Wysiedliśmy z samochodów terenowych, zmierzając w stronę klasztoru. Było to miejsce, w którym spędzimy następne kilka tygodni, na planowaniu napadu.
- Jak podejrzewam, Martin. - Rzuciłam do Palermo.
- Jak podejrzewam przyszła Pani Marquina. - Wypalił, podchodząc do mnie.
- Clara López. - Podałam mu dłoń.
- Martin Berrote. - Odwzajemnił grzeczność. - Przyjemność po mojej stronie. Miło Cię poznać, zważywszy na fakt, że z Andrésem myśleliśmy, że Sergio woli mężczyzn. A tu jednak miłe zaskoczenie.
- Potraktuję to jako komplement. - Odparłam, co spotkało się z uśmiechem szatyna.
- To jak najbardziej był komplement. - Zapewnił.
Przekroczyliśmy próg jednej z kaplic, w której stały teraz ułożone ławki szkolne.
- Mam deja vu. - Szepnęłam do Sergio, który skomentował to tylko uśmiechem w moją stronę.
Wszyscy zajeli miejsca, jedynie ja stanęłam w niedalekiej odległości od bruneta, który zapisywał coś na tablicy.
- Witam. - Zaczął. - Większość zna zasady, ale mamy kilka nowych twarzy. Po pierwsze żadnych związków.. - Spojrzał na mnie, na co uniosłam brwi. - Ta zasada akurat...- Trochę się zmieszał, na co Denver zaśmiał się. - Druga zasada: żadnych imion ani nazwisk.
- Profesorze. - Przerwała mu Nairobi. - Przejdźmy do konkretów. Jak wejdziemy do Banku Hiszpani?
- Narobimy trochę hałasu. - Odpowiedział, odsłaniając gwałtownie makiete budynku. - Pamiętacie plan Czarnobyl? Zrzucimy nad Madryt łącznie 140 milionów euro.
- Drogo nas będzie kosztować ten powrót do jaskini lwa. - Skomentował latynos.
- Ciebie. - Zwrócił się do niego. - I nas wszystkich, nazywano Robin Hoodami. To że oddamy część łupu ma sens.
- Nie chce znowu ryzykować. - Szepnęłam, będąc w objęciach Sergio. - Pamiętasz ile straciliśmy w poprzednim napadzie? A raczej ilu? Nie dam rady ponownie tego widzieć i znowu być pod ścianą.
- Tym razem Cię tam nie wpuszcze. - Powiedział cicho.
- Co to znaczy?
- Będziesz ze mną. - Sprecyzował.
Siedzieliśmy wspólnie przy kolacji.
- Jak ma na imię? - Spytałam Sztokholm i Denvera, patrząc na chłopca w oddali.
- Zapytaj ojca. - Powiedziała kobieta.
- Cincinnati. - Odparł dumnie.
- No co ty.
- Siedząca tu miłość moje życia liczyła na dziewczynkę, której dała by na imię "Cynthia". - Zaczął.
- Ale pomylili się na USG. - Wyjaśniła blondynka.
- Jak to? - Spytała Tokio.
- Miałam tylko jedno.
- Pamiętasz gdzie to było? W szpitalu na
Sulawao.- Sulawesi. - Poprawiła go, co spotkało się z naszym śmiechem.
- Dobra, klinika przypominała stary garaż motocyklowy. - Tłumaczył się mój przyjaciel.
- I już tam nie wróciliśmy. - Dodała Sztokholm.
- Kiedyś wyjęli mi kule w warsztacie dla traktorów. - Wypalił Helsinki.
أنت تقرأ
To (nie) tak miało być
Teen FictionUsłyszałam pukanie do drzwi. Chwyciłam pistolet do ręki i podeszłam pod nie. Byłam poszukiwana, a moja twarz była na każdym komisariacie policji. - Jesteś z policji? - Wycelowałam w niego pistolet. Mężczyzna drgnął i przełknął ślinę. - Jestem Sergi...