Rozdział 7

338 23 5
                                    

Rozdział 7


Violet

Czy jestem w stanie poświęcić wiele? Tak. Czy jestem w stanie poświęcić wszystko?

Zbiegałam obecnie ze schodów w swoim domu. Kierowałam się do mamy, która siedziała w kuchni. Nadszedł czas, by zacząć wdrażanie naszego planu w życie.

- Mamiś? – zawołałam. Kobieta uniosła pogodne spojrzenie znad gazety leżącej na stoliku. – Tak sobie myślałam nad... tym wszystkim. Może masz rację i nie będzie tak źle. W końcu przez tyle lat byłyśmy same. Może przyda się ktoś w tym pustym domu. – Słowa ledwo przechodziły mi przez usta.

- Skąd taka zmiana? – Otuliła mnie matczynym uśmiechem.

- Czy ja wiem... chyba musiałam sobie trochę rzeczy poukładać w głowie i samo tak wyszło. – Siadłam naprzeciw niej.

- Cudownie. Tak coś czułam, że prędzej czy później przekonasz się do nich – radowała się.

- Tiaa... a j-jak... jak wygląda wasza sytuacja? – Szukałam odpowiednich słów. – Macie jakieś większe plany? Mieszkanie razem czy coś?

- Oh, nie. Jeszcze nie. Relacja jest na dobrym etapie. Nawet bardzo dobrym, ale nie aż tak zaawansowanym, by planować przyszłość. Wiesz, każde z nas ma swoje rodziny. Niekompletne, ale jednak ma. Nie ma co się pakować od razu w taki...

- Okej, czyli jedyną przeszkodą jesteśmy my. Ja i Clarice. Kumam – przerwałam jej.

- Nie jesteście przeszkodą, ale liczymy się z waszym zdaniem i komfortem. Nie możemy nagle pakować się wszyscy do jednego życia ot tak i oczekiwać, że wy się dogadacie, bo nam tak pasuje. Zresztą, sama robiłaś mi o to awanturę, nieprawdaż?

- Tak i właśnie dlatego pytam. Jak mam udawać super siostrzyczkę, wolę wiedzieć wcześniej i się jakoś przygotować mentalnie – kluczyłam. Rozbawiło to mamę.

- Nie masz się czym na razie martwić. – Upiła łyk kawy.

- To dobrze. Bardzo dobrze, ale... miałaś też trochę racji z tym, że żeby się integrować, musimy się jakoś poznać i spędzać czas razem. Tak sobie myślę, że może faktycznie pokazałam się z nieco złej strony. Cóż, nie naprawię tego, bo pierwsze wrażenie robi się tylko raz, ale... może jeszcze zdążę nadrobić...

- A co cię tak wzięło na takie... nie wiem nawet jak to nazwać – zachichotała. – Jeszcze trochę i pomyślę, że realizujesz jakiś plan morderstwa – zażartowała.

No prawie – pomyślałam, uśmiechając się do kobiety.

- Chciałam, żebyś wiedziała, że nie tylko sieję destrukcję wszędzie, gdzie się zjawię. Umiem też być pomocna i empatyczna... czasem. I chcę ci odrobinę pomóc w tej relacji, a bardziej... zwyczajnie nie przeszkadzać w jej budowaniu.

- Doceniam to. To miła odmiana – przyznała.

- No, więc... pomyślałam sobie, że może moglibyśmy jechać razem za miasto. Tam, gdzie jest wybudowane to wielkie miasteczko na wzór starego Londynu z lat jakichś tam. Są tam mega nudne wystawy starej architektury i sztuki, więc pewnie by im się spodobało.

- Hm, interesujące. – Zmrużyła oczy. – A co ty będziesz z tego mieć? – pytała podejrzliwie.

- A czy ja muszę mieć coś z tego? To nudne miejsce, więc im się spodoba, a mamy się przecież integrować, tak? –Zatrzepotałam rzęsami. – No i podobno jest tam w chuj dobre jedzenie. – Na koniec posłałam jej sztuczny, wielki uśmieszek.

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Where stories live. Discover now