Rozdział 18

180 8 0
                                    

To nie była odpowiednia pogoda na piknik. Ani pogoda, ani pora. Jesień, a przynajmniej kilka jej ostatnich dni, nie była zbyt ciepła. Wprawdzie uspokoił się wiatr, który bezlitośnie chłostał odsłonięte twarze przez pierwszą połowę dnia, jednak termometry nadal nie pokazywały wysokiej temperatury. Ani znośnej. To wystarczyło, by Ava po raz kolejny zastanawiała się, dlatego zgodziła się na piknik.

– Dla Dominica – odpowiedział głos.

To właśnie głos Chloe wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Najwyraźniej Ava musiała ostatnie myśli wypowiedzieć na głos. Jednak to nadal nie sprawiało, że odpowiedź przyjaciółki miała jakikolwiek sens.

– Dla Dominica? – powtórzyła bez zrozumienia.

– Dla tego, co przygotował – sprostowała dziewczyna. – Przyznaj to: Dominic jest kulinarnym bogiem.

– Nie przesadzaj...

– Przyznaj! – zażądała Chloe.

– No dobrze. Dominic jest kulinarnym bogiem – Ava wypowiedziała te słowa niczym wyuczoną formułkę.

– I przyjmuje ofiary z pięknych dziewczyn – usłyszały za swoimi plecami.

Obie odwróciły się, spoglądając na rozbawionego chłopaka–boga. Znacznie mniej wesołe miny mieli bliźniacy. Wyglądali na mocno skwaszonych. Po wcześniejszych nonszalanckich uśmiechach nie pozostał nawet najmniejszy ślad.

Gdy kilkanaście minut wcześniej chłopacy zaproponowali przygotowanie wszystkiego, Ava zaprotestowała. Nie chciała zachowywać się jak księżniczka, która przychodzi na gotowe. Jednak wspólne namowy braci i Chloe, która, dla odmiany, uwielbiała być rozpieszczana, zmusiły Avę do bezczynności. Przysiadła z przyjaciółką na pniu powalonego drzewa i czekała.

Po raz kolejny pomyślała, jak pięknie musi być w tym miejscu, gdy pogoda jest bardziej sprzyjająca. Znajdowali się na brzegu rozległego jeziora. Aby do niego dojść, musieli przejść przez las. Wyszli z niego wprost na teren, który musiał często być miejscem spotkań miejscowych nastolatków. Świadczyły o tym pozostałości paleniska, a także powalone pnie drzew, które stanowiły ławki. Nieopodal natomiast znajdował się pomost z przycumowaną niewielką łódką.

– Co muszę zrobić, żeby zostać twoim bogiem? – zapytał usłyszała nagle za plecami głos Masona.

Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Był poważny... na tyle na ile można, zadając podobne pytanie.

– Już jesteś boski – zapewniła Ava. – A mi jest za to nieziemsko zimno. Gdybyście tak się nie upierali, że mam siedzieć i pachnieć, pewnie nie byłoby teraz tak źle.

– Cóż poradzimy skoro i tak nieziemsko pachniesz? – wtrącił Jake.

Pochylił się nad nią i ostentacyjnie zaciągnął powietrzem. Dziewczyny parsknęły z rozbawieniem.

– Jasne, szczególnie po godzinnym treningu – ripostowała Ava.

– Dziewczyno, biorę cię w każdej sytuacji i niezależnie od tego, co robiłaś przed chwilą – powiedział Jake. Dla podkreślenia swoich słów, wyciągnął do Avy rękę. Ta ujęła ją bez chwili zawahania. Nim się obejrzała, stała tuż przed nim niemal przyciśnięta do chłopaka.

– Hej! Mieliście iść po dziewczyny, a nie migać się od roboty – rzucił z lekką irytacją w głosie Remy.

Był pochylony nad ogniskiem, które zaczynało dymić. Ava była nawet pewna, że dostrzegła pierwsze języki ognia spowijające ułożone drewno.

– Nie migamy – zaprotestował Mason. – Po prostu wiemy, że ty i ogień to kiepskie połączenie. Wspominaliśmy ci, jak kiedyś przypalił sobie brwi? – zwrócił się do Avy. Nie usiłował mówić cicho.

Kapitanowie szkółWhere stories live. Discover now