ROZDZIAŁ X

418 29 7
                                    

~*~

Równo o 9:00 Grace przekroczyła próg Boston Logan Iternational Airport. Oczywiście Nora musiała ją pożegnać, mimo że Grace prosiła, by została w domu. Nie chciała, by przez nią otwarcie salonu, który prowadziła przyjaciółka, się opóźniło. Jednak tej zadziornej blondyneczce nikt nic nie zdoła przetłumaczyć. Tak więc, właśnie w oto ten sposób, Grace tkwiła w mocnym uścisku Nory Brown.

- Smaruj dupę SPF-em. - mruknęła Nora we włosy Grace. - Jedz regularnie i pij dużo wody. Tam podobno jest strasznie gorąco.

- Dobrze mamo. - Grace przewróciła jedynie oczami.

Kochała ją ponad wszystko. Serio. Ona zawsze ją wspierała. Była przy niej, gdy mama panny Pierce zmarła oraz kiedy ojciec podcinał jej skrzydła. Nie wierzył, że uda jej się osiągnąć cokolwiek w tym kierunku. Jednak jakimś cudem stała właśnie tutaj, w Bostonie, na lotnisku, lecąc do pieprzonej Barcelony, by otworzyć jeden z większych projektów inżynierii.

- Nora, musisz mnie puścić albo Torres podłoży mnie pod startujący samolot.

- Jeszcze chwila. - wzmocniła uścisk po czym oderwała się od niej i złapała za ramiona. - Jeśli ten nędznik coś ci zrobi, to pamiętaj, że ja mam przewagę. On będzie w Barcelonie, ja w Bostonie i podłoże ładunek pod jego firmę. I uwierz kochana. - urwała, a Grace próbowała walczyć ze łzami rozbawienia. - Ten wybuch zobaczy nawet w pierdolonej Hiszpanii. - uroczy uśmiech. Boże Nora, żebyś siebie sama nie wysadziła.

- Odlot. - Grace wytarła łzy z policzków.

- Hej, nie płacz, to tylko pięć dni. - Pięć dni z kutasem pomyślała.

- Poryczałam się ze śmiechu, świrusie. - Nora popatrzyła na nią z zaskoczeniem na twarzy, a potem wybuchnęła gromkim śmiechem. - Serio muszę już iść. - szybki przytulas i cmoknięcie.

Grace machała Norze, gdy ta wsiadała do taksówki. Odwróciła się i zaczęła przeciskać się przez stado ludzi. Ktoś nadepnął jej na palec u stopy, ktoś inny szturchnął ramię, a na dodatek kółko w walizce jej się przyblokowało. Jezu, za dużo wrażeń jak na pięć minut.

Gdy dotarła do Terminalu B, wzrokiem odnalazła stojącego Dylana, który zajęty był, jakże ciekawym, telefonem. Stał przy czarnej walizce w swoim idealnie skrojonym garniturze. Wyglądał jak dziesiąty cud świata. Zaraz po Norze i Grace oczywiście.

Podniósł spojrzenie i nastrój pogorszył mu się automatycznie, gdy spojrzał na zmierzającą w jego stronę Pierce. Sam nie wiedział czy bardziej wmawia sobie jak bardzo jej nienawidzi, czy po prostu faktycznie tak było.

- Pięć minut i trzydzieści dwie sekundy spóźnienia. - zerknął to za zegarek, to na nią. - Obtrącę ci z pensji.

- Zabierz se już od razu całą. - burknęła pod nosem.

- Słucham? - spytał zszokowany. Jezu, czasem czuł się jakby dostawał od niej solidnego liścia.

- Zabrał Pan patyczki do uszu? - udawała, że strzepuje niewidzialny pyłek z beżowego płaszcza.

- Słucham? - wbiła w niego zrezygnowane spojrzenie.

- Nie dość, że stare, to jeszcze głuche. - dwie dziewczyny przechodzące obok nich słysząc to, niekontrolowanie się zaśmiały. Grace darowała sobie spojrzenie na Dylana, bo wiedziała z czym się je chleb. - Idziemy?

- Kurwa. - zaklął siarczyście. - Ja wrócę z tej Barcelony nawrócony.

Ruszyli w stronę bramek. Grace chciała ustawić się w kolejkę jak na cywila przystało, jednak Dylan przepchnął się aż do samego wejścia, ignorując wszelkie pejoratywne słowa kierowane w jego stronę. Pokazał swój identyfikator, a wredna pani z obsługi uśmiechnęła się do niego, na co Grace się skrzywiła. Co za fałszerstwo. Szła za Dylanem krok w krok, a kiedy przystanął, wpadła na jego plecy.

between Us | 18+ Zakończone Where stories live. Discover now