rozdział 27

300 25 22
                                    

Pov. Ricardo

Wczorajszego dnia z racji że z Gabim siedzieliśmy do dość później godziny, czyli 4 nad ranem hehe... To chyba żadnemu z nas nie spieszyło się wstawać.
Dopiero teraz się obudziłem a na zegaru widniała godzina 14, no nieźle przespałem pół dnia.

-Gabiś... Gabi wstawaj... - zacząłem lekko szturchać chłopaka śpiącego obok mnie.

-Mmmm... zaaaraz... - wymamrotał i przykrył się cały kołdrą.

-Okej muszę zapamiętać żeby więcej z tobą nie siedzieć do 4 bo źle to się kończy.

-Mhmmm... - Coś tam gadał jeszcze ale szczerze mówiąc nic nie rozumiałem.

-Wstawaj śpiochu, nie możesz całego dnia przespać.

-Dobra już wstaje... - w końcu wylazł spod kołdry i przetarł sennie oczy ziewając. Wyglądał dosłownie jak zombie.

Wiedząc że on już nie śpi wstałem z łóżka i podszedłem do szafy szukając ubran dla siebie i Gabiego. Trochę nie przemyśleliśmy tego że wszystko zostało u jego w domu wiec trzeba sobie jakoś radzić. No cóż Gabi chwilowo będzie chodził w moich ciuchach wyglądając jak worek na ziemniaki.
Szukając ubran nagle chłopak przytulił się do mnie od tyłu i przyznam że trochę ograniczało to moje ruchy.

-Puścisz mnie na chwilke? Musze jeszcze tobie znaleźć jakieś ciuchy.

-Nie.. - powiedział kładąc swoją głowę na moim ramieniu.

-Eh... No dobra skoro tak.

Gdy w końcu udało mi się znaleźć ubrania, wiedząc że Gabi nie chce mnie puścić podsadzilem go sobie na barana i poszedłem z nim do łazienki.

-Proszę. - powiedziałem dając mu ciuchy.

-Dzięki. - uśmiechnął się a ja wyszedłem z łazienki i poszedłem się przebrać do pokoju.

Po paru minutach jak byłem ogarnięty zszedłem na dół do kuchni. Chciałem zrobić obiad jednak moja służba mnie wyprzedziła i już był gotowy. Usiadłem więc przy stole i czekałem aż łaskawie Gabi przyjdzie.

Siedziałem już znudzony czekaniem dobrych 30 minut i walczyłem tylko ze sobą by nie zasnąć nagle. Czasem się zastanawiam czy Gabriel to nie kobieta bo korzysta z łazienki tak długo jak moja mama. Czasem nawet dłużej...

W końcu po 40 minutach księżniczka postanowiła łaskawie się pojawić w jadalni.

-No w koooncu. - powiedziałem.

-Sorki ale moje włosy potrzebowały szybkiego ratunku, dałeś mi za duże ubrania i musiałem szukać nowych, dość długi czas nie mogłem znaleźć u was żadnych kosmetyków ale w końcu udało mi się znaleźć szafkę twojej mamy o i swoją drogą masz ładnie pachnące perfumy.

-Nie za dobrze ci tu u nas? - zaśmiałem się.

-Nie narzekam. - poczochrał mi włosy i usiadł obok mnie.

Po zjedzonym posiłku wróciliśmy do pokoju. Usiadłem na kanapie a chłopak tuż obok mnie.

-Co teraz robimy? - spytal przerywając ciszę.

-Gramy w szachy?

-Nieeee, zawsze w to przegrywam.

-Gramy w warcaby?

-To jest to samo...

-No to.... czytamy książki?

-Nuda.

-Możemy się pouczyć.

-Totalna nuda. - przewróciłem oczami na jego marudzenie.

-Jak ci nie pasują moje propozycje to proszę sam coś wymyśl mądralo.

"Will he ever love me?" // (iego) Vol.2Where stories live. Discover now