1. Ciemność

691 48 12
                                    

Kiedyś zastanawiałam się, co się dzieje z człowiekiem po śmierci. A konkretnie z duszą. Tak po prostu znika? Dryfuję pośrodku niczego? Trafia do po śmiertelnej krainy? Przechodzi do innego wcielenia?

Jak byłam młodsza żyłam w przekonaniu, że po śmierci prawie nic się nie zmienia. Uważałam, że dusza zmarłego trafia do identycznego świata i żyje tam jak w raju. Dodatkowo może usiąść przed telewizorem i oglądać życie swoich żywych bliskich, niczym serial.

Jednak z wiekiem pozbyłam się tego rozumienia. Dotarło do mnie, że przecież, gdyby rzeczywiście tak było, ludzie nie baliby się śmierci.

Nie byłam osobą wierzącą, ale mimo wszystko rozważałam możliwość, że duszy zmarłych osób trafiają do nieba. Te przemyślenie wywołało kolejne. A mianowicie, że moja dusza na pewno trafiłaby do piekła.

Czy teraz byłam w piekle?

Czy ta ciemność, którą widziałam dookoła siebie była znakiem mojej śmierci?

Czy ja w ogóle jeszcze istniałam?

Nagle w całej tej samotnej ciemności dostrzegłam, równie czarne drzwi. Odznaczała się na nich złota, połyskująca klamka. Wyglądała tak kusząco i pięknie, że nie umiałam się powstrzymać, by do niej pójść.

Byłam coraz bliżej, ale nie czułam, że się poruszam. Nie widziałam swoich nóg, ani rąk, jednak jakimś cudem klamka znajdowała się już przede mną.

Chciałam wyciągnąć do niej dłoń i przekręcić, ale nie potrafiłam. Nie umiałam zrobić niczego innego, prócz gapienia się w nią.

Znienacka, drzwi jak gdyby nigdy nic się otworzyły. Zaczęłam się zastanawiać czy zrobiłam to moją siłą umysłu, czy może już po prostu wariowałam.

Szybko przestałam się tym zamartwiać, gdy zobaczyłam obraz przed sobą.

Wszędzie były lawendy. Fioletowe kwiatki sięgały samego horyzontu, a ich końca nie było widać. Było to gęste pole, oświetlone przez zachodzące już słońce. Pomarańczowe niebo odbijało się od powierzchni ziemi.

Znowu tak jak wcześniej, bez robienia żadnego ruchu, byłam po środku lawend. Nie wiedziałam, jakim cudem, ale nie przeszkadzało mi to. Wszystko było lepsze od tej ciemności.

Poczułam miękką powierzchnie na dole. Zdziwiona spojrzałam w dół i ku zaskoczeniu zobaczyłam bose stopy. Niespodziewanie odzyskałam kończyny. Wyciągnęłam ręce do przodu, upewniając się, że one też znajdują się już na swoim miejscu. Z ulgą poruszałam palcami u dłoni.

Wszystko wracało do normalności. Uśmiechnęłam się pod nosem i jeszcze raz spojrzałam na moje ciało.

Byłam ubrana w białą i powiewną sukienkę. Nie wiedziałam skąd się ona wzięła. Nigdy nie kupowałam takiej. Długością sięgała prawie do zielonej trawy.

Bardzo dziwne uczucie rozgrzewało się w moim ciele. Starałam się z całych sił przypomnieć, co tu robiłam, ale nie potrafiłam. W mojej głowie panowała gęsta mgła.

Gwałtownie się obróciłam, przypominając sobie o ciemnych drzwiach, przez które się tu znalazłam. Tam znajdę odpowiedzieć.

Zaskoczona uchyliłam usta, gdy ku moim oczom zamiast ciemności, pojawiło się kolejne wzgórze lawendy. Zapatrzyłam się na ten punkt, czując niepokojące uderzenie w płucach.

- Justin.

Rozbrzmiał delikatny, kobiecy głos, gdzieś nade mną. Powoli odwróciłam wzrok od oddalonego o kilka metrów wzgórza i uniosłam głowę. Pomiędzy chmurami nie dostrzegałam nikogo, ale przecież słyszałam, że dźwięk dochodzi stamtąd.

- Justin.

Znów to samo. Moje serce na chwilę się zatrzymało, gdy te imię rozbrzmiewało w moich uszach. Uczucie, że skądś, je kojarzyłam, ciążyło mi na barkach.

- Nie możesz siedzieć przy niej non stop. Musisz coś zjeść, wykąpać się, przespać.

Kobiecy głos stał się donośniejszy i bliższy. Tak jakby znajdowała się tuż obok mnie, ale nigdzie jej nie widziałam.

Jeszcze raz rozejrzałam się po polu, a gdy nic nie zobaczyłam, spojrzałam jeszcze na wzgórze, tak dla upewnienia.

Mrugnęłam powoli, gdy wzgórze już nie było puste. Na samym szczycie stał mężczyzna. Miał spuszczoną głowę, więc jedyne, co mogłam o nim powiedzieć, to to, że był bardzo wysoki. Miał szerokie i umięśnione ramiona, które nawet w garniturze, eksponowały swoje mięśnie.

Gdybym patrzyła jedynie na ubranie, uznałabym, że jest jakimś biznesmenem bądź młodym milionerem. Jednak jego rozczochrane, brązowe włosy, dawały wrażenie kogoś zagubionego, silnie starającego wpasować się w jakieś towarzystwo.

Miał dziwną, mroczną aurę wokół siebie. Już nawet nie chodziło o to, że bardzo odznaczał się na tle fioletowych pól, tym swoim czarnym i eleganckim ubiorem. Po prostu z jego osoby bił ogromny chłód i nawet ja, będąc kilka metrów od niego, go czułam.

- Justin, słyszysz?

Głos z góry zadrżał. Kobieta była na skraju płaczu i nie musiałam jej widzieć, by to słyszeć. Miałam ochotę znów spojrzeć ku niebu, ale jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w tajemniczego mężczyźnie.

W sekundzie, w której podniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy, zadrżałam. Wcześniej nie czułam żadnej konkretnej emocji, ale gdy wpatrywał się we mnie tymi zielonymi oczami, które miały tak intensywny kolor, poczułam jednocześnie niepokój i żal.

Czy to jego kobieta wołała przez ten cały czas?

- Emily, zostaw mnie.

Tym razem rozbrzmiał, głęboki męski głos. Był basowy i niski. Pasował do  tego mężczyzny na wzgórzu, ale on nawet nie otworzył ust.

- Ona się nie obudzi. Słyszałeś lekarzy. Nie wyszedłeś z tego pokoju od trzech dni. Od miesięcy nie ma z tobą kontaktu. Proszę postaraj się, chociaż funkcjonować. Nawet twój tata zaczął się martwić.

- A jak się obudzi? – mężczyzna na wzgórzu drgnął i moja podświadomość była teraz niemal pewna, że ten głos należy do niego. – Nie chcę znów jej zostawić. To moja wina i nie zostawię jej.

- To nie twoja wina. Nikt z nas nie wiedział, że ktoś zamierza zrobić zamach na nią. Wiem, co czujesz, bo to moja siostra, ale nie możemy stać w miejscu i czekać, aż do nas wróci.

- Myślisz, że nas słyszy? – zapytał mężczyzna.

- Nie wiem. Czytałam dużo w internecie, że podczas śpiączki, osoba pozostaje w pełni świadoma, ale tylko w nielicznych przypadkach. Każdy przechodzi to inaczej.

- Chciałbym jej powiedzieć tyle rzeczy.

Gdy słowa dudniły mi w uszach, nie potrafiłam odwrócić wzroku od bladej twarzy chłopaka na wzgórzu. Wyglądał przerażająco. Jego usta były sine, a oczu zmęczone. Pragnęłam znaleźć się bliżej niego.

- Weź prysznic i zejdź na dół. Zrobiłam kolacje.

Poczułam zimny wiatr, który nagle się uruchomił. Włosy latały mi na każde strony, przez co nic nie widziałam. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

Starałam się ogarnąć rozwydrzone kosmyki włosów, gdy kątem oka dostrzegłam postać, która znajdowała się za mną. Ten sam mężczyzna stał teraz kilka centymetrów obok mnie.

Słońce znikło z nieba i w jednym momencie zastąpiły je czarne chmury. Pole lawend, już nie wyglądało tak pięknie.

- Nienawidzisz mnie.

Wypuściłam gwałtownie powietrze czując przeszywający ból pod żebrami. Metaliczny posmak krwi w sekundę znalazł się na moich wargach i wtedy zrozumiałam, że to wina tego mężczyzny.

Wbił mi nóź prosto w serce.

Upadłam na zimną podłogę.

I znów zapanowała ciemność.

The another bottom #2 [18+]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora