ROZDZIAŁ 11

31 6 19
                                    

Minęło już 8 wschodów słońca. Wędrówka szła znakomicie; nawet Jagódka nie narzekała na ból łap. Chmura zgrabnie stawiała łapę za łapą, przesuwając drobne kamyczki, którymi był usiany brzeg jeziora. Słońce górowało w zenicie; ciepło napływało tuż sponad głowy przewodniczki, grzejąc jej uszy do czerwoności.

Brzuch Paproci napęczniał jeszcze bardziej. Chmura starała się iść spokojnie, aby przyszła matka nie miała problemu z nadążeniem. Kremowa kotka szła raczej powoli, jednak nadal była pełna gracji, a jej zwiewne, lekkie futro dodawało jej elegancji.

Czarno-biała kotka zawęszyła. Wyczuła w powietrzu ciężki, nieco znajomy zapach. Atmosfera w powietrzu napięła się, kotka czuła, jakby powietrze zgęstniało i ściskało jej gardło.

Przewodniczka gwałtownie wyhamowała, posyłając w powietrze drobny żwir.

- Co się stało? - pisnęła Jagódka, wychylając się na bok, aby lepiej zobaczyć drogę przed orszakiem.

Chmura nie odpowiedziała. Zamiast tego przywołała Lilię i po chwili uzdrowicielka zaczęła intensywnie węszyć. Pręgowana kotka cofnęła uszy w tył; jej ciało wygięło się.

Trop urywał się za łukiem skalnym, przytwierdzonym do większego urwiska.

- Lilio, chodź ze mną to sprawdzić. Potoku, proszę dopilnuj, aby młode trzymały się blisko - mruknęła przewodniczka, ruszając przed siebie. Jej zabliźniony ogon drgał, a  łapy były zesztywniałe, jakby złapał je skurcz.

Obie kotki w napięciu podkradały się w stronę wzniesienia. Trzymały głowy nisko, a ich uszy leżały płasko przy najeżonych karkach.

Kiedy zbliżyły się do zapachu na około długość lisa, Chmura zamarła. Poczuła się, jakby czas się zatrzymał. Kotka stanęła jak wryta; wygięła grzbiet, jej oczy otworzyły się chyba do granic możliwości.

Przed jej oczyma rysowała się przemoczona, rozczochrana kupa szaro-brązowego futra. Było naznaczone czymś, co kiedyś prawdopodobnie miało przypominać pręgi, lecz były nie do poznania przez zaschniętą krew która posklejała kosmyki.

Mokry kłąb sierści poruszył się, a kotkom ukazał się koci pysk, z żarzącymi się żółtymi, zmęczonymi, mętnymi oczami i ciemnymi wibrysami; a także nosem poocieranym i zakrwawionym.

- S...Sowa.? - Lilia jako pierwsza zdołała wydobyć z siebie głos.

- Zdrajca! - Chmura wrzasnęła, bulgoczący warkot wyrwał się z jej gardła. Rzuciła się na szarego kota, szarpiąc go za luźną skórę na karku. Przewodniczka syczała wściekle, kiedy wyrywała jedynie kępy futra.

- Chmuro! Dość! - Uzdrowicielka panicznie próbowała odciągnąć przyjaciółkę od żałośnie wyglądającego kocura. Jej miauknięcie załamało się, kiedy czarno-biała kotka w furii kopnęła ją w łapy.

Brązowo-ruda kotka runęła na kamieniste podłoże, stękając cicho. Chmura przestała atakować Sowę, bo zdała sobie sprawę, co zrobiła.

- Ja.. Lilio przepraszam. Nie chciałam naprawdę- - miauknęła przewodniczka, odwracając się do uzdrowicielki. Kwiat zza ucha pręgowanej kotki spadł i potargał się nieco, a Lilia lekko posiniaczyła sobie bok.

- Jesteś tak samo charakterna jak kiedyś. - mruknął Sowa, na chwiejnych nogach podnosząc się z ziemi.
- Nie martw się, mała. Zmieniłem się. - miauknięcie kocura było ochrypnięte i brzmiało słabo, chociaż nie był wcale taki stary.

- Nie nazywaj mnie tak. - warknęła Chmura, marszcząc nos.

- Jak sobie życzysz, Chmurko. Gdzie pozostali wędrowcy?

- Nie nazywam się już Chmurka. Jestem Chmura, przewodniczka Wędrowców Zachodzącego Słońca. Dlaczego cię to tak obchodzi? - czarno-biała kotka syknęła przeciągle. Jedyną rzeczą, która powstrzymywała ją od skoku na kocura była Lilia, która trzymała łapę przed piersią przewodniczki.

- Przez te wszystkie gwiazdy na wygnaniu dużo rozmyślałem. Życie w pojedynkę nie jest dla mnie, zrozumiałem swój straszny błąd. - zaczął Sowa. -
Samotność zaczęła zżerać mnie od środka... zaniedbałem się, nie mam nawet siły się umyć. - wychrypiał.

Lilia machnęła ogonem. Chmura przechyliła głowę, a kocur zaczął mówić dalej:

- W końcu... przysięga Wędrowcy wyraża się jasno. „Obowiązkiem jest przyjąć każdego kota w potrzebie, jeżeli nie jest wrogo nastawiony." Ja nie jestem wrogo nastawiony, a potrzebuję pomocy. Chyba nie odmówisz, hę? Jesteś zbyt miękka Chmuro.

Miauknięcie wygnańca było wręcz hipnotyzujące. Przewodniczka wbiła wzrok w łapy.

„Jesteś zbyt miękka Chmuro."

On ma rację. - Kotka westchnęła głośno, przymykając na chwilę oczy.

- Dobrze. Pozwalam ci dołączyć do Wędrowców..- przewodniczka spojrzała na Sowę ociężałymi oczami. Czysta manipulacja - pomyślała Chmura, nie wierząc sobie samej, że podjęła taką decyzję.

- W takim razie... przydałoby się doprowadzić go do porządku. Nie będzie przynosił nam wstydu swoim ochydnym wyglądem. - Odezwała się Lilia, wykonując w tył zwrot. Przewodniczka podążyła za przyjaciółką, popychając lekko Sowę, aby zmusić go do truchtu.

Paproć, Różyczka i Potok wytrzeszczyli oczy, kiedy zobaczyli kota w tak fatalnym stanie.

- Kto to taki? Wygląda paskudnie! - pisnęła Jagódka, przyglądając się przybyszowi.

- To stary... //przyjaciel//. - Mruknęła Chmura, dość łagodnym tonem. Nie chciała, aby przeszłość Sowy wyszła na jaw.

W międzyczasie uzdrowicielka zaczęła rozpakowywać zioła, a Paproć wyczyściła nieszczęśnika. Płowy kocur syknął, kiedy Lilia nałożyła mu na nos szczypiącą maść.

- Potoku, mógłbyś zapolować? Nie możemy zostać tu zbyt długo, a Sowa potrzebuje zdobyczy. - poprosiła przewodniczka, zwracając się do srebrnego, łagodnego kocura.

- Się robi! - Łowca odmaszerował w stronę bujnych drzew, czujnie nadstawiając uszu.

Tymczasem wygnaniec wyglądał już o niebo lepiej. Jego futro nieco podeschło, zasłaniając wychudzone boki, a rany były szczelnie opatrzone. Siedział teraz na obmywanych lekkimi falami kamyczkach, wystawiając pysk do słońca niczym słonecznik.

- Lilio, Sowo, pozwólcie. - mruknęła Chmura, oddalając się w stronę łuku skalnego tak, aby Paproć ich nie usłyszała.

Kiedy zawołane koty pojawiły się, przewodniczka nachyliła się nad płowym kocurem i piorunowała go zielonym spojrzeniem.

- Niczego nie próbuj. To, że cię przyjęłam, nie oznacza, że nie mogę cię wygnać. Znowu. - warknęła czarno-biała kotka, groźnie szczerząc kły.

- Rozumiem twoje wątpliwości, ale koty się zmieniają. Ten czas na wygnaniu dał mi do myślenia. - miauknął uspokajająco Sowa.

- No ja mam nadzieję.. - mruknęła pod nosem Lilia, mrużąc oczy.

- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem wdzięczny, Chmurko. - kocur miauknął teatralnie, z dość przesadną, sztuczną skruchą.

- //Chmuro//. Cieszę się. - syknęła przez zęby łaciata kotka, odchodząc w stronę Paproci.

Potok akurat wrócił z zającem i myszą w zębach. Wkrótce zaczęła się uczta - jeśli tak można nazwać w tym przypadku mały posiłek - a kiedy wszyscy odpoczęli, koty wyruszyły w drogę.

Chmurze znowu towarzyszyły złe przeczucia - w sumie jak zawsze. Kotka zastanawiała się, czy to wynika z jej nieufności i ostrożności, czy naprawdę ma rację.

958 słów

Co myślicie o Sowie? Naprawdę się zmienił, czy tylko udaje? Jestem ciekawa waszych przemyśleń :**

𝐖𝐄̨𝐃𝐑𝐎𝐖𝐂𝐘 - Zakłócona cisza - WOLNO PISANE 𖦹Where stories live. Discover now