🌸Rozdział 17🌸

133 20 1
                                    

- Wleczesz się, Clark!

Wybiegam z kawiarni jak torpeda, trzymając w dłoni kubek z gorącą czekolada i próbuję nadążyć za Graysonem, który idzie spokojnie z rękami wciśniętymi w kieszenie. Nie odwraca się podczas gdy ja, cała roztargana oraz z pewnością czerwona na twarzy, gonię go jak szalona.

- Masz stanowczo zbyt długie nogi!- kłócę się z nim i w biegu dopijam napój. Rozbawiony Grayson zerka w tym czasie na mnie przez ramię.

Unosi prowokacyjnie brew.

- Geny.

- Zaraz zrobię ci krzywdę, jeżeli nie zwolnisz!- zapowiadam, dysząc jak lokomotywa. Wrzucam pusty już kubek do mijanego kosza na śmieci.

Niebieskie oczy mojego towarzysza iskrzą szczerym zadowoleniem.

- Z pewnością- prycha.

- Oho! Żebyś się nie zdziwił!- parkam naprawdę głośno. Rozpędzam się i z rozbiegu wskakuje na plecy niczego się niespodziewającego mężczyzny. Pomimo zaskoczenia natychmiast układa dłonie pod moimi udami i poprawia moją pozycję, nie zatrzymując się choćby na sekundę. Jak gdyby nigdy nic rusza dalej, a ja nie mogę wyjść z podziwu. Myślałam, że się zachwieje albo cokolwiek takiego, a on zachowuje się, jakbym wcale nie wskoczyła mu na plecy.

- I co teraz, mądralo?- pyta dumny z siebie i wydaje z siebie niesamowicie atrakcyjny śmiech.

Czy sama nie prosiłam się o katastrofę kiedy zaproponowałam mu kawę, lub jak w moim przypadku czekoladę, podczas przerwy na lunch? Ależ oczywiście, że tak. A dlaczego to zrobiłam? Bo chciałam zapewnić przede wszystkim samą siebie, że po tym, do czego doszło w ubiegłym tygodniu w moim mieszkaniu, jesteśmy jedynie kolegami z pracy. Ależ jestem naiwna.

Mocniej uczepiam się jego ciała, bojąc się upadku kiedy uśmiechnięty robi półobrót w miejscu ze mną na plecach. Torebka zsuwa mi się z ramienia, ale w tych emocjach nie zwracam na to uwagi. Śmieję się głośno, a on odstawia mnie na ziemię dopiero po dłuższej chwili. Ma wypisane w oczach wyłącznie prawdziwe szczęście, na którego widok nie potrafię nie uśmiechnąć się jeszcze szerzej.

Gdy kładzie mi dłoń na dolnej części pleców, niemal podskakuję.

- Całkiem ci ładnie z tymi wypiekami na policzkach.

Motyle w moim podbrzuszu ożywają i przepędzają moją niepewność. Lewy kącik jego ust drży ku górze, przez co na policzku tworzy mu się dołeczek, uwydatniony przez jego subtelny zarost. Mruży oczy, baczniej przyglądając się mojej twarzy, która adekwatnie do sytuacji obrazuje mój stan zdenerwowania.

No jest przystojny, co mam powiedzieć. Jest, kurde, przystojny.

- Nie no- cmokam.- W sumie to czasami bywasz całkiem miły jak się postarasz- uśmiecham się jakbym właśnie dostała cukierka.

- Co powiesz na lody?- proponuje mężczyzna, dostrzegając budkę z lodami nieopodal.- Mamy jeszcze trochę czasu.

- Czy ty chcesz wpędzić mnie w poczucie winy? Każdy doskonale wie, że słodkości nie odmówię.

Zgodnie decydujemy się podejść do budki z lodami gałkowymi. Zamawiam smak jagodowy, a Grayson miętę, a po chwili ruszamy z naszymi rożkami w kierunku budynku firmy.

Mój wzrok przykuwa mały piesek- jamniczek, który wraz ze swoją właścicielką spaceruje chodnikiem. Jest przecudowny! Nie mogę wyjść z zachwytu kiedy kobieta pozwala mi go pogłaskać. Piesek kładzie się na plecach, wystawiając brzuszek na moje palce. Co za słodziak!

Życzę właścicielce miłego dnia i ruszamy w dalszą drogę.

- Jak ty to robisz?- pyta mnie mężczyzna. Zadzieram głowę do góry, aby na niego spojrzeć, mrużąc oczy pod wpływem promieni słońca, która padają centralnie na moją twarz.

Jutro jeszcze nie nadeszłoWhere stories live. Discover now