Rozdział 10

280 20 2
                                    

Rozdział 10


Clarice

Nie chciałam znikać na długo. To nieeleganckie w stosunku do gości, lecz potrzebowałam chwili ciszy i spokoju. Weszłam do łazienki oddalonej od sali zabaw, sądząc, że nikogo tam nie zastanę. Potrzebowałam pobyć sama ze sobą. Takie bankiety nigdy nie były moją mocną stroną. Wykwintne stoły, drogie suknie, tłum ludzi dookoła. Zawsze wprawiało mnie to w dyskomfort. Oczywiście ojciec nie przyjmował nigdy sprzeciwu i wyprawiał coraz to huczniejsze uroczystości. Nie wykłócałam się. Z pokorą przyjmowałam jego opinię. W końcu to on był dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem i wiedział lepiej, co wypada a czego nie. A organizowanie takich uroczystości w środowisku jego znajomych było bardzo pożądane.

Musiałam przyznać, choć nie powinnam, że te urodziny były jednymi z ciekawszych. Głównie przez niemałe zawirowanie wywołane zachowaniem niepokornej blondynki niepotrafiącej wpasować się do otoczenia. Nigdy w życiu nie przyznałabym tego na głos, ale jakaś część mnie była zadowolona, że Violet nieco zakłóciła idealną ceremonię ojca. Nie przepadałam za tym środowiskiem. Ludzie otaczający mnie mocno mnie krępowali. Byli perfekcyjni, ułożeni i dostojni, a ja obawiałam się, że im nie dorównam. Miło było więc zobaczyć roztargnioną blondynkę, która tak mocno i bezwstydnie pokazywała swoje oblicze przy ludziach stanowiących jej kompletne przeciwieństwo. Musiałam przyznać jej podziw względem pewności siebie. Ja w jej sytuacji chowałabym się po kątach byle tylko nie napatoczyć się nikomu. Violet nie miała żadnych zahamowań. To kolejny element, który mnie w niej intrygował.

I o wilku mowa. Przekroczyłam próg łazienki. Od razu do moich nozdrzy dotarła woń nikotyny. Spojrzałam na wielkie okno po prawej. Na parapecie ozdobionym białymi kafelkami siedziała swobodnie oparta Violet. Podtrzymywała nogą uchylone okno, aby się nie zamknęło, a w ręce miała papierosa.

- Oh, księżniczka we własnej osobie. Jak miło – rzuciła szyderczo.

Wpatrywałam się w nią badawczo. Jednocześnie zamknęłam za nami drzwi. Złotowłosa nie ruszyła się z miejsca ani na moment.

- Kopciuszek uciekł z balu i się zgubił, czy jak? – dopytywała, gdy cisza się przedłużała.

- Emm... nie – zająkałam się. – Po prostu chciałam przez chwilę pobyć w ciszy – przyznałam smętnie, wlepiając oczy w podłogę.

Sama nie wiedziałam, dlaczego jej to powiedziałam. Zdecydowanie nie powinnam była tego mówić, ponieważ to niestety pociągnęło za sobą dalszą rozmowę, która nie skończyła się dobrze.

- Czemu? – Skrzywiła się, przykładając papierosa do ust. – Co, nie lubisz swoich znajomych? – zaśmiała się.

- Oczywiście, że lubię – ocuciłam się szybko. – Po prostu czasem potrzebuję chwili ciszy. Chyba jak każdy?

- Spoko. Ja bym ich nie lubiła. – Wzruszyła ramionami.

- Ty chyba już ich nie lubisz. – Wykrzywiłam usta.

- Słuszna uwaga. Skąd wiedziałaś? – Uniosła brwi i poszerzyła uśmiech. Nie wiedzieć, czemu to sprawiło, że moje kąciki ust również się lekko uniosły.

- Sama nie wiem. Na pewno nie stąd, że posprzeczałaś się z moją najlepszą przyjaciółką. – Pierwszy raz od niepamiętnych lat posłużyłam się ironią; brzydkim akcentem, którego tato nienawidził.

- Ta cała Amber jest do dupy – wymamrotała.

- Amanda? – poprawiłam ją.

- O Boże, to jeszcze gorsze imię – westchnęła, opierając głowę o ścianę.

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Where stories live. Discover now