenie w brzuchu.

– Nie jadłaś śniadania, prawda? – zapytał Dominic delikatnym, kojącym głosem.

Przytaknęła ze smutkiem.

– Proszę – powiedział, wręczając jej papierową torbę. – Zrobiłem je rano, gdy nie chciałaś się obudzić – dodał z uśmiechem.

Podejrzewała, co zawiera torba, lecz mimo wszystko gdy zobaczyła kanapkę, wyglądająca niczym z najlepszej reklamy, oczy jej rozbłysły. Bez zastanowienie objęła chłopaka, na tyle na ile pozwalało jej miejsce w samochodzie i wycisnęła na jego policzku mocny pocałunek.

Kapitanowie szkółWhere stories live. Discover now