|Rozdział 44| Następnym razem cię zabiję

420 38 55
                                    

01101011 01110100 01101111 11000101 10011011 00100000 01110100 01110101 00100000 01111010 01100111 01101001 01101110 01101001 01100101

Jay POV

Był już wieczór. Cole zemdlał. Długo się nie budził, więc zawieźliśmy go do hotelu i wezwaliśmy lekarza. Powiedział, że jego organizm jest osłabiony i że powinien odpocząć.

Ze wszystkich możliwych osób to oczywiście ja, o ironio, zostałem poproszony o to, aby mu towarzyszyć. Nie miałem za wiele do gadania więc po prostu wsiadłem w autokar.

Patrzyłem na niego, gdy spał i chciało mi się płakać. Chciałem go nienawidzić. Naprawdę się starałem. Ale nie potrafiłem. Miał w sobie coś, co od początku mnie do niego przyciągało. Był tajemniczy, a w środku delikatny i to było coś naprawdę wyjątkowego. Natomiast z drugiej strony zaczęło mnie to wykańczać.

- Wstał? - zapytał Zane, który wrócił z kolacji. Pokręciłem przecząco głową - Niedługo zaczyna się impreza u Ash'a. Wpadasz?

Zastanowiłem się. Nie przepadałem za takimi imprezami. Bardzo. Ale jednak wizja oderwania się w jakikolwiek sposób od myśli związanych z czarnowłosym uśmiechała się do mnie. Głupio było mi go tak zostawiać, ale wiedziałem, że on by przy mnie nie został.

- Myślę, że tak, ale trochę później - odparłem spokojnie, idąc w stronę łazienki - Nie czekajcie na mnie.

Jay - zaczął nagle Zane, zatrzymując mnie w połowie. - Wiesz... Znam Cole'a od dziecka. I... Nie bądź dla niego zbyt surowy, okej? Wiem, że cię skrzywdził i rozumiem to. Ale również jestem świadomy tego, że nie wszystko robi umyślnie. Jeśli będzie chciał się wytłumaczyć - pozwól mu na to. Cole nigdy tego nie robi, a skoro próbuje to znaczy, że mu zależy. Rozumiesz?

Patrzyłem na niego, nie będąc przekonany w stu procentach. Nie chciało mi się jednak dyskutować, więc pokiwałem głową i poszedłem do łazienki.

Lloyd POV

Siedziałem z Kai'em na tarasie hotelu. Słońce już zachodziło, było dosyć ciepło. Nie byłem w stanie uwierzyć w szczęście, które mnie spotkało. Poznałem chłopaka. Chłopaka, przy którym nigdy nie kończą mi się tematy, przy którym mógłbym spędzać każdą chwilę.

Piliśmy piwo i gadaliśmy o wszystkim. Zaraz zaczynała się impreza, na którą czekaliśmy.

- Jak byłem mały chciałem być prezydentem - odezwałem się, śmiejąc się pod nosem. Kai spojrzał na mnie zdziwiony.

- Prezydentem? Ja jak byłem gówniarzem chciałem być owcą - zdziwił się. Zmarszczyłem brwi.

- Owcą?

- No, bo mi zimno było zawsze, więc chciałem mieć futro-

- Właściwie-

- Jeden chuj - przerwał mi. - Dlaczego chciałeś być prezydentem? - zapytał z wyraźnym zainteresowaniem, dziwiąc się, że mały chłopiec miał takie zachcianki.

- Bo chciałem w końcu zadowolić rodziców - westchnąłem głęboko. - Wiedziałem, że jak będę robić coś ważnego to może będą ze mnie dumni, chociaż ten jeden raz.

Kai zdecydowanie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Patrzył to raz na mnie, raz przed siebie, szukając odpowiednich słów.

Przypadek? | Bruise | WaterJade |GreenflameWhere stories live. Discover now