Rozdział 24 - EMILY/ ALBERTO

205 16 1
                                    

Czy żałowałam? Nie, po prostu bałam się odrzucenia z jego strony. Aczkolwiek wszystkie sygnały jakie do tej pory mi dawał na to nie wskazywały.

Jednak było coś nie tak... 

Alberto od trzech dni wraca bardzo późno do domu jest wyjątkowo nabuzowany i naburmuszony. Na pytania odpowiada zdawkowo, zazwyczaj tak lub nie i to z irytacją w głosie. 

Po ostatnich wydarzeniach nadal pozostała mi niechęć do zbliżania się do niego kiedy jest w stanie rozdarcia emocjonalnego. 

Najgorsze było to, że złość Alberto przechodziła na Mię. Była wyjątkowo nieznośna. Wszystko jej nie pasowało łącznie z tym jaki kolor ręcznika będzie mieć. 

Cóż jaki ojciec taka córka. 

Nagle usłyszałam mocny huk drzwi. Moje serce zaczęło niemiłosiernie szybko bić. Nie mógł to być Alberto - on był do góry w swoim gabinecie. 

Jak tornado wpadła do salonu kobieta, bynajmniej tak mi się wydaje bo była wyjątkowo mocno "napompowana". 

- O no proszę w końcu znalazł kogoś kto tu sprząta! - jej skrzeczący głos idealnie pasował do jej wyglądu. - Na co czekasz martini z oliwkami i truskawkami. I to migiem! Ja idę do mojego narzeczonego! - odparła po czym szastając tymi blond kłakami udała się w kierunku jego gabinetu. 

Serce mnie zakuło. Skoro miał narzeczoną, jak mógł mnie całować i zachowywać się w taki sposób! Co za drań. Jak można coś takiego robić. 

Mimo wyglądu i charakteru tej kobiety było mi żal, że jakkolwiek próbowałam zabrać jej narzeczonego. 

A najgorsze było w tym wszystkim to, że nie mamy martini.

--------------------------------------------------------------

ALBERTO

Wiedziałem, że cierpi. Jednak musiałem się odseparować - na chwilkę. Po operacji nie mogła się stresować, a ja miałem teraz bardzo dużo problemów, tych mafijnych. Nie mogłem pozwolić aby moja złość i emocje wywołały u niej atak. Jestem już na dobrej drodze, a gdy to skończę wynagrodzę jej wszystko co przechodziła do tej pory. 

- Misiaczku! - aż mi się włos zjeżył na głowie. Co ona tu kurwa robiła!? Patrzę na stojącą w progu Samanthę i mam ochotę zwymiotować. Jak mogło mi się to kiedykolwiek podobać? W sumie racja nigdy nie podobało, to laska do bzykania. 

-Co ty tu robisz? - zapytałem zaciskając zęby. 

-Jak to co przyszłam do swojego narzeczonego, ta panienka słodziutka na dole zaraz mi przyniesie moje martini i nadrobimy stracony czas.- odparła, a ja myślałem, że jej te usta za chwilę odetnę. 

Domyślam się kim jest "słodziutka dziewczynka". Emily myśli, że jestem zaręczony, i nigdy nie będę mógł sprawić, żeby była moja. 

- Co kurwa zrobiłaś?  - odparłem wstając i uderzając mocno o biurko. 

- Już się tak nie gorączkuj! To ty mi dałeś pierścionek na palec, sam się zdecydowałeś. - odparła zbliżając się do mnie najbliżej jak tylko mogła. Objęła mnie ramionami w pasie. 

- Te zaręczyny zostały zerwane dwa lata temu. Nagle ci się przypomniało? Czyżby twój kochaś nie miał wystarczająco pieniędzy? - wiedziałem po co przyszła to nie było tajemnicą. 

Nagle do pokoju wchodzi Emily z drinkiem Samanthy na tacy. W tym samym czasie kobieta zdążyła mnie pocałować. Wszystko działo się tak szybko, zdążyłem odepchnąć lekko Samanthę, a jej szminka została mi na ustach. 

- Dobrze kochanie, wiem, że nie lubisz przy ludziach. - odparła ta flądra. 

- Przyniosłam, martini, a dla pana kawę czarną. - odparła cicho Emily.  Nie, nie, nie... zaczęła mówić do mnie pan.  To co jeszcze zauważyłem to to, że dziewczyna drżała i była cała przemoczona.

- Świetnie! Nareszcie mogłaś się pośpieszyć.  - odparła ta suka i wzięła swoje martini z tacy. Wzięła łyk po czym wypluła wszystko na ziemię. - Ty bezmózga sieroto, miał być bezalkocholowy! Jestem w ciąży! - zatkało mnie? Tak, dobrze wiem, że to nie moje dziecko. Ostatni raz jak widziałem się z Samanthą był rok temu. To niemożliwe. Jednak szok na tyle wyrwał mnie z rzeczywistości, że nie zareagowałem gdy Samantha wyżywała się na Emily i niestety też wtedy gdy wylała na nią resztę tego przeklętego drinka.

Po tym jak Emily wyszła z mojego gabinetu i usłyszałem jej szloch dotarło do mnie wszystko. Przestałem nad sobą panować. 

Złapałem Samanthę mocno za ramię i dosłownie jak szmatę wywaliłem ją z hukiem przez drzwi. 

- Jeszcze raz cię tu zobaczę to nakarmię tobą moje psy zrozumiałaś! Wypierdalaj stąd! - Krzyknąłem na cały głos. Dziewczyna przerażona wstała z ziemi, a raczej z błota i udała się w kierunku samochodu. Spojrzałem na niebo. Dotarło do mnie, Emily była mokra bo poszła piechotą bo to jebane Martini. 

- Co jest kurwa? - usłyszałem głos Michael za sobą.

- Nie teraz. - odparłem z zaciśniętymi zębami i udałem się szukać Emily. 

---------------------------------

Przepraszam za brak rozdziałów, ale musiałam naprawić trochę moje zdrowie, ale już wracam do was!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 02 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Najgłośniej krzyczy serceWhere stories live. Discover now