Otworzyłem oczy w dezorientacji. Zastanawiałem się, co miało miejsce wczoraj. Czy coś odpieprzyłem? A obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie będę pić. Tak to się właśnie, kurwa, kończy. Teraz leżę na kacu i nie mam pojęcia gdzie jestem. Usiadłem na łóżku, co było wielkim błędem, bo żółć podeszła mi do gardła. Chwilę później zwymiotowałem na podłogę. Nagle usłyszałem odgłosy kroków, więc schowałem się pod kołdrę, zaczynając szlochać. Nie miałem pojęcia, gdzie jestem. Nigdy tu nie byłem.
-Ja pierdolę.- usłyszałem znajomy głos. Wynurzyłem się spod pościeli, a zaraz później miałem widok na załamanego Nicholasa.
-Mogłem dać ci miskę.- Westchnął, a następnie wyszedł z pokoju. Poczułem się źle, że przeze mnie musi to sprzątać. Mogłem się tak nie upijać. Wtedy bym nie miał ani mdłości, ani bólu głowy. Na dodatek umierałem z pragnienia, a wokół nie było wody. Jęknąłem kładąc się plackiem na łóżku. Nie wiem gdzie jestem, ale pokój jest ładny. Szafa została ustawiona w rogu pokoju w kolorze czarnym, a obok niej było lustro nad którym wisiały ledy. Pod oknem stało łóżko, a na parapecie za nim leżały książki. Biurko stało na przeciwko, a na nim był Imac i segregatory. Pokój prezentował się schludnie, a czarne ściany nadawały uroku. Moją ulubioną częścią był czarny puchowy dywan na środku, który na szczęście nie ucierpiał.
-Już jestem, leż spokojnie.- oznajmił, a następnie zabrał się za sprzątanie.
-Przepraszam.- wydusiłem w końcu nie mogąc wytrzymać wyrzutów sumienia.
-Nic się nie stało.- oznajmił.
-Na pewno?- Spojrzał się na mnie, a następnie skinął głową. Westchnąłem.
-Na prawdę, wszystko jest w porządku. Nie przejmuj się.- Gdy chłopak skończył sprzątać, wyszedł, a ja znowu zostałem sam ze swoimi myślami. Czułem się pusty. Na dodatek wciąż byłem brudny, a już tego nie mogłem znieść. Cały czas czuję się tak, jakby te ciało nie było moje. Mam wrażenie, że Aurora mi je ukradła wraz z moją czystością i duszą. Odebrała mi wszystko.
-Już jestem.- z rozmyślań wyrwał mnie głos chłopaka. Podał mi szklankę, a ja wypiłem z niej wodę duszkiem. Oddałem mu ją, a chłopak położył przedmiot na parapet. Nick usiadł na krawędzi łóżka, a następnie objął mnie, na co się wzdrygnąłem. Od razu się odsunął.
-Musisz mi powiedzieć co się stało.- oznajmił nagle.
-Chcę wiedzieć dlaczego się tak zachowujesz.-Ale ja nie potrafię.- Oczy mi się zaszkliły.
-Kiedyś ci powiem, na pewno, ale na razie nie mam na to siły.- samotna łza spłynęła mi po policzku. Czułem się wykończony tym wszystkim. Nie mogłem już żyć bez stresu, obrzydzenia, czy strachu. Nie tak miało wyglądać moje nastoletnie życie. Gdzie są imprezy i dobra zabawa? Nic z tego nie ma. Jest tylko ból, traumy i cierpienie.
- W porządku.- Westchnął bez emocji. Jego oczy były puste. Znacznie pobladły, przez co kolor stracił wyrazistość. Raniłem go. Wiem o tym. Ciekawe czy w innym uniwersum jesteśmy szczęśliwi? Bo w tym świecie jesteśmy zniszczeni. Gnijemy od środka. Dlaczego akurat my?
-Tak w ogóle, gdzie jesteśmy?- Rozejrzał się po pokoju ze znudzeniem, a następnie skierował swoje niebieskie ślepia na mnie.
-W moim pokoju. Rodziców nie ma, więc stwierdziłem, że cię przygarnę.- wzruszył ramionami. Zmarszczyłem brwi.
-A jakby byli, to?- zapytałem przedłużając ostatnią literkę. Chłopak zacisnął usta w wąska linie.
-To byśmy pojechali do Clay'a.- Wydusił w końcu.
-Dlaczego?- Nie odpowiedział. Olał mnie. Chciał mnie przytulić, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Westchnął tylko, a następnie wstał. Zmierzał w kierunku szafy i gdy ją otworzył, wyjął stamtąd koszyk. Postawił go na biurku, a następnie spojrzał na mnie przenikliwym wzorkiem.
CZYTASZ
Przeciwieństwa się przyciągają//Karlnap
RomanceNowy początek.. Każdy się boi zmian, a 7-letni Karl Jacobs nie ma wyboru. Rodzice postanawiają go oddać do babci, ponieważ są zbyt zajęci pracą, żeby zająć się własnym synem. Dlatego właśnie chłopak musi z północnej Karoliny przeprowadzić się do Geo...