🌸Rozdział 10🌸

107 22 3
                                    

Dźwięk dzwonka wypełniający przestrzeń sprawia, że marszczę brwi. Nikogo nie spodziewam się o tej porze. Podskakuję kiedy dźwięk ponownie wypełnia przestrzeń. Odkładam wszystko, co trzymam w dłoniach i podchodzę do drzwi, sprawdzając przez wizjer, kogo licho niesie. W korytarzu stoi Grayson, na co o mało nie krztuszę się własną śliną. Szybko sprawdzam jego ostatnią wysłaną do mnie wiadomość, ale nie, wcale nie pomyliłam godzin. Umówiliśmy się, że przyjedzie po mnie za godzinę i razem pojedziemy na miejsce organizowanego przez nas przyjęcia.

Otwieram drzwi, opierając się ramieniem o futrynę. Nie mogąc się powstrzymać, lustruję go wzrokiem- jest jeszcze bardziej olśniewający niż zwykle, w czarnym smokingu z muchą w tym samym kolorze. Walczę z zaciekawieniem na widok pudelka które trzyma w dłoniach. Obwiązane jest jedwabną, złotą wstążką.

Krzyżuję ręce na piersi.

- Jest za wcześnie- rzucam.

Nienawidzę być poganiana, bo i bez tego jestem wiecznie spóźniona. Tym razem chciałam wykazać się zorganizowaniem i rozpoczęłam przygotowania wcześniej niż zrobiłabym to wcześniej.

- Jakoś nieszczególnie mnie dziwi twój brak zorganizowania- mężczyzna wodzi wzrokiem od moich nieułożonych jeszcze włosów po palce u stóp, które pomalowałam przed kilkoma minutami. W jego oczach dostrzegam przez moment jakiś dziwny, nieprzenikniony błysk, który szybko znika.

- Bo jesteś za wcześnie- wytykam.

- Wpuścisz mnie czy mam tu tak stać?

- Oczywiście, że masz tu stać- rzucam, odwracając się do niego tyłem. Ruszam w kierunku sypialni, rzucając ponad ramieniem- No przecież żartowałam. Wejdź.

W momencie kiedy wchodzi do mieszkania, w powietrzu coś się zmienia- staje się jeszcze gęstsze i duszniejsze. Podczas gdy Grayson czujnie omiata wnętrze mojego salonu i odkłada trzymane wcześniej ozdobne pudełko, ja kończę makijaż.

- A to co?

Zerkam w jego kierunku, zauważając, że trzyma w dłoni mojego Stasia.

Staś to mój pluszowy miś z dzieciństwa, który dostałam od cioci Kamili, która aktualnie mieszka we Włoszech. Towarzyszył mi całe życie i za nic w świecie bym się go nie pozbyła.

W oczach mężczyzny dostrzegam rozbawienie.

- Jak go uszkodzisz to ja uszkodzę ciebie- grożę poważnie, na co śmieje się cicho. Na ten dźwięk przechodzi mnie dziwny, niepokojący dreszcz.

Wracam do salonu w momencie kiedy Grayson odkłada maskotkę na miejsce. Następnie prostuje się i rozgląda wokół.

- Długie kroki, panie Langford- radzę, widząc jego minę.- Proponowałabym przeskoczyć na jedenastą, a następnie zrobić jeden krok w moją stronę i będzie pan bezpieczny.

Zerka na rozłożoną na podłodze folie. Wygląda, jakby miał przejść przez pole minowe. W końcu stosuje się do moich wskazówek i staje przede mną. Jest tak blisko, że niemal dotykam czubkiem nosa jego klatki piersiowej. Moje serce dziwnie przyśpiesza. Czuję męski zapach, bijące od szerokich ramion ciepło, obserwuje jak pierś unosi się i opada pod materiałem białek koszuli.

Wyczuwam na czubku głowy jego oddech. Słyszę, jak wciąga głęboko powietrze przez nos. Czy on wacha moje włosy? Cóż, dobrze, że użyłam dzisiaj lawendowej odżywki.

- Robisz remont?- pyta niskim głosem.- Albo nadal nie rozpakowałaś rzeczy? Albo się wyprowadzasz?

Podnoszę wzrok i napotykam błękitne oczy. Po raz pierwszy stoję aż tak blisko. Ładne ma te oczyska, cholera. I jak na faceta ma imponująco długie rzęsy, co jest bardzo niesprawiedliwe chociaż ja sama nie powinnam narzekać na geny.

Jutro jeszcze nie nadeszłoWhere stories live. Discover now