Zanim jeszcze zdjął jedzenie z palnika kuchenki, Geiser znalazła się już na dole w o wiele bardziej eleganckim ubraniu niż zwykł ją widywać na co dzień. Dopasowaną marynarkę i białą koszulę zastąpiła czerwoną sukienką sięgającą nieco za kolano, zaś na stopach kobiety znalazły się obcasy, sprawiające, że jej twarz bez wysiłku znajdowała się na równi z twarzą Zygmunta.
— Co tam przygotowałeś?
Usiadła na najbliższym krześle, przy którym naszykował talerz i szklankę pełną wody z cytryną. Lepsze to niż sama woda, z pewnością bardziej estetyczne, a przy tym łatwe do zrobienia. Prawdopodobnie zmarnował połowę potrzebnego mu czasu na szukanie, gdzie u diabła Geiser trzymała właśnie cytrynę czy inne składniki.
— Shakushę — oznajmił dumnie, gasząc ogień przy garnku. Na brak zrozumienia w oczach kobiety, wyjaśnił, zadzierając podbródek: — Takie popularne żydowskie danie, jajka z sosem i warzywami, ale nie dodałem pomidora, bo nie lubię. I nawet nie miałaś.
— Znakomita decyzja, Żydku — odparła, wpatrując się w niego z pełnym zainteresowaniem, aż zrobiło się mu nieswojo. Nie był przyzwyczajony, że Niemka poświęca mu tyle uwagi i akurat nie jest zajęta pokazywaniem mu, gdzie jest jego miejsce w mniej lub bardziej gwałtowny sposób. — Choć na przyszłość nie radziłabym celować w potrawy twojej kultury, godne są raczej karmy dla Bełta i Bismarcka.
— Zapewniam, że przypadnie ci do gustu.
Miał wrażenie, że trochę rozgotował jajka, a sos wydawał się mu zbyt mało doprawiony, ale przecież nie miała specyficznie koszernych przypraw, a musiał unikać niekoszernego syfu tak często, jak się dało. Nawet, jeżeli tu nie miał pewności, czy aby Niemka nie przygotowywała w danych naczyniach czegoś nieodpowiedniego. Geiser uniosła brew ze zniecierpliwieniem.
— No, czekam? — A gdy jeszcze przez chwilę stał nieruchomo, ponagliła natarczywiej: — Sama mam sobie nałożyć, czy podasz?
— A — wydukał, pospiesznie zabierając jej talerz sprzed nosa i nakładając na dobry początek odrobinę dania.
Postanowił, że jak jej nie posmakuje, to on sobie zakonserwuje i zostawi do obozu.
Rodion może umiał gotować i robił to całkiem nieźle, ale na żydowskiej kuchni nie znał się ni w ząb. Natomiast tłumaczenie, jak przygotować konkretną potrawę bez użycia słów, graniczyło z cudem.
— Nie czekamy jeszcze na kogoś? — napomknął jeszcze, niepewnie zerkając na twarz towarzyszki.
— Ach, nie, nie. — Widząc, jak blondynowi ulżyło na tę wieść, parsknęła śmiechem. — Po prostu obok mnie mieszka taki starszy pan i czasem zanoszę mu obiady, bo sam nie przyzna, ale nie radzi już sobie.
— A twój... mąż?
To ostatnie słowo ledwo wydusił, nie potrafiąc przebrnąć przez myśl o jakimś przystojnym facecie w guście Geiser, który zaraz wejdzie do pomieszczenia, odłoży płaszcz i kapelusz, a potem pocałuje ją w policzek, co zdecydowanie powinno stanowić rolę kogoś innego, byle nie tego fagasa. Nieważne, kim owy fagas był.
— W oficjalnej wersji był marynarzem i zmarło mu się jakieś trzy lata temu. — Wzruszyła ramionami, ostrożnie wąchając zawartość swojego talerza. — Nieoficjalnie, to nigdy nie pojawił się żaden mężczyzna będący w stanie wytrzymać ze mną dłużej niż miesiąc.
— Cóż, nie wiem, ile się znamy, ale...
— Ciebie nawet nie liczę, 213769, mężczyzną może być wyłącznie aryjczyk, nie jakiś podczłowiek — przerwała mu. Dostrzegłszy, że ciągle stoi obok niej, dodała ze zniecierpliwieniem: — Usiądźżesz wreszcie i też coś zjedz, tylko nie nadwyręż sobie żołądka jedzeniem dla ludzi. No, prawie.
CZYTASZ
FAHRRADSATTEL [PL] | enemies to lovers
Historical FictionGdy Zygmunt trafił do KL, nie spodziewał się, że pozna tutaj pewną kobietę. Nie spodziewał się też tego, że kobieta nie będzie znała ani słowa po hebrajsku i raczej będzie stronić od judaizmu. Oraz tego, że kręcą go takie rzeczy. Był w końcu tym dum...