Rozdział dwudziesty

515 42 7
                                    

                                               Rozdział dwudziesty

                                                              LUCILLE

Kawiarnia do której mnie zabrał jest przytulna. Ściany w kolorze pudrowego różu i kwiaty. Mnóstwo różnych kwiatów. Wpatrzona w wazon z ogromnym bukietem peonii nie mogę przestać zastanawiać się nad tym skąd, o tej porze, właściciel lokalu wytrzasnął tak pięknie i delikatne rośliny. To absolutnie niewiarygodne lecz, gdy siedzę na miękkim (także różowym) fotelu i jestem otoczona pięknem na moment zapominam o wszystkim co złe. Moja głowa blokuje traumy, wyobraźnia odsuwa rozsądek. Spoglądam na zamyślonego, znacznie starszego ode mnie mężczyznę. Kim dla siebie jesteśmy? Żadne z nas nie wypowiada żadnych słów, a mimo to, czuję... Czuję bliskość. Mam ochotę, by chwycić go za dłoń, która spokojnie spoczywa na blacie stolika tuż obok talerzyka z filiżanką. Jakby się zachował? Nie wiem na ile mogę sobie pozwalać. Między nami jest tak wiele niedopowiedzeń. Tak wiele luk, które wymagają uzupełnienia. Próbuję zrozumieć lecz ilekroć zbliżam się do rozwiązania, on robi krok w tył niszcząc wszystko nad czym tak długo pracowałam. Ufam mu, choć to decyzja mojego serca, nie rozumu. Rozsądek nadal podpowiadał, że powinnam trzymać się od niego z daleka. Tylko dokąd miałabym pójść? Wciąż są we mnie lęki. Duszące obawy, że wspólnota nie spuszcza ze mnie oka, a jedyną obroną przed nimi jest ten mroczny mężczyzna sączący swoje cappuccino.

Życie, co poszło nie tak?

– Podoba ci się tutaj? – Milczenie przerywa jego głęboki baryton.

– Tak. – Uśmiecham się do niego. – Nie miałam pojęcia, że w Skagway istnieje takie miejsce.

– Niedawno otworzyli. – Odpowiada, a jego oczy suną po mojej twarzy. – Cieszę się, że jesteś zadowolona.

Doprawdy? Cieszy się?

– Za co ci wiszą pieniądze?

Wiem, że to dość ryzykowne, ale nie mogę odpuścić tematu. Mam wrażenie, że Thorena i sektę łączy znacznie więcej niż rzekomo pożyczona kasa. Gdy tylko wypowiadam ostatnie słowo, szare oczy posyłają mi złowrogi błysk ostrzenia. To jak stąpanie po cienkiej linie nad przepaścią z nadzieją, że ta nie pęknie. Nabieram powietrza, moje dłonie powoli owijają się wokół kubka z flat white.

– Nie powiesz mi? – Ciągnę wmawiając sobie, że wcale nie przejmuje się tym wściekłym spojrzeniem.

– Nie wiem.

– Nie wiesz? – Dziwię się. – Jak to?

– Takto. Nie obchodziło mnie na co potrzebowali, bo z reguły mam w dupie sprawy, które mnie nie dotyczą, ale spisaliśmy umowę, której warunki teraz lekceważą. A ja, kurewsko nie lubię być lekceważony.

– Zatem...albo oddadzą ci kasę albo ich wykończysz? Wszystkich?

– Co do jednego. – Potwierdza z przerażającą stanowczością.

Zimne dreszcze skuwają mi kręgosłup. Nie mam wątpliwości, że mówi prawdę. Jest w nim coś złowieszczego, coś co naprawdę sieje we mnie panikę. Kolejny raz zaczynam wyrzucać sobie, że zaufałam wilkowi w przebraniu owcy. Siedzę jak struta analizując każde jego słowo, a między nami pojawia się ciężkie milczenie. Nagle Thoren wstaje i jestem przekonana, że za chwilę każe mi zrobić to samo i wrócimy do domu. Nawet powoli godzę się z tą myślą, gdy on znika. Co jest? Rozglądam się dookoła. Czyżby o mnie zapomniał? Nie, to niemożliwe. Co się stało? Wtem niespodziewanie czuję na karku lekkie muśnięcie. Wzdrygam się, instynktownie odwracając głowę i zamieram. Za mną stoi Thoren. Pochylony w moją stronę, trzyma w dłoni różową różę, której kruche płatki delikatnie dotykają mojej skóry. Brakuje mi tchu, nie wiem co mam powiedzieć ani jak zareagować. To doznanie jest niebywale przyjemne, ale czy rzeczywiście powinnam czerpać z tego tak wielką radość?

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now