Rozdział 11

305 24 23
                                    

Rozdział 11


Violet

Nie sądziłam, że dziewczyna za mną pójdzie. Nie uwzględniałam jej w swoich planach na resztę wieczoru, ale cóż, skoro już jest, to lepiej dla mnie. Każda interakcja z nią, nawet ta najgłupsza, przybliża mnie do celu.

Clarice wlokła się, plącząc i szamocząc w swej sukni. Co chwila słyszałam za sobą jej narzekanie i panikę.

- Gdzie ty w ogóle chciałaś iść? Jaki masz plan? Za ile wrócimy? Myślisz, że ojciec się zorientuje? Nie powinnam była...

- Boże Święty, dziewczyno! – warknęłam wnerwiona. – Ty masz siedemnaście lat! Możesz na sekundę puścić rączkę tatusia! – irytowałam się. – A zresztą, jak nie chciałaś, to czemu za mną poszłaś? I to już drugi raz! – wypomniałam jej wizytę w muzeum.

Ciemnowłosa nie odpowiedziała nic. Nie pisnęła już ani słowa. Przez większość drogi milczałyśmy. A droga była dość długa. Nie chciałam łapać metra czy autobusu. Miałam ochotę przejść się i zaciągnąć tym rześkim, podeszczowym wieczorem. Specjalnie zresztą skierowałam nas do miejskiego parku, zamiast wlec się betonowymi ulicami.

- Zmierzamy do jakiegoś konkretnego miejsca? – wymamrotała niepewnie Clarice.

- Planowałam Tin Pan Alley. Gdzieś w pobliżu kręcą się moi znajomi – rzuciłam.

- A to nie jest jakoś daleko? – wyraziła obawę.

- Większość drogi już pokonałyśmy. – Rozejrzałam się po mrocznym, ciemnym otoczeniu, gdzie jedynym światłem były stare, ozdobne i słabo świecące latarenki.

- Ja już chyba zawrócę. Jest późno. Na pewno już ktoś mnie szuka – jąkała.

- Rób, co chcesz... choć uważam, że to nie jest dobry pomysł, żebyś wracała tędy sama w mroku. Twoje rozeznanie w terenie godne księżniczki, która jest wszędzie wożona przez sługusa, raczej ci nie pomoże, a ja nie mam zamiaru tam wracać. A przynajmniej nie teraz. – Wyciągnęłam z kieszeni szluga. – A zresztą, chciałaś spędzić urodziny w jakiś ciekawszy sposób, nie?

- Nie! – zawołała przybita. – Po prostu... dałam ci się zmanipulować i ... - denerwowała się, szukając jakichkolwiek słów. – Ugh, ojciec miał rację. Przynosisz same kłopoty! – fuknęła.

- Marcus też miał rację. Jesteś strasznie rozwydrzona i trudna w obsłudze – odgryzłam się, wywracając oczami. – Słuchaj, nie kazałam ci tu iść. Podpuszczałam cię, bo widziałam, że sama nie najlepiej się bawisz na swoich własnych urodzinach. Gdybyś nie chciała, nie szłabyś za mną. Masz swój rozum i wiesz, że masz ojca tyrana. Sama się na to pisałaś. Nie zwalaj teraz nic na mnie. Nie jesteś małym dzieckiem, za które każdy musi brać odpowiedzialność. Sama podejmujesz decyzje.

- To była zła decyzja. Bardzo – wyłkała.

- To była jedyna decyzja w twoim życiu... a więc nie może być aż taka zła – rzuciłam obojętnie. – O wszystkim decyduje za ciebie stary. Dosłownie o wszystkim. Nawet o tym, z kim się zadajesz i jak spędzasz siedemnastkę. Ciesz się tą chwilą wolności.

- To tak nie... - Zamilkła, nie mając żadnego argumentu.

- Ej, a w sumie czemu masz takie życie? Serio pytam. Czemu doprowadziłaś do tego, żeby Bruce rządził każdą płaszczyzną twojego życia?

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz