Miraculous - Paola Burgeois

6 1 0
                                    

Pewnego słonecznego dnia młoda dziewczyna spacerowała po uliczkach Mediolanu. Doszła do swojego ulubionego parku w którym rozłożyła koc i wyciągnęła szkicownik. Zerkając na stroje innych przebywających w parku osób szkicowała projekty ubrań. Gdy jej telefon zadzwonił przerywając tą piękną chwilę chwyciła go jak oparzona. Z całą pewnością czekała na jakąś bardzo ważną rozmowę
- Cześć Blaze.
- Hej Paola, udało się. Oficjalnie wygraliśmy licytację. Sklep jest twój.
- Co za ulga, już myślałam, że na darmo kupowałam bilet do Paryża.
- Wybacz, że tyle to trwało, ale walka była naprawdę zacięta.
- Ale nie miałam wątpliwości, że ją wygrasz. Teraz tylko oficjalnie trzeba dać zlecenie na baner i załatwić transport wszystkich potrzebnych rzeczy tam. Zmieniłeś miejsce dostawy tych wieszaków?
- Oczywiście. Mieliśmy szczęście, jeszcze nie były w trasie, inaczej mielibyśmy duży problem.
- Jesteś najlepszy. Dobra, to załatw ten baner i wykup auto do przeprowadzek, żeby przewiozło te wszystkie rzeczy. Ja jutro rano przyjdę tam i zrobię co będę mogła. Ulotki poroznoszę, posprzątam.
- Pewnie, wszystkim się zajmę. Ty skup się na ubraniach.
- Okej. Nie zostało mi wiele czasu do lotu, więc powinnam już zbierać walizki.
- Jasne, to do zobaczenia na wielkim otwarciu. - i rozłączył się. Paola dokończyła szkicowanie kolejnej kreacji i spokojnym krokiem poszła w stronę swojego domu. Wzięła z niego tylko jedną, dużą walizkę. Reszta była zapakowana w pudła i miała dojść do niej razem z zaopatrzeniem jej nowego sklepu za jakieś 2-3 dni. Paola zawsze marzyła o własnym butiku i co prawda spełniła to marzenie już kilka lat temu otwierając go w Mediolanie, ale chciała pójść o krok dalej. Postanowiła zrobić to w Paryżu, głównie ze względów osobistych. Cała jej rodzina się stamtąd wywodziła, nawet jej nazwisko było typowo Francuskie. Nie łatwo było znaleźć jakiś ładny sklep blisko centrum Paryża na sprzedaż, ale w końcu dzięki ogromnym staraniom udało jej się. Nie mogła się doczekać odwiedzenia tam swoich ulubionych miejsc. Jako dziewczynka opuściła Francję by rozwinąć karierę modelki w światowej stolicy mody i Mediolan całkowicie ją urzekł. Dalej bardzo jej się w nim podobało, ale potrzebowała jakieś zmiany. Z walizką i niewielką, poręczną torebką wyszła na zewnątrz. Miała kawałek do lotniska, ale i tak biorąc pod uwagę korki opłacało jej się to bardziej niż taksówka. Szła niespiesznie rozglądając się wokół aż nagle zauważyła starszą, ślepą kobietę, która powoli szła przez pasy. Auta na nią trąbiły, ale ona zdawała się tym nie przejmować. Nagle usłyszała pisk opon i warkot szybko zbliżającego się auta. Nie myśląc o niczym, poza biedną starszą panią wbiegła na pasy i w ostatniej chwili pomogła kobiecie przejść. Auto zahamowało dopiero na środku pasów, a Paola podeszła do niego i zrobiła kierowcy awanturę. Gdy chciała iść już w stronę lotniska okazało się, że kobieta wciąż czeka na nią
- Dziękuję moja droga.
- Nie ma za co. Idiota o mało co pani nie rozjechał.
- Tak wiem. Zawdzięczam ci życie. Pozwól, że coś ci podaruję. - wyciągnęła z torby z zakupami, którą trzymała malutkie pudełko. Zgodnie z ilustracją na wieczku zawierało makaroniki. Normalnie Paola by odmówiła z grzeczności, zwłaszcza że nie koniecznie mogła jeść słodycze, ale do makaroników miała ogromną słabość, więc przyjęła prezent. Postanowiła zjeść je już w samolocie, ale gdy będąc tam otworzyła pudełko zamiast makaroników znalazła jeszcze mniejsze, czerwone pudełeczko na biżuterię w którym była urocza, srebrna bransoletka z perłą i wizerunkiem delfina

Zaskoczyło to dziewczynę, ale założyła śliczną błyskotkę. Wtedy nagle na pustym siedzeniu obok niej pojawiło się małe stworzonko. Wyglądało jak pluszowy delfin
- Cześć. - powiedziało niezrażone tym, że dziewczyna wybałuszyła na nie oczy. Przez chwilę Paola nie wiedziała co zrobić, ale zdając sobie sprawę, że samolot jest pełen innych ludzi schowała stworzonko do torebki i szeptem nakazała mu milczenie. Lot trwał jeszcze kilkanaście minut i w końcu wylądowali w Paryżu. Paole dopadła lekka melancholia. Tęskniła za tym miejscem i to bardzo. Prawie nic się tu nie zmieniło, jakby czas w tym miejscu stanął. Czekał na nią lokaj jej kuzynki - Chloé by zabrać ją do hotelu jej wujka - burmistrza. Uśmiechnęła się na jego widok
- Witaj panienko.
- Miło cię widzieć Armand. - powiedziała i uściskała mężczyznę. Był on tym zaskoczony
- Ach, stęskniłam się za tym miejscem. Nie mogę się doczekać zobaczenia co się zmieniło w hotelu. Tak poza tym, proszę nie nazywaj mnie panienką, tylko Polą jak kiedyś.
- Oczywiście. - uśmiechnął się i pogłaskał dziewczynę po głowie. Znowu poczuła się jak mała dziewczynka wychowująca się w hotelu wujka i bawiąca się razem z Chloé i panem Armandem. Był on dla niej niemal drugim ojcem. Mężczyzna naprawdę szczęśliwy, zachowanie Paoli było ogromną, pozytywną odmianą po tym jak traktowała go jej kuzynka. Pojechali do hotelu. Dziewczyna dostała dokładnie ten sam pokój co przed laty. Okazało się, że na przeciwko mieszka sam Jagged Stone. Dziewczyna była jego wielką fanką. Już jako dziecko słuchała jego muzyki, ale dopiero teraz, po kilku latach stała się jego prawdziwą fanką. Pisała z nim trochę przez insta, ale teraz w końcu miała szansę poznać go na żywo. Wybłagała pana Armonda, żeby dał jej znać gdy Jagged będzie czegoś potrzebował, bo miała z nim bardzo poważną kwestię do omówienia, a poza tym po prostu chciała go poznać. Teraz pozostała tylko jedna ważna kwestia, którą z grzeczności wypadało odhaczyć. Podeszła więc do drzwi pokoju obok
- Cześć Chloe. - powiedziała szukając wzrokiem kuzynki. Ta powoli podeszła do niej. Niewiele się zmieniła. Spotykały się w USA co rok na święta i Paola była obserwatorką niepokojącej przemiany dziewczyny. Nie wiedziała czym jest ona spowodowana, pewnie po trochu samotnością a po trochu tym, że jej największą idolką była jej matka, która do najlepszych wzorów nie należała
-Pola, co tu robisz? - powiedziała mierząc ją wzrokiem
- Przyleciałam na jakiś czas. Tata ci nie mówił?

Moje autorskie historieWhere stories live. Discover now