Rozdział 6

315 21 4
                                    

Rozdział 6


Violet

- Jak tam idzie praca nad końcoworoczną kolekcją? – Marcus przeskoczył ławkę i magicznie znalazł się tuż obok mnie.

- Eee, tak... nie... nie wiem... - dukałam bezmyślnie.

- Okej, czyli słabo – podsumował, wpatrując się w tonę materiałów porozrzucanych po całym stoliku szkolnego patio.

- Yhh, idzie dobrze... mam dużo pomysłów, konkretne projekty i potrzebne materiały – stwierdziłam. – Nie mam za to czasu i tylu rąk do pracy, ile bym potrzebowała. – Mina mi zrzedła.

- Pomógłbym, ale nie jestem najlepszy w szyciu, a poza tym chyba w szkole mody trzeba wszystko szyć samemu, nie?

- Niestety – mruknęłam. – A jak idzie twoja praca końcowa? – zreflektowałam się.

- Chyba cię to dobije, ale u mnie idzie wręcz zbyt dobrze. – Wyszczerzył się.

- To świetnie – powiedziałam ze szczerym uśmiechem.

- W sumie to nie wiem czy tak świetnie. Skoro idzie tak sprawnie, a jest coraz mniej czasu to pewnie na ostatnią chwilę się coś spierdoli i to do takiego stopnia, że się nie pozbieram. – Spojrzał w bok.

- Ej! Nie nakręcaj się tak! – upomniałam przyjaciela. – Jak wszystko idzie dobrze, to znaczy, że będzie dobrze.

Wierzyłam w możliwości i kreatywność Marcusa. Był jednym z najlepszych studentów na swoim roku. Uczęszczał do szkoły fotograficznej. Wspominałam już kiedyś o tym? Nasze szkoły były odrębnymi instytucjami, ale wszystkie należały do jednego zespołu szkół artystycznych w Londynie i wszystkie mieściły się... no, może nie w jednym budynku, ale prawie. Wszystkie były umiejscowione na jednym, ogromnym placu i w zasadzie wszystkie, choć były osobnymi budynkami, przylegały do siebie. Dzieliły nas jedynie ściany. Szkoła fotograficzna była w prawym skrzydle całego zlepku budowli. Szkoła mody leżała w całym przednim płacie. Była największym kierunkiem uniwersyteckim ze wszystkich. Gdzieś pomiędzy była też szkoła sportowa, równie duża, taneczna, artystyczna, muzyczna, modelingowa, szkoła sztuk pięknych i długo by jeszcze wymieniać.

Miałam szczęście, iż mimo że moi przyjaciele należeli do innych szkół, wszyscy tworzyliśmy jedną wielką społeczność uczniowską. Mieliśmy jeden, niewyobrażalnie wielki dziedziniec, obok niego przeszklone patio, gdzie była stołówka, a nawet i niektóre pracownie mieliśmy wspólne. Marcus, chodząc do szkoły fotograficznej był najbliżej mnie i Riley, z którą wspólnie się męczyłam nad szyciem nowych projektów. Gorzej miała Jazmyn, której szkoła taneczna oraz artystyczna, gdzie głównie malowała obrazy, była najbardziej oddalona od naszej. Musiała się nieźle nabiegać po korytarzach, by dotrzeć do nas na każdy lunch.

- Co to za motywacyjne rady? – Dosiadła się blondynka.

- Prace końcowe wywołują w ludziach skrajne emocje... - zaczęłam.

- Głównie załamania nerwowe – skwitował chłopak.

- Ohh, na pewno nie będzie aż tak źle – zaśmiała się Jazzy. – U mnie jest stabilnie. Choreografia naszej grupy jest dopracowana, jak nigdy. Próby idą dobrze, więc mogę się skupić na malowaniu kolejnych brzydkich gówien na wystawę końcoworoczną.

- Ile musisz tych obrazków mieć? – zapytałam.

- Teoretycznie dziesięć... praktycznie... hmm... no przydałoby się tak z trzynaście. – Zazgrzytała zębami.

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Where stories live. Discover now