ROZDZIAŁ 9

31 4 8
                                    

Słońce górowało już w zenicie. Chmura szukała dogodnego miejsca na cogwiezdny podarek. Przeczesując teren, natrafiła na schludną kępkę paproci, które tworzyły coś na kształt tunelu, zawijając się ku ziemi.

- To miejsce jest dobre! - zawołała czarno-biała kotka, odwracając głowę. Po chwili obok niej zjawiła się Lilia, Różyczka i Jagódka.

- Rzeczywiście, ładne te paprotki! - brązowa pręgowana koteczka zamruczała, dreptając bliżej.

- Tak, myślę, że się nada. - Różyczka machnęła delikatnie ogonem na znak aprobaty.

- A komu w ogóle powierzymy ten podarunek? - zastanawiała się uzdrowicielka Wędrowców.

- Może Myszce? Gdyby nie ona, zginęłoby o wiele więcej kotów ... - zaproponowała Chmura.

Starała się ostrożnie podejść do tematu; matka zmarłej kotki zaginęła, kiedy była jeszcze kociakiem, a Lilia miała od zawsze dobrą łapę do maluchów. Postanowiła się nią zaopiekować niczym własną córką, więc bardzo przeżyła śmierć Myszki.

- Dobrze. Może przy okazji opowiem Potokowi i Paproci o przeszłości Wędrowców. - Ku uldze przewodniczki Lilia nie wydawała się zbyt poruszona.

Najwyraźniej stawiła już sprawę w bardziej optymistycznym świetle; Myszka poświęcając się, żeby odciągnąć psy w stronę dwunożnych uratowała wiele kotów, nawet Lisa.

- Paproci, Potoku! Pozbieracie trochę kamieni i pnączy wraz z Jagódką? Ja i Różyczka wykopiemy dołek, a Lilia może poszukać czegoś cennego. - Zarządziła Chmura.

Uzdrowicielka odbiegła trochę dalej w tajgę, żeby poszukać prawdopodobnie zwierzyny. Paproć i Potok krążyli po polanie, zbierając kamienie i bluszcz na kupkę. Różyczka przebierała łapami, już zaczynała kopać dół.

Chmura także nieco się pochyliła i zaczęła energicznie wymachiwać łapami, wyrywając pierwszą warstwę torfu i mchu.

Kiedy dziura głęboka na conajmniej długość myszy była już gotowa, obie kotki zaczęły wylizywać obolałe kończyny. Były całe z ziemi, a na dodatek podczas kopania pazury wyginały im się dość boleśnie.

- Au! Chyba mam w łapie cierń! - Zapiszczała Różyczka, obwąchując poduszkę łapy.

- Pokarz. - Uczennica wyciągnęła łapę w stronę mentorki. - Rzeczywiście. Lilia się tym zajmie kiedy wróci. Narazie oszczędzaj tą łapę, żeby kolec nie wbił się głębiej.

Czarna kotka pokiwała zwieszoną głową, kładąc się tak, żeby ranna kończyna była położona na boku.

Minęło trochę czasu, a Lilia nareszcie powróciła. Pulchna łasica zwisała jej bezwładnie z pyska, a kotka dumnie kroczyła z nią w stronę dziury. Zdobycz była doprawdy niesamowita; łasice znane były kotom z ukradkowości i zwinności, a także z dość dużych rozmiarów.

Zwierzę upadło ciężko do dołu, przy akompaniamencie drobnych kwiatków i młodych, jeszcze zawiniętych niczym muszla ślimaka pędów paproci.

- Wygląda ładnie, możemy zakopać dół. - Zamruczała Chmura, widocznie zadowolona z podarunku.

- Dobrze. Może tym razem ja też pomogę? Różyczce chyba coś się stało w łapę. - Potok nieco zatroskanym tonem zwrócił się do kruczoczarnej uczennicy.

- Ojej, mała, czemu nic nie mówisz? Już biegnę ci to opatrzyć. - Lilia westchnęła, w podskokach oddalając się do nory. Po paru uderzeniach serca wychyliła się z jamy, nieco oślepiona światłem słonecznym i z liśćmi laurowymi i jakimiś ziołami w pysku podbiegła do rannej.

𝐖𝐄̨𝐃𝐑𝐎𝐖𝐂𝐘 - Zakłócona cisza - WOLNO PISANE 𖦹Where stories live. Discover now